wtorek, 25 grudnia 2012

Rozdział 28

   Następnego dnia postanowiłam wrócić do domu. Przyjaciółki na pewno bardzo się o mnie martwiły. Dochodząc do mieszkania poczułam zapach spalenizny. Otworzyłam drzwi .
   - Pali się czy co ?- krzyknęłam .
   Woń dochodziła z kuchni . Przekroczyłam próg.
   W starych , podartych łachach przy prawie czarnej patelni stała nieznajoma dziewczyna , a na krześle przy stole siedział chłopak, którego nigdy wczesniej nie widziałam .
   Na odgłos moich kroków nieznajoma podniosła głowę . Miała może dwadzieścia lat . Na jej nosie zauważyłam ślad , jakby ktoś wymazał ją węglem .
   - Cześć , dziewczyn nie ma . Wyszły.
   - Ja chyba trafiłam nie do tego domu co trzeba , sorry- kierowałam sie do wyjścia , a chłopak krzyknął za mną :
   - Jeśli jesteś Carmen Jakaśtam to dobrze trafiłaś .
   - A ty kim jesteś ? To znaczy wy...?- cofnęłam się na tyle , by przez szparkę w drzwiach zobaczyś twarz dziewczyny.
   - Ja jestem Jenny , a to Kevin .
   - Jakoś niewiele mi to mówi, wybaczcie .
   - Jakaś ty niekumata . Ja jestem siostrą Caroline , a to jest brat Karen.
   - Ahhhhha . Fajnie , że ja nic nie wiem o waszym przyjeździe . Wystarczy , że wyjdę na dwa dni , a one już robią co chcą ...
   - Bywa .
   Poszłam do swojego pokoju . Ryknęłam ze złości .
   - Co to ma być !!!!!
   W całym pokoju porozwalane były damskie ubrania . Gdzieś na biurku leżały drogie kosmetyki i zużyte chusteczki . Na podłodze w kącie stała elektryczna gitara trochę zniszczona. No dobra ... strasznie zniszczona .
   Przybiegła Jenny.
   - Co się stało?
   - Co to ma być ?
   - Nic . Po prostu trochę tu pomieszkam .
   - Masz moje pozwolenie? To mój pokój.
   - Nie mam ale coś przypuszczam , że już je otrzymałam .
   - Witaj kanapo w salonie...- mruknęłam.
   - Nie zabawię tu długo. Jakiś miesiąc...
   - Miesiąc?!!!! Trzymajcie mnie, bo...........
   - Już, już... Co się tak rzucasz- za ramiona złapała mnie Caroline.- To tylko miesiąc !
   - Aż miesiac. Możesz mnie puścić ?
   - Chciałaś, żeby cię trzymać .
   - Już wystarczy. Wielkie dzięki .
   - No widzisz ? już ci przeszło- Caroline wyraźnie się ze mnie zbijała.
   - A gdzie Karen?
   - Vivian udziela jej korepetycji z widzenia rzeczy niewidzialnych.
   - No to kicha.

