Następnego dnia postanowiłam wrócić do domu. Przyjaciółki na pewno bardzo się o mnie martwiły. Dochodząc do mieszkania poczułam zapach spalenizny. Otworzyłam drzwi .
- Pali się czy co ?- krzyknęłam .
Woń dochodziła z kuchni . Przekroczyłam próg.
W starych , podartych łachach przy prawie czarnej patelni stała nieznajoma dziewczyna , a na krześle przy stole siedział chłopak, którego nigdy wczesniej nie widziałam .
Na odgłos moich kroków nieznajoma podniosła głowę . Miała może dwadzieścia lat . Na jej nosie zauważyłam ślad , jakby ktoś wymazał ją węglem .
- Cześć , dziewczyn nie ma . Wyszły.
- Ja chyba trafiłam nie do tego domu co trzeba , sorry- kierowałam sie do wyjścia , a chłopak krzyknął za mną :
- Jeśli jesteś Carmen Jakaśtam to dobrze trafiłaś .
- A ty kim jesteś ? To znaczy wy...?- cofnęłam się na tyle , by przez szparkę w drzwiach zobaczyś twarz dziewczyny.
- Ja jestem Jenny , a to Kevin .
- Jakoś niewiele mi to mówi, wybaczcie .
- Jakaś ty niekumata . Ja jestem siostrą Caroline , a to jest brat Karen.
- Ahhhhha . Fajnie , że ja nic nie wiem o waszym przyjeździe . Wystarczy , że wyjdę na dwa dni , a one już robią co chcą ...
- Bywa .
Poszłam do swojego pokoju . Ryknęłam ze złości .
- Co to ma być !!!!!
W całym pokoju porozwalane były damskie ubrania . Gdzieś na biurku leżały drogie kosmetyki i zużyte chusteczki . Na podłodze w kącie stała elektryczna gitara trochę zniszczona. No dobra ... strasznie zniszczona .
Przybiegła Jenny.
- Co się stało?
- Co to ma być ?
- Nic . Po prostu trochę tu pomieszkam .
- Masz moje pozwolenie? To mój pokój.
- Nie mam ale coś przypuszczam , że już je otrzymałam .
- Witaj kanapo w salonie...- mruknęłam.
- Nie zabawię tu długo. Jakiś miesiąc...
- Miesiąc?!!!! Trzymajcie mnie, bo...........
- Już, już... Co się tak rzucasz- za ramiona złapała mnie Caroline.- To tylko miesiąc !
- Aż miesiac. Możesz mnie puścić ?
- Chciałaś, żeby cię trzymać .
- Już wystarczy. Wielkie dzięki .
- No widzisz ? już ci przeszło- Caroline wyraźnie się ze mnie zbijała.
- A gdzie Karen?
- Vivian udziela jej korepetycji z widzenia rzeczy niewidzialnych.
- No to kicha.