niedziela, 14 października 2012

Rozdział 27

   Siedziałam wielkiej sali wsłuchując się w kroki męskich kroków. Sciany były misternie pomalowane na czarno . Oprócz krzesła , na którym siedziałam w sali było zupełnie pusto . Wokół mnie krążyła postać mężczyzny , kompletnie łysego , z podkręconym wąsikiem i bulwiastym nosem . Miał potężnie zbudowaną sylwetkę , a ubrany był w czarne spodnie i ciemnozielony sweter , do którego przypięta była odznaka Mistrza Umysłów . Pomimo pokrzepiającego uśmiechu na twarzy wyglądał groźnie i odrażająco .
   - I cóż , panno Goldsmin- cały czas przekręcał moje nazwisko .- Myślę , że dowiemy się od panny bardzo ciekawych rzeczy .
   Byłam zła na Keitha , że byłam świadkiem zajscia w bibliotece . Przez niego teraz miałam kłopoty . I choć byłam wkurzona na niego , to i tak nie byłam w stanie wypowiedzieć choćby jednego słowa przeciw niemu .
   - Jeżeli nie chcemy mówić , zawsze można użyć czegoś bardziej drastycznego - różdżka w dłoni mężczyzny sprawiała niemiłe wrażenie .
   Okazało się , że przy całej procedurze prześwietlania umysłów nie było Damaris . Gdyby stała gdzieś niedaleko , czułabym się dużo lepiej . W jej obecności nikt nie mógłby zrobić mi krzywdy .
   Kilka razy próbowałam bezskutecznie popatrzeć w oczy Mistrza i wyczytać , co ma zamiar ze mną zrobić . Niestety , facet cały czas odwracał wzrok .
   Z rozmowy ochroniarzy wynikało , że Mistrz nie mógł odczytać w moim umyśle więcej , niż to , że coś wiem na interesujący ich temat . Podobno natrafili na jakąś przeszkodę , która nie pozwoliła dowiedzieć się czegoś więcej .
   - Mówimy ?
   Sam Mistrz Umysłów nie mógł sprawdzić moich myśli . To musiało coś oznaczać . Coś tutaj nie grało .
   - Mówimy ?!- głos mężczyzny był coraz bardziej natarczywy .
   - Nie .
   Nie wiem dlaczego odmówiłam . Chciałam wszystko wyjaśnić , ale nie potrafiłam .
   Tymczasem dwaj ochroniarze wyczarowali dużą szklaną tablicę . Były do niej przymocowane skórzane paski : dwa w górze i dwa na dole .
   - Na pewno ?
   Wiedziałam , że ta ściana miała posłużyć do przestraszenia mnie . Skupiłam się i już miałam otworzyć usta , gdy nagle zapomniałam języka w gębie . Dosłownie . W tym momencie nie wiedziałam nawet jak się nazywam .
   - Dobrze chłopcy - Mistrz zwrócił się do osiłków.- Bierzcie ją .
   Ochroniarze wzięli mnie pod ręce i zaprowadzili pod szklaną ścianę . Odwrócili mnie tyłem do niej i moje ręce i nogi przypięli pasami . Nie miałam możliwości żadnego ruchu ani tym bardziej ucieczki . Mistrz stanął naprzeciwko mnie i skierował różdżkę w moją stronę .
   - To może boleć .
   Ok. Powiem.... Nie dam rady . Nie wiedziałam co się ze mną dzieje .
   Mistrz jeszcze raz upewnił się czy nie zmieniłam zdania , ale widząc moją frustrację przeniósł wzrok na swoją różdżkę i skupił się na wymawianiu zaklęcia :
   - Apoklotes minima ...
   Snop parzącego światła z maksymalną prędkością leciał kierując się prosto w mój brzuch . Przygotowana na atak wygięłam się najbardziej jak mogłam . Ręce miałam powyciągane do granic możliwości , jednak uniknęłam świetlnego pocisku . Zaklęcie trafiło w szklaną ścianę , przyprawiając ją o ostre wibracje .
   Mistrz podszedł krok bliżej .
   - Apoklotes minima .
   Nie zdążyłam uchylić się wystarczająco szybko . Czar trafił w mój lewy policzek .
   Miałam wrażenie , że złota kulka wyżłobiła w mojej skórze maleńki dołek sięgający kości policzkowej . Piekło tak bardzo , że z trudem opanowałam się aby nie krzyknąć.
   Oczy Mistrza patrzyły pytająco . Nie widząc żadnej reakcji z mojej strony , posiniałe usta wyszeptały :
   - Apoklotes minima ...
   Rana na moim policzku wykazała właściwości magnetyczne . Kolejny złoty pocisk trafił w nią i wydawało mi się , że wypalił moją głowę na wskroś .
   Krzyknęłam . Nie potrafiłam się dłużej powstrzymywać .
   Drzwi do sali ze zgrzytem otworzyły się . Przez zalane łzami oczy nie widziałam twarzy ani sylwetki gościa .
   - Wyjdź stąd !- wrzasnął Wielki Mistrz .
   - Najpierw oddaj co zabrałeś .
   Gdzieś słyszałam ten głos . Ta stanowczość , a zarazem opanowanie . Wtedy słyszałam też opiekuńczosć .
   - Nie wiem o czym mówisz .
   - Nie możesz jej zabić !
   "Jej" .
   - Jeżeli nie dowiem się tego czego muszę się dowiedzieć , mogę .
   Nie bawili się dłuzej w bezsensowne i pseudouprzejme dyskusje . Po sali latały zaklęcia . Jedne mocniejsze od drugich .
   - Apoklotes minima ...
   - Rofuntia laa ...
   - Villani merkura ...
   Usłyszałam krzyk . Krzyk Mistrza ... Potem odgłosy walki . Niemagicznej . Coś w rodzaju karate ...
   Ktoś odwiązał mi ręce i nogi .
   - Choć . Idziemy .
   Nie mogłam się poruszyć . Kończyny odmówiły mi posłuszeństwa .
   Uniosłam się . Nad ziemią . Wtuliłam się w ciepły sweter , który kogos mi przypominał . To ciepło przywróciło mi poczucie bezpieczeństwa ...