niedziela, 14 października 2012

Rozdział 27

   Siedziałam wielkiej sali wsłuchując się w kroki męskich kroków. Sciany były misternie pomalowane na czarno . Oprócz krzesła , na którym siedziałam w sali było zupełnie pusto . Wokół mnie krążyła postać mężczyzny , kompletnie łysego , z podkręconym wąsikiem i bulwiastym nosem . Miał potężnie zbudowaną sylwetkę , a ubrany był w czarne spodnie i ciemnozielony sweter , do którego przypięta była odznaka Mistrza Umysłów . Pomimo pokrzepiającego uśmiechu na twarzy wyglądał groźnie i odrażająco .
   - I cóż , panno Goldsmin- cały czas przekręcał moje nazwisko .- Myślę , że dowiemy się od panny bardzo ciekawych rzeczy .
   Byłam zła na Keitha , że byłam świadkiem zajscia w bibliotece . Przez niego teraz miałam kłopoty . I choć byłam wkurzona na niego , to i tak nie byłam w stanie wypowiedzieć choćby jednego słowa przeciw niemu .
   - Jeżeli nie chcemy mówić , zawsze można użyć czegoś bardziej drastycznego - różdżka w dłoni mężczyzny sprawiała niemiłe wrażenie .
   Okazało się , że przy całej procedurze prześwietlania umysłów nie było Damaris . Gdyby stała gdzieś niedaleko , czułabym się dużo lepiej . W jej obecności nikt nie mógłby zrobić mi krzywdy .
   Kilka razy próbowałam bezskutecznie popatrzeć w oczy Mistrza i wyczytać , co ma zamiar ze mną zrobić . Niestety , facet cały czas odwracał wzrok .
   Z rozmowy ochroniarzy wynikało , że Mistrz nie mógł odczytać w moim umyśle więcej , niż to , że coś wiem na interesujący ich temat . Podobno natrafili na jakąś przeszkodę , która nie pozwoliła dowiedzieć się czegoś więcej .
   - Mówimy ?
   Sam Mistrz Umysłów nie mógł sprawdzić moich myśli . To musiało coś oznaczać . Coś tutaj nie grało .
   - Mówimy ?!- głos mężczyzny był coraz bardziej natarczywy .
   - Nie .
   Nie wiem dlaczego odmówiłam . Chciałam wszystko wyjaśnić , ale nie potrafiłam .
   Tymczasem dwaj ochroniarze wyczarowali dużą szklaną tablicę . Były do niej przymocowane skórzane paski : dwa w górze i dwa na dole .
   - Na pewno ?
   Wiedziałam , że ta ściana miała posłużyć do przestraszenia mnie . Skupiłam się i już miałam otworzyć usta , gdy nagle zapomniałam języka w gębie . Dosłownie . W tym momencie nie wiedziałam nawet jak się nazywam .
   - Dobrze chłopcy - Mistrz zwrócił się do osiłków.- Bierzcie ją .
   Ochroniarze wzięli mnie pod ręce i zaprowadzili pod szklaną ścianę . Odwrócili mnie tyłem do niej i moje ręce i nogi przypięli pasami . Nie miałam możliwości żadnego ruchu ani tym bardziej ucieczki . Mistrz stanął naprzeciwko mnie i skierował różdżkę w moją stronę .
   - To może boleć .
   Ok. Powiem.... Nie dam rady . Nie wiedziałam co się ze mną dzieje .
   Mistrz jeszcze raz upewnił się czy nie zmieniłam zdania , ale widząc moją frustrację przeniósł wzrok na swoją różdżkę i skupił się na wymawianiu zaklęcia :
   - Apoklotes minima ...
   Snop parzącego światła z maksymalną prędkością leciał kierując się prosto w mój brzuch . Przygotowana na atak wygięłam się najbardziej jak mogłam . Ręce miałam powyciągane do granic możliwości , jednak uniknęłam świetlnego pocisku . Zaklęcie trafiło w szklaną ścianę , przyprawiając ją o ostre wibracje .
   Mistrz podszedł krok bliżej .
   - Apoklotes minima .
   Nie zdążyłam uchylić się wystarczająco szybko . Czar trafił w mój lewy policzek .
   Miałam wrażenie , że złota kulka wyżłobiła w mojej skórze maleńki dołek sięgający kości policzkowej . Piekło tak bardzo , że z trudem opanowałam się aby nie krzyknąć.
   Oczy Mistrza patrzyły pytająco . Nie widząc żadnej reakcji z mojej strony , posiniałe usta wyszeptały :
   - Apoklotes minima ...
   Rana na moim policzku wykazała właściwości magnetyczne . Kolejny złoty pocisk trafił w nią i wydawało mi się , że wypalił moją głowę na wskroś .
   Krzyknęłam . Nie potrafiłam się dłużej powstrzymywać .
   Drzwi do sali ze zgrzytem otworzyły się . Przez zalane łzami oczy nie widziałam twarzy ani sylwetki gościa .
   - Wyjdź stąd !- wrzasnął Wielki Mistrz .
   - Najpierw oddaj co zabrałeś .
   Gdzieś słyszałam ten głos . Ta stanowczość , a zarazem opanowanie . Wtedy słyszałam też opiekuńczosć .
   - Nie wiem o czym mówisz .
   - Nie możesz jej zabić !
   "Jej" .
   - Jeżeli nie dowiem się tego czego muszę się dowiedzieć , mogę .
   Nie bawili się dłuzej w bezsensowne i pseudouprzejme dyskusje . Po sali latały zaklęcia . Jedne mocniejsze od drugich .
   - Apoklotes minima ...
   - Rofuntia laa ...
   - Villani merkura ...
   Usłyszałam krzyk . Krzyk Mistrza ... Potem odgłosy walki . Niemagicznej . Coś w rodzaju karate ...
   Ktoś odwiązał mi ręce i nogi .
   - Choć . Idziemy .
   Nie mogłam się poruszyć . Kończyny odmówiły mi posłuszeństwa .
   Uniosłam się . Nad ziemią . Wtuliłam się w ciepły sweter , który kogos mi przypominał . To ciepło przywróciło mi poczucie bezpieczeństwa ...

