wtorek, 25 grudnia 2012

Rozdział 28

   Następnego dnia postanowiłam wrócić do domu. Przyjaciółki na pewno bardzo się o mnie martwiły. Dochodząc do mieszkania poczułam zapach spalenizny. Otworzyłam drzwi .
   - Pali się czy co ?- krzyknęłam .
   Woń dochodziła z kuchni . Przekroczyłam próg.
   W starych , podartych łachach przy prawie czarnej patelni stała nieznajoma dziewczyna , a na krześle przy stole siedział chłopak, którego nigdy wczesniej nie widziałam .
   Na odgłos moich kroków nieznajoma podniosła głowę . Miała może dwadzieścia lat . Na jej nosie zauważyłam ślad , jakby ktoś wymazał ją węglem .
   - Cześć , dziewczyn nie ma . Wyszły.
   - Ja chyba trafiłam nie do tego domu co trzeba , sorry- kierowałam sie do wyjścia , a chłopak krzyknął za mną :
   - Jeśli jesteś Carmen Jakaśtam to dobrze trafiłaś .
   - A ty kim jesteś ? To znaczy wy...?- cofnęłam się na tyle , by przez szparkę w drzwiach zobaczyś twarz dziewczyny.
   - Ja jestem Jenny , a to Kevin .
   - Jakoś niewiele mi to mówi, wybaczcie .
   - Jakaś ty niekumata . Ja jestem siostrą Caroline , a to jest brat Karen.
   - Ahhhhha . Fajnie , że ja nic nie wiem o waszym przyjeździe . Wystarczy , że wyjdę na dwa dni , a one już robią co chcą ...
   - Bywa .
   Poszłam do swojego pokoju . Ryknęłam ze złości .
   - Co to ma być !!!!!
   W całym pokoju porozwalane były damskie ubrania . Gdzieś na biurku leżały drogie kosmetyki i zużyte chusteczki . Na podłodze w kącie stała elektryczna gitara trochę zniszczona. No dobra ... strasznie zniszczona .
   Przybiegła Jenny.
   - Co się stało?
   - Co to ma być ?
   - Nic . Po prostu trochę tu pomieszkam .
   - Masz moje pozwolenie? To mój pokój.
   - Nie mam ale coś przypuszczam , że już je otrzymałam .
   - Witaj kanapo w salonie...- mruknęłam.
   - Nie zabawię tu długo. Jakiś miesiąc...
   - Miesiąc?!!!! Trzymajcie mnie, bo...........
   - Już, już... Co się tak rzucasz- za ramiona złapała mnie Caroline.- To tylko miesiąc !
   - Aż miesiac. Możesz mnie puścić ?
   - Chciałaś, żeby cię trzymać .
   - Już wystarczy. Wielkie dzięki .
   - No widzisz ? już ci przeszło- Caroline wyraźnie się ze mnie zbijała.
   - A gdzie Karen?
   - Vivian udziela jej korepetycji z widzenia rzeczy niewidzialnych.
   - No to kicha.