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
   Obudziłam się nie wiedzac gdzie jestem . Nie kojarzyłam tego pokoju , ani innego pomieszczenia , które znajdowało się za drzwiami . Koło mnie ktoś siedział . Uniosłam się na łokciu i rozejrzałam dookoła .
   - Peter ...
   W policzku zapulsowało . Opadłam na miękką poduszkę .
   - Tak ?
   - Co ja tutaj robię ? Gdzie ja jestem ?
   Znów policzek . Taa... tajemnica , walka , ciepły sweter .
   - To ty mnie uratowałeś , prawda ?
   - A jak myślisz ?
   Mocniej otworzyłam oczy i zauważyłam cienką struzkę krwi płynącą po policzku chłopaka .
   Zerwałam się nagle .
   - Peter . Tobie też zrobił krzywdę ? To przeze mnie .
   Chciałam wstać , ale jego silna dłoń delikatnie popchnęła mnie na poduszkę .
   - Nic mi nie będzie . Nie bój się .
   - Jaka jestem ci wdzięczna . Co ja mogę dla ciebie zrobić wzamian ?
   - To nic takiego . Ja tylko ... przepraszałem za tamto ... No , wtedy u ciebie w domu ...
   Ahha . No tak .
   Dźwignęłam się na łokciu . Złapałam go za szyję i przyciągnęłam do siebie . Sytuacja była jednoznaczna .
   - A teraz ja chcę przeprosić za kłopot - powiedziałam patrząc mu prosto w oczy .
   - Nie musisz , rozumiem , ze mnie nie kochasz . To jasne , a ja potrafię to uszanować - chciał się wyrwać z mojego uścisku , ale ja tym razem okazałam się silniejsza .
   - Nie rozumiesz ? Ja cię kocham- zmusiłam go do pocałunku . Nie opierał się jednak długo . Zaczął oddawać pocałunki . Czas upływał powoli . A on mnie całował .
   Znów policzek zapiekł . Oderwałam na chwilę swoje usta od ust Petera i opadłąm na poduszkę . Pomogło .
   - Zrobisz coś dla mnie ?
   - Co tylko zechcesz .
   - Pocałuj mnie jeszcze raz .
   Znów się całowaliśmy . Jego wargi były takie ciepłe . Nie miałąm ochoty się od niego oderwać . On zrobił to pierwszy .
   Podniosłam się w geście sprzeciwu .
   - Ja tylko zrobię ci herbaty - powiedział widząc moje oburzenie .
   Mężczyźni .
 

2 komentarze:

  1. No nareszcie! Peter jest idealny! A nie to co mój Dan. Zwykły z niego głupek. a Peter! Istny skarb. tylko szkoda że aż 6 lat starszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny rozdział, ale może byś kolejny dodała?

    OdpowiedzUsuń