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
   Obudziłam się nie wiedzac gdzie jestem . Nie kojarzyłam tego pokoju , ani innego pomieszczenia , które znajdowało się za drzwiami . Koło mnie ktoś siedział . Uniosłam się na łokciu i rozejrzałam dookoła .
   - Peter ...
   W policzku zapulsowało . Opadłam na miękką poduszkę .
   - Tak ?
   - Co ja tutaj robię ? Gdzie ja jestem ?
   Znów policzek . Taa... tajemnica , walka , ciepły sweter .
   - To ty mnie uratowałeś , prawda ?
   - A jak myślisz ?
   Mocniej otworzyłam oczy i zauważyłam cienką struzkę krwi płynącą po policzku chłopaka .
   Zerwałam się nagle .
   - Peter . Tobie też zrobił krzywdę ? To przeze mnie .
   Chciałam wstać , ale jego silna dłoń delikatnie popchnęła mnie na poduszkę .
   - Nic mi nie będzie . Nie bój się .
   - Jaka jestem ci wdzięczna . Co ja mogę dla ciebie zrobić wzamian ?
   - To nic takiego . Ja tylko ... przepraszałem za tamto ... No , wtedy u ciebie w domu ...
   Ahha . No tak .
   Dźwignęłam się na łokciu . Złapałam go za szyję i przyciągnęłam do siebie . Sytuacja była jednoznaczna .
   - A teraz ja chcę przeprosić za kłopot - powiedziałam patrząc mu prosto w oczy .
   - Nie musisz , rozumiem , ze mnie nie kochasz . To jasne , a ja potrafię to uszanować - chciał się wyrwać z mojego uścisku , ale ja tym razem okazałam się silniejsza .
   - Nie rozumiesz ? Ja cię kocham- zmusiłam go do pocałunku . Nie opierał się jednak długo . Zaczął oddawać pocałunki . Czas upływał powoli . A on mnie całował .
   Znów policzek zapiekł . Oderwałam na chwilę swoje usta od ust Petera i opadłąm na poduszkę . Pomogło .
   - Zrobisz coś dla mnie ?
   - Co tylko zechcesz .
   - Pocałuj mnie jeszcze raz .
   Znów się całowaliśmy . Jego wargi były takie ciepłe . Nie miałąm ochoty się od niego oderwać . On zrobił to pierwszy .
   Podniosłam się w geście sprzeciwu .
   - Ja tylko zrobię ci herbaty - powiedział widząc moje oburzenie .
   Mężczyźni .
 