niedziela, 14 października 2012

Rozdział 27

   Siedziałam wielkiej sali wsłuchując się w kroki męskich kroków. Sciany były misternie pomalowane na czarno . Oprócz krzesła , na którym siedziałam w sali było zupełnie pusto . Wokół mnie krążyła postać mężczyzny , kompletnie łysego , z podkręconym wąsikiem i bulwiastym nosem . Miał potężnie zbudowaną sylwetkę , a ubrany był w czarne spodnie i ciemnozielony sweter , do którego przypięta była odznaka Mistrza Umysłów . Pomimo pokrzepiającego uśmiechu na twarzy wyglądał groźnie i odrażająco .
   - I cóż , panno Goldsmin- cały czas przekręcał moje nazwisko .- Myślę , że dowiemy się od panny bardzo ciekawych rzeczy .
   Byłam zła na Keitha , że byłam świadkiem zajscia w bibliotece . Przez niego teraz miałam kłopoty . I choć byłam wkurzona na niego , to i tak nie byłam w stanie wypowiedzieć choćby jednego słowa przeciw niemu .
   - Jeżeli nie chcemy mówić , zawsze można użyć czegoś bardziej drastycznego - różdżka w dłoni mężczyzny sprawiała niemiłe wrażenie .
   Okazało się , że przy całej procedurze prześwietlania umysłów nie było Damaris . Gdyby stała gdzieś niedaleko , czułabym się dużo lepiej . W jej obecności nikt nie mógłby zrobić mi krzywdy .
   Kilka razy próbowałam bezskutecznie popatrzeć w oczy Mistrza i wyczytać , co ma zamiar ze mną zrobić . Niestety , facet cały czas odwracał wzrok .
   Z rozmowy ochroniarzy wynikało , że Mistrz nie mógł odczytać w moim umyśle więcej , niż to , że coś wiem na interesujący ich temat . Podobno natrafili na jakąś przeszkodę , która nie pozwoliła dowiedzieć się czegoś więcej .
   - Mówimy ?
   Sam Mistrz Umysłów nie mógł sprawdzić moich myśli . To musiało coś oznaczać . Coś tutaj nie grało .
   - Mówimy ?!- głos mężczyzny był coraz bardziej natarczywy .
   - Nie .
   Nie wiem dlaczego odmówiłam . Chciałam wszystko wyjaśnić , ale nie potrafiłam .
   Tymczasem dwaj ochroniarze wyczarowali dużą szklaną tablicę . Były do niej przymocowane skórzane paski : dwa w górze i dwa na dole .
   - Na pewno ?
   Wiedziałam , że ta ściana miała posłużyć do przestraszenia mnie . Skupiłam się i już miałam otworzyć usta , gdy nagle zapomniałam języka w gębie . Dosłownie . W tym momencie nie wiedziałam nawet jak się nazywam .
   - Dobrze chłopcy - Mistrz zwrócił się do osiłków.- Bierzcie ją .
   Ochroniarze wzięli mnie pod ręce i zaprowadzili pod szklaną ścianę . Odwrócili mnie tyłem do niej i moje ręce i nogi przypięli pasami . Nie miałam możliwości żadnego ruchu ani tym bardziej ucieczki . Mistrz stanął naprzeciwko mnie i skierował różdżkę w moją stronę .
   - To może boleć .
   Ok. Powiem.... Nie dam rady . Nie wiedziałam co się ze mną dzieje .
   Mistrz jeszcze raz upewnił się czy nie zmieniłam zdania , ale widząc moją frustrację przeniósł wzrok na swoją różdżkę i skupił się na wymawianiu zaklęcia :
   - Apoklotes minima ...
   Snop parzącego światła z maksymalną prędkością leciał kierując się prosto w mój brzuch . Przygotowana na atak wygięłam się najbardziej jak mogłam . Ręce miałam powyciągane do granic możliwości , jednak uniknęłam świetlnego pocisku . Zaklęcie trafiło w szklaną ścianę , przyprawiając ją o ostre wibracje .
   Mistrz podszedł krok bliżej .
   - Apoklotes minima .
   Nie zdążyłam uchylić się wystarczająco szybko . Czar trafił w mój lewy policzek .
   Miałam wrażenie , że złota kulka wyżłobiła w mojej skórze maleńki dołek sięgający kości policzkowej . Piekło tak bardzo , że z trudem opanowałam się aby nie krzyknąć.
   Oczy Mistrza patrzyły pytająco . Nie widząc żadnej reakcji z mojej strony , posiniałe usta wyszeptały :
   - Apoklotes minima ...
   Rana na moim policzku wykazała właściwości magnetyczne . Kolejny złoty pocisk trafił w nią i wydawało mi się , że wypalił moją głowę na wskroś .
   Krzyknęłam . Nie potrafiłam się dłużej powstrzymywać .
   Drzwi do sali ze zgrzytem otworzyły się . Przez zalane łzami oczy nie widziałam twarzy ani sylwetki gościa .
   - Wyjdź stąd !- wrzasnął Wielki Mistrz .
   - Najpierw oddaj co zabrałeś .
   Gdzieś słyszałam ten głos . Ta stanowczość , a zarazem opanowanie . Wtedy słyszałam też opiekuńczosć .
   - Nie wiem o czym mówisz .
   - Nie możesz jej zabić !
   "Jej" .
   - Jeżeli nie dowiem się tego czego muszę się dowiedzieć , mogę .
   Nie bawili się dłuzej w bezsensowne i pseudouprzejme dyskusje . Po sali latały zaklęcia . Jedne mocniejsze od drugich .
   - Apoklotes minima ...
   - Rofuntia laa ...
   - Villani merkura ...
   Usłyszałam krzyk . Krzyk Mistrza ... Potem odgłosy walki . Niemagicznej . Coś w rodzaju karate ...
   Ktoś odwiązał mi ręce i nogi .
   - Choć . Idziemy .
   Nie mogłam się poruszyć . Kończyny odmówiły mi posłuszeństwa .
   Uniosłam się . Nad ziemią . Wtuliłam się w ciepły sweter , który kogos mi przypominał . To ciepło przywróciło mi poczucie bezpieczeństwa ...

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
   Obudziłam się nie wiedzac gdzie jestem . Nie kojarzyłam tego pokoju , ani innego pomieszczenia , które znajdowało się za drzwiami . Koło mnie ktoś siedział . Uniosłam się na łokciu i rozejrzałam dookoła .
   - Peter ...
   W policzku zapulsowało . Opadłam na miękką poduszkę .
   - Tak ?
   - Co ja tutaj robię ? Gdzie ja jestem ?
   Znów policzek . Taa... tajemnica , walka , ciepły sweter .
   - To ty mnie uratowałeś , prawda ?
   - A jak myślisz ?
   Mocniej otworzyłam oczy i zauważyłam cienką struzkę krwi płynącą po policzku chłopaka .
   Zerwałam się nagle .
   - Peter . Tobie też zrobił krzywdę ? To przeze mnie .
   Chciałam wstać , ale jego silna dłoń delikatnie popchnęła mnie na poduszkę .
   - Nic mi nie będzie . Nie bój się .
   - Jaka jestem ci wdzięczna . Co ja mogę dla ciebie zrobić wzamian ?
   - To nic takiego . Ja tylko ... przepraszałem za tamto ... No , wtedy u ciebie w domu ...
   Ahha . No tak .
   Dźwignęłam się na łokciu . Złapałam go za szyję i przyciągnęłam do siebie . Sytuacja była jednoznaczna .
   - A teraz ja chcę przeprosić za kłopot - powiedziałam patrząc mu prosto w oczy .
   - Nie musisz , rozumiem , ze mnie nie kochasz . To jasne , a ja potrafię to uszanować - chciał się wyrwać z mojego uścisku , ale ja tym razem okazałam się silniejsza .
   - Nie rozumiesz ? Ja cię kocham- zmusiłam go do pocałunku . Nie opierał się jednak długo . Zaczął oddawać pocałunki . Czas upływał powoli . A on mnie całował .
   Znów policzek zapiekł . Oderwałam na chwilę swoje usta od ust Petera i opadłąm na poduszkę . Pomogło .
   - Zrobisz coś dla mnie ?
   - Co tylko zechcesz .
   - Pocałuj mnie jeszcze raz .
   Znów się całowaliśmy . Jego wargi były takie ciepłe . Nie miałąm ochoty się od niego oderwać . On zrobił to pierwszy .
   Podniosłam się w geście sprzeciwu .
   - Ja tylko zrobię ci herbaty - powiedział widząc moje oburzenie .
   Mężczyźni .
 

piątek, 21 września 2012

Rozdział 26

   - Boję się !
   - Czego ?
   Popatrzyłam na Karen znacząco .
   - Aaa ...
   Właśnie dzisiaj miało się odbyć prześwietlanie umysłów . Stałam w długiej kolejce rozciągniętej od sali 507 do sali 517 znajdujących się w znacznej odległości od siebie . Serce waliło mi tak , że nie mogłam zaczerpnąć tchu . Przed uduszeniem chroniła mnie tylko Caroline , która usilnie próbowała ochłodzić duszne powietrze wachlując książką od widzenia rzeczy niewidzialnych .
   - Jak myślicie . Mogą mi coś zrobić ?
   - Damaris tam jest i nie pozwoli zrobić ci krzywdy .
   - A może powinnam powiedzieć jej to wszystko dobrowolnie na osobności ?
   - Może to i dobra myśl .
   - Wątpię żebyś zdołała wyprosić Damaris z sali . Ona jest tam potrzebna .
   - Może mi się uda .
   - Zawsze można spróbować .
   - A jesteś na to gotowa ?
   - Nie .
   Na takie coś nigdy nie będę gotowa- pomyślałam . Raz kozie śmierć !
   Przepchałam się z trudem przez tłum uczniów ucieszonych brakiem zajęć lekcyjnych . Każdy był tak podekscytowany , że dwa razy przypadkowo dostałam łokciem w brzuch i kilka razy uniknęłam oblania wodą , podpalenia i wyrzucenia w powietrze .
   Przed salą natknęłam się na przeszkodę .
   - Gdzie się panience tak spieszy ?- zainteresował się jeden z ochroniarzy strzeżących wejścia do środka .
   - Muszę porozmawiać z kimś , kto jest w tej sali .
   - Nie wiem czy smarkatej czarodziejce wiadomo , ale tam odbywa się prześwietlanie umysłów - odparł drugi , kontrastowo mniej uprzejmy .
   - Tak , wiem , ale nie to nie może czekać .
   - A ja założę się , że może . Przynajmniej do swojej kolei .
   Odepchnął mnie lekko . W odpowiedzi wepchnęłam się bliżej drzwi , skąd chwilę później wylądowałam na podłodze kilka metrów dalej . Wokoło zebrał się ciekawski tłumek . Nie zwracałam na nich uwagi . Podniosłam się i w tym momencie drzwi do sali otworzyły się i wyszła z nich Vivian . Następna weszła Maleene . Drzwi znów się zatrzasnęły .
   Z rozpędu wpadłam znowu pomiędzy ochroniarzy próbując dosiągnąć klamki . Gdzieś daleko usłyszałam błagalne głosy przyjaciółek :
   - Odpuść sobie , Carmen .
   Zignorowałam je . Z drugiego końca korytarza dobiegł mnie męski głos :
   - Patrzcie jak ta mała się rzuca !
   Puściłam to mimo uszu .
   Ponownie próbowałam wytorować sobie drogę łokciami . Ze złości kopałam ochroniarzy po nogach . Nie robiło to na nich najmniejszego wrazenia . Walka robiła się zażarta . Mężczyźni mieli znaczną przewagę . Jakimś dziwnym trafem udało mi się lekko nadusić klamkę i uchylić drzwi . Wepchnęłam się w wąską szczelinę i znalazłam się na progu sali 507 .
   Dwaj czarodzieje stali obok siedzącej Maleene , która cała się trzęsła . Wydawało mi się , że nie z zimna . Na dxwięk moich kroków magowie przestraszeni odskoczyli od Maleene i popatrzyli na mnie . Ten który trzymał ręce nad dziewczyną próbując przejrzeć jej umysł , podniósł dłonie w geście obronnym . Prosto w moją stronę przeleciała długa tęczowa nitka i uderzyła w moją głowę .
   Czar trafił w mój umysł . Poczułam zawirowania . Wszystko co kiedykolwiek przeżyłam przeleciało mi niczym film przed oczyma . Byłąm pod wrażeniem , że tyle pamiętam . Na krótkim fragmencie pojawił się nawet tata .
   Wpadłąm w trans . Wiedziałąm , że teraz wszystko się wyda , ale nie byłam w stanie choćby ruszyć palcem . Byłam bezsilna .
   Zobaczyłam Keitha i bibliotekarkę . Pamiętam nawet w co byłam ubrana . Wszystko .
   Chwilę potem usłyszałąm poważne głosy mówiące głośno , wręcz rozkazujaco , w pośpiechu .
   - Mam coś . Zabrać ją !
   Dwóch ochroniarzy  sprzed drzwi wzięło mnie pod ręce , założyli mi maskę , jak przestępcy i wyprowadzili z sali .
   Zobaczyłąm tylko przerażone twarze przyjaciółek . I Petera .

niedziela, 9 września 2012

Rozdział 25

   Minęły dwa tygodnie . Chyba najdłuższe w moim życiu . Wciąż czekałam na wiadomość od Keitha . Szukałam go w osadzie . Slad po nim zaginął .
   Może nigdy do biblioteki nie wtargnęły by rzesze reporterów , całe oddziały Magicznych Agentów i masa ciekawskich ludzi , gdybym wszystko wyjaśniła . Jakaś ,, lojalnośc " wobec Keitha kazała mi milczeć .
   Peter interesował się moim samopoczuciem na bieżąco . Wciąż wysyłał mi pokrzepiające SMS - y i chociaż o niczym nie wiedział , czułam , że czegoś się domyśla .
   Karen i Caroline nie zwracały najmniejszej uwagi na mój nastrój . Nie miałam im tego za złe . Ostatnie czego by mi brakowało , to wieczne pytania i porady .
   Pewnego dnia podczas obiadu , do szkolnej stołówki wkroczyła Minette Carlone , dyrektorka . Poprosiła o ciszę i używając zaklęcia Głośnego Głosu przemówiła :
   - W związku z zajściem , które miało miejsce dwa tygodnie temu w naszej szkole , pragnęłabym coś ogłosić. Jutro  w sali numer 309 odbędzie się Prześwietlanie Umysłów uczniów z naszej uczelni . Musimy do końca wyjaśnić całą sprawę , a niewykluczone jest , że ktoś z was może dostarczyć nam cennych informacji. Prześwietlanie jest obowiązkowe i trwa od godziny 7 rano do 18 . Lekcje są tymczasowo zawieszone . Dziękuję .
   Zołądek podszedł mi do gardła . Wyda się . Nie ucieknę od tego . Nie ma wyjścia .
   Po stołówce przemknął szmer niezadowolenia . Wszyscy byli niewinni i zdziwieni brakiem zaufania ze strony dyrekcji . Wszyscy niewinni . Z wyjątkiem mnie .
   - Czemu jesteś taka spięta ?- Karen patrzyła na mnie z wyraźnym niepokojem .
   - Nieważne .
   A jednak ważne .

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

   - Ja coś wiem - weszłam do domu i od razu wystawiłam kawę na ławę .
   - Nie rozumiem - powiedziała Caroline .
   - Jestem po części winna .
   - Czemu jesteś winna ?
   - Zajściu w bibliotece .
   - Ty ją zaklęłaś ?!
   - Keith .
   - No to nie rozumiem .
   - Byłam przy tym .
   - Czemu nikomu nie powiedziałaś ?
   - Nie wiem .
   - On nie jest wart twojego milczenia .
   - Wiem .
   - On cię skrzywdził , nie powinnaś go kryć .
   - To też wiem .
   - Kochasz go jeszcze ?
   - Tym razem nie wiem ...
   - Wiesz co ? Keith to totalny idiota , który przez kilka dni bawił się twoimi uczuciami . Idź w tym momencie do Damaris i powiedz jej wszystko .
   - Nie mogę .
   - Wolisz , żeby jutro wszystko się wydało ? Być moze miałabyś kłopoty .
   - Jest już późno .
   - No to jutro poprosisz Damaris na osobności , zgoda ?
   - W porządku .
   Jak dobrze mieć przyjaciółki .

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    - Peter ?
    - Tak ?
    - Możesz ze mną pogadać ?
    - A chcesz mnie zobaczyć na żywo ?
    - Nie wysilaj się , wystarczy przez telefon .
    - A może jednak ?
    - Jak chcesz .
    W tym momencie w pokoju zmaterializował się Peter . Usiadł na moim łóżku i jakby nigdy nic zapytał :
    - Więc ?
    - Ktoś zamienił bibliotekarkę w kamień , przez dłuższy czas nic ci nie mówiłam ale jestem po części winna , bo byłam tam z Keithem , kiedy on to zrobił . Widziałam to wszystko i przez to mój zły nastrój . Przepraszam , że cię okłamałam - słowa płynęły z moich ust jak potok .
    - Nie okłamałas mnie , tylko nie mówiłaś o powodzie swojego przygnębienia .
    - Przepraszam - szepnęłam i całkowicie się rozkleiłam . Peter przytulił mnie czule i delikatnie pocałował . Nie jak przyjaciel .
    - Teraz ja przepraszam - Peter wyraźnie się zmieszał .
    - Nie przepraszaj , to ....
    Lecz Petera nie było już w pokoju . Ulotnił się , a ja tak pragnęłam , by ktoś mnie przytulił i jeszcze raz pocałował ...

sobota, 1 września 2012

Rozdział 24

   Stałam w bibliotece wśród tłumu nauczycieli i kilku reporterów . Przed nimi stał posąg pani Bouth , a obok niej pan Kingsley , nauczyciel od podstaw walki ; pani Dickson od doskonalenia sprawności fizycznej i pani ucząca widzenia rzeczy niewidzialnych . Żaden z tych pedagogów nie dawał znaku życia . ich ciało pokryte było grubą kamienną powłoką . Z drugiego końca pomieszczenia usłyszałam niewyrażną rozmowę Damaris i dyrektorki .
   - To z pewnością Winnley - mówiła Carlone.- Tydzień temu miał u mnie szlaban . Cały czas zachowywał się bardzo tajemniczo . Ciekawsko spoglądał na jedną księgę : ,, Najpotężniejsze zaklęcia wszechczasów " Aurory Lillin . Zostawiłam go na chwilę samego w gabinecie . Nie mam pojęcia , co wtedy mogło sie stać .
   - A mi wydaje się , że to nie on . Na moich lekcjachzachowuje się przyzwoicie . Często sam wyraża swoje opinie na temat omawianego programu . Ja bym powiedziała , że za tym stoi sam Allan Banner .
   - To zbyt pochopny osąd .
   - Ale prawdopodobny .
   - Prawdopodobny .
   Miałam ochotę podejść do nich i o wszystkim im powiedzieć . Jednak z drugiej strony coś mnie przed tym powstrzymywało . Nagle zauważyła mnie Damaris . Podeszła do mnie i powiedziała :
   - Uczniowie nie powinni tu przebywać . Opuść to miejsce jak najszybciej .
   Patrzyłam na kamienne posągi niezdolna do ruchu . Damaris widząc moją zadumę delikatnie wypchnęła mnie za drzwi . Zamknęła za nami ciężkie wrota i ponownie się do mnie zwróciła :
   - Mam przeczucie , że coś wiesz o tej sprawie . Czy się mylę ?
   Powiedz ! Nie duś tego dłużej !!! To najlepsza okazja !!!!!!!! Milcz ! Emocje przepływały we mnie jak wody rzeczne po huraganie .
   - Nic o tym nie wiem .
   - W takim razie nie martw się . Zrobimy co się da . Są szanse , że wszystko wróci do normy .
   
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

   -Gdzie byłaś ?- zapytała Karen .
   - Na spacerze .
   - Chyba spotkałaś Keitha , co ? Jesteś taka przygnębiona . Co tym razem ci powiedział ?
   Obie z Caroline nie wiedziały o zajściu w bibliotece , wtedy gdy byłam z Keithem .
   - Narzucał się - skłamałam .- Mam tego dość .
   - Ignoruj go .
   W tym momencie do domu wpadła Caroline . Ze złością rzuciła torebkę na łóżko , weszła do łazienki i trzasnęła drzwiami .
   - Co się stało ?! - krzyknęła Karen do Caroline .
   Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać .
   - Dan ze mną zerwał !
   - Jak to ?!
   Caroline wyszła z łazienki i wzięła jogurt z lodówki .
   - Powiedział , że ma dosć nadskakiwania mi , dzwonienia wieczorami i ćwierkania słodkich słówek . Jak on to ujął ...? Jestem ,, wymagająca niczym niemowlę w pieluchach " . Idiota !!! No może ja kazałam mu  wydzwaniać codziennie ?! A prosiłam o prezenty na każdą mozliwa okazję począwszy od urodzin , a kończywszy na wymyślonych przez niego dniach najwspanialszej dziewczyny na świecie i dniu randki ? Nie !!!
   - A ja jestem wolna i nie cierpię przez żadnego chłopaka !!!- cieszyła się Karen .
   - Muszę jeszcze na chwilę wyjść - poinformowałam przyjaciółki .
   To ,, codziennie wydzwanianie " poruszone przez Karol nasunęło mi pewien pomysł .
   Wyklikałam numer Keitha . Pierwsze dwa połączenia zostały nieodebrane . za trzecim razem włączyła się automatyczna sekretarka : zostaw wiadomość po sygnale . Piiip .
   - Keith , proszę oddzwoń - postanowiłam użyć małego szantażyku .- Jeżeli wciąż ci na mnie zależy , zadzwoń .
   Piiip .

środa, 29 sierpnia 2012

Rozdział 23

   Po odejściu Maleene w mieszkaniu zrobiło się strasznie cicho i wręcz dziwnie . Dziewczyny zgodnie posprzątały cały bałagan , tj. rozbite kubki i talerze , rozrzucone ubrania , nawet jajka rozbite o ściany .
   Ja tymczasem poszłam do pokoju . Z przyzwyczajenia zerknęłam na telefon .Jakieś dwie wiadomości zalegały w mojej skrzynce czekając na przeczytanie . Kliknęłam środkowy guzik . Na ekranie pojawiła się następująca treść :

Przykro mi , że tak wyszło . Chcę ci tylko powiedzieć , że to nie ja zacząłem tę całą znajomość z Maleene . Zapytaj w szkole . W ciągu całego swojego pobytu tutaj uwieszała się już na połowie chłopaków . Nie moja wina , że byłem jednym z nich . 

   Drugi SMS zawierał podobną tresć . Obie wiadomości nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Niech się wypcha . 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

   Nadszedł poniedziałek . Szkoła jak szkoła . Normalka . Szkoda czasu na rozpisywanie się o budzie . Jedyną sensacją była nieobecność kilku nauczycieli . Nikt nie kwapił się jednak , by nam to wytłumaczyć . Po szkole wciąż miałam nieodrobione lekcje z czwartku . Trudno . Robotem nie jestem . Ta zasada obowiązywała od dzisiaj . Max pracy , zero wysiłku . Zrobię , ile będę mogła .
   Keith wciąż zasypywał mnie wiadomościami , w których próbował się tłumaczyć . Pozostawałam nieugięta . Widział mnie przecież . Gdy uciekałam płaczac , mógł za mną pobiec i mi to wyjaśnić . Widocznie zadbane rączki Maleene były dla niego bardziej wartościowe niż ja . Teraz wszystko to wydawało mi się wręcz śmieszne . Co to za miłość ? Ten związek był chyba najkrótszy ze wszystkich .
   Ale moje życie towarzyskie zaczęło kwitnąć . Peter wysyłał do mnie esemesy , pytał o samopoczucie , opowiadał o swoim uniwersytecie . Ja opowiadałam mu o moim naznaczeniu , rodzinie i wielu innych rzeczach . Zauważyłam , że jest ciekawski i dociekliwy .Chciał mnie dobrze poznać , podczas gdy Keith nie wiedział nawet jak mam na nazwisko .
   Siedziałam na moim łóżku w gronie przyjaciółek i kilku znajomych z klasy . Nie ma to jak najświeższe plotki , prosto od zawodowej plotkary Gladys Minnor .
   - Słyszałam niedawno , że Allegra Clinnmin chodzi z dwoma chłopakami na raz : z Duncanem Liff i Rufusem Znuckiem . To straszna flirciara , ale wygląda niewinnie . Nie uwierzyłabym w to gdybym tego nie widziała . W ciągu jednej godziny całowała się z Rufusem w parku i chodziła za rękę z Duncanem .
   - Łaziłaś za nią , czy co ?
   - Nie . Przypadkowo się na nią natykałam - powiedziała Gladys . Pewne było jednak , że kłamie .
   - A to prawda , że Rodney Millney skoczył z balkonu tylko dlatego , że Vanessa Tinnick nie chciała wziać od niego pracy domowej , której pilnie potrzebowała ?- interesowała się Adah Billnock siedząc na dywanie i pijąc colę .
    - Nie wiem , ale pewne jest , że zależy mu na niej . Ma pecha , bo ona chodzi z Harleyem Windem . Poza tym i tak nie miałby u niej szans , bo Vanessa nie jest zwolenniczką długich włosów i kilkunastu kilogramów nadwagi .
   I tak rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym a ja co chwilę wyłączałam swój umysł , by odpisać na wiadomość od Petera . Właśnie wysyłałam kolejnego esemesa , gdy usłyszałam coś okropnego .
   - ... Największą sensacją jest to , że w bibliotece znaleziono Minewrę Bouth zamienioną w kamień . Nauczyciele głowili się , kto może znać tak potężne zaklęcie , jednak gdy dotknęli posągu kończyli tak samo . Podejrzewany jest Carol Winnley , bo nie ma go od kilku dni w osadzie . Usprawiedliwiał się chorobą siostry ...
   Nie mogłam tego słuchać . Wyszłam .

wtorek, 21 sierpnia 2012

Rozdział 22

   Niedziela upłynęła po części na błogim spoczynku , a częściowo na nadrabianiu szkolnych zaległości . W tym drugim celu udałam się do biblioteki z nadzieją , że spotkam tam kogoś , kto da mi przepisać zaległe tematy . Nic bardziej mylnego . Biblioteka świeciła pustkami .
   - Poczekam . Może ktoś się zjawi - pomyślałam .
   Nudząc się ozdabiałam ołówkiem brzegi kartek w zeszycie . Wreszcie przestałam wierzyć w szczęście .
   Otworzyłąm drzwi , aby wyjść na korytarz i natknęłam się na osobę , którą akurat chciałam spotkać najmniej .
   - Wiedziałem , że cię tu spotkam .
   Patrzyłam na Keitha z nieukrywaną niechęcią . Milczałam .
   - Porozmawiajmy .
   - Nie .
   - Daj mi dwie minuty . Zrozumiesz .
   - Nie chcę .
   - Natychmiast usiądź i mnie posłuchaj !- złapał moje nadgarstki i ścisnął wykluczając możliwość ucieczki .
   - Nie będę cię słuchać .
   - Skoro dziewczyna nie chce  , to zostaw ją w spokoju - odezwała się biblotekarka , pani Bouth od niedawna przysłuchująca się naszej dyskusji . Keith wściekł się . Machnął różdżką i zanim zdążyłam zaprotestować , zamienił ją w kamień . Przeraziłam się . Ogólnie zaczęłam bać się chłopaka .
   - Siadaj . Jeśli nie , też tak skończysz .
   Posłusznie usiadłam na krześle . Keith krążył wokół mnie , a ja czułam się tak , jakbym była porwana i przetrzymywana w lochach .
   Keith nie do końca wiedział jak ma zacząć . Kilka razy wymawiał parę sylab , ale milknął .
   - Streszczaj się - ponagliłam go . Tak właściwie to wiele odwagi kosztowały mnie te słowa .
   - Nie mów mi co mam robić - zdenerwował się . Po chwili jednak twarz jego złagodniała . Popatrzył na mnie czule i powiedział :
   - Uciekaj , zanim się rozmyślę . Tylko szybko !
   Nie zdążyłam jeszcze dobrze zinterpretować tych słów , a już moje nogi puściły się do ucieczki . W połowie drogi zatrzymałam się . Popatrzyłam na panią Bouth , nieruchomą i bezwładną .
   - A ona ? Nic jej nie będzie ?
   - Uciekaj !!!!
   Wystarczająco długo martwiłam się o cudze życie , teraz należało pomyśleć o własnym . Wbiegłam na korytarz , następnie na boisko . Tamtędy wąską ścieżką trafiłam do domu . Postanowiłam zataić wszystko przed przyjaciółkami unikając niewygodnych pytań . Zresztą i tak nie miałam okazji pobyć z nimi sam na sam. Gdy zamknęłam za sobą drzwi usłyszałam dźwiek tłuczonego szkła , spadającego metalu i ludzkie krzyki i oddechy .
   - Ty świnio ! Nie dość , że musimy na ciebie patrzeć to jeszcze dopominasz się o swoje prawa , których w tym domu nie posiadasz ?!!!-  to Karen .
   - Ja wszędzie muszę mieć odpowiednie warunki pobytu !!!- to z pewnością Maleene .
   - Ty zawszona pluskwo !!!- soczyste przezwisko wypłynęło z ust Caroline .
   - Ty kudłata jędzo !- odpowiedziała Maleene .
   Później znowu odgłos spadających talerzy , metal , znowu talerze .
   Wkroczyłam  do kuchni gdzie rogzrywała się ta scena . Chyba nie muszę opisywać tego pobojowiska , ani wyglądu wszystkich trzech dziewczyn . To wiadome .
   -Zamknijcie się - powiedziałam nie zdzierając sobie gardła . Ku wielkiemu zdziwieniu , zapadła cisza .
   Nie było potrzeby , by zadawać pytania . Dziewczyny same zaczęły się tłumaczyć . Jednocześnie przekrzykiwały się jedna przez drugą .
   - Ona chciała zająć moje łóżko ...
   - Ona piła z mojego kubka ...
   - Ona mnie przezywała ...
   - Ona powiedziała , że Dan jej się podoba ...
   - Ona mnie wkurza !!!!
   Z całego tego zamieszania wywnioskowałam , że winna była Maleene .
   - Bez taryfy ulgowej . Jeszcze jeden wyskok , a śpisz na trawniku !
   - Nie mozesz mi grozić !
   - Owszem . To po części moje mieszkanie .
   - Nie jesteś królową , nie będziesz mi rozkazywać .
   - Mogę .
   - Nie jesteś na tyle silna , by mnie do czegoś zmusić !
   - Jestem .
   - Nie na tyle , aby zatrzymać przy sobie tego uroczego blondyna Keitha , co ?
   Zabolało . Ale nie tak bardzo . Całe to przedstawienie z Keithem jakoś wyblakło , straciło cały sens , przestało być ważne . Zawdzięczałąm to Peterowi .  I przyjaciółkom .
   - Owszem . Nie na tyle . W sumie to masz rację . Keith jest silniejszy . On z pewnością wiedziałby jak można cię stąd wreszcie wykurzyć .
   Maleene nie znalazła nic na swoją obronę . Warknęła tylko i wyniosła się z domu . Nie na długo . Za chwilę wróciła i zabrała wszystkie swoje bagaże .
   - Żegnam . Zauważyłam , że nie zasługujecie na moje zacne towarzystwo . Ciao !- posłała nam przesłodzony półuśmieszek i wyszła , nie wracając już w ogóle .