piątek, 21 września 2012

Rozdział 26

   - Boję się !
   - Czego ?
   Popatrzyłam na Karen znacząco .
   - Aaa ...
   Właśnie dzisiaj miało się odbyć prześwietlanie umysłów . Stałam w długiej kolejce rozciągniętej od sali 507 do sali 517 znajdujących się w znacznej odległości od siebie . Serce waliło mi tak , że nie mogłam zaczerpnąć tchu . Przed uduszeniem chroniła mnie tylko Caroline , która usilnie próbowała ochłodzić duszne powietrze wachlując książką od widzenia rzeczy niewidzialnych .
   - Jak myślicie . Mogą mi coś zrobić ?
   - Damaris tam jest i nie pozwoli zrobić ci krzywdy .
   - A może powinnam powiedzieć jej to wszystko dobrowolnie na osobności ?
   - Może to i dobra myśl .
   - Wątpię żebyś zdołała wyprosić Damaris z sali . Ona jest tam potrzebna .
   - Może mi się uda .
   - Zawsze można spróbować .
   - A jesteś na to gotowa ?
   - Nie .
   Na takie coś nigdy nie będę gotowa- pomyślałam . Raz kozie śmierć !
   Przepchałam się z trudem przez tłum uczniów ucieszonych brakiem zajęć lekcyjnych . Każdy był tak podekscytowany , że dwa razy przypadkowo dostałam łokciem w brzuch i kilka razy uniknęłam oblania wodą , podpalenia i wyrzucenia w powietrze .
   Przed salą natknęłam się na przeszkodę .
   - Gdzie się panience tak spieszy ?- zainteresował się jeden z ochroniarzy strzeżących wejścia do środka .
   - Muszę porozmawiać z kimś , kto jest w tej sali .
   - Nie wiem czy smarkatej czarodziejce wiadomo , ale tam odbywa się prześwietlanie umysłów - odparł drugi , kontrastowo mniej uprzejmy .
   - Tak , wiem , ale nie to nie może czekać .
   - A ja założę się , że może . Przynajmniej do swojej kolei .
   Odepchnął mnie lekko . W odpowiedzi wepchnęłam się bliżej drzwi , skąd chwilę później wylądowałam na podłodze kilka metrów dalej . Wokoło zebrał się ciekawski tłumek . Nie zwracałam na nich uwagi . Podniosłam się i w tym momencie drzwi do sali otworzyły się i wyszła z nich Vivian . Następna weszła Maleene . Drzwi znów się zatrzasnęły .
   Z rozpędu wpadłam znowu pomiędzy ochroniarzy próbując dosiągnąć klamki . Gdzieś daleko usłyszałam błagalne głosy przyjaciółek :
   - Odpuść sobie , Carmen .
   Zignorowałam je . Z drugiego końca korytarza dobiegł mnie męski głos :
   - Patrzcie jak ta mała się rzuca !
   Puściłam to mimo uszu .
   Ponownie próbowałam wytorować sobie drogę łokciami . Ze złości kopałam ochroniarzy po nogach . Nie robiło to na nich najmniejszego wrazenia . Walka robiła się zażarta . Mężczyźni mieli znaczną przewagę . Jakimś dziwnym trafem udało mi się lekko nadusić klamkę i uchylić drzwi . Wepchnęłam się w wąską szczelinę i znalazłam się na progu sali 507 .
   Dwaj czarodzieje stali obok siedzącej Maleene , która cała się trzęsła . Wydawało mi się , że nie z zimna . Na dxwięk moich kroków magowie przestraszeni odskoczyli od Maleene i popatrzyli na mnie . Ten który trzymał ręce nad dziewczyną próbując przejrzeć jej umysł , podniósł dłonie w geście obronnym . Prosto w moją stronę przeleciała długa tęczowa nitka i uderzyła w moją głowę .
   Czar trafił w mój umysł . Poczułam zawirowania . Wszystko co kiedykolwiek przeżyłam przeleciało mi niczym film przed oczyma . Byłąm pod wrażeniem , że tyle pamiętam . Na krótkim fragmencie pojawił się nawet tata .
   Wpadłąm w trans . Wiedziałąm , że teraz wszystko się wyda , ale nie byłam w stanie choćby ruszyć palcem . Byłam bezsilna .
   Zobaczyłam Keitha i bibliotekarkę . Pamiętam nawet w co byłam ubrana . Wszystko .
   Chwilę potem usłyszałąm poważne głosy mówiące głośno , wręcz rozkazujaco , w pośpiechu .
   - Mam coś . Zabrać ją !
   Dwóch ochroniarzy  sprzed drzwi wzięło mnie pod ręce , założyli mi maskę , jak przestępcy i wyprowadzili z sali .
   Zobaczyłąm tylko przerażone twarze przyjaciółek . I Petera .

niedziela, 9 września 2012

Rozdział 25

   Minęły dwa tygodnie . Chyba najdłuższe w moim życiu . Wciąż czekałam na wiadomość od Keitha . Szukałam go w osadzie . Slad po nim zaginął .
   Może nigdy do biblioteki nie wtargnęły by rzesze reporterów , całe oddziały Magicznych Agentów i masa ciekawskich ludzi , gdybym wszystko wyjaśniła . Jakaś ,, lojalnośc " wobec Keitha kazała mi milczeć .
   Peter interesował się moim samopoczuciem na bieżąco . Wciąż wysyłał mi pokrzepiające SMS - y i chociaż o niczym nie wiedział , czułam , że czegoś się domyśla .
   Karen i Caroline nie zwracały najmniejszej uwagi na mój nastrój . Nie miałam im tego za złe . Ostatnie czego by mi brakowało , to wieczne pytania i porady .
   Pewnego dnia podczas obiadu , do szkolnej stołówki wkroczyła Minette Carlone , dyrektorka . Poprosiła o ciszę i używając zaklęcia Głośnego Głosu przemówiła :
   - W związku z zajściem , które miało miejsce dwa tygodnie temu w naszej szkole , pragnęłabym coś ogłosić. Jutro  w sali numer 309 odbędzie się Prześwietlanie Umysłów uczniów z naszej uczelni . Musimy do końca wyjaśnić całą sprawę , a niewykluczone jest , że ktoś z was może dostarczyć nam cennych informacji. Prześwietlanie jest obowiązkowe i trwa od godziny 7 rano do 18 . Lekcje są tymczasowo zawieszone . Dziękuję .
   Zołądek podszedł mi do gardła . Wyda się . Nie ucieknę od tego . Nie ma wyjścia .
   Po stołówce przemknął szmer niezadowolenia . Wszyscy byli niewinni i zdziwieni brakiem zaufania ze strony dyrekcji . Wszyscy niewinni . Z wyjątkiem mnie .
   - Czemu jesteś taka spięta ?- Karen patrzyła na mnie z wyraźnym niepokojem .
   - Nieważne .
   A jednak ważne .

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

   - Ja coś wiem - weszłam do domu i od razu wystawiłam kawę na ławę .
   - Nie rozumiem - powiedziała Caroline .
   - Jestem po części winna .
   - Czemu jesteś winna ?
   - Zajściu w bibliotece .
   - Ty ją zaklęłaś ?!
   - Keith .
   - No to nie rozumiem .
   - Byłam przy tym .
   - Czemu nikomu nie powiedziałaś ?
   - Nie wiem .
   - On nie jest wart twojego milczenia .
   - Wiem .
   - On cię skrzywdził , nie powinnaś go kryć .
   - To też wiem .
   - Kochasz go jeszcze ?
   - Tym razem nie wiem ...
   - Wiesz co ? Keith to totalny idiota , który przez kilka dni bawił się twoimi uczuciami . Idź w tym momencie do Damaris i powiedz jej wszystko .
   - Nie mogę .
   - Wolisz , żeby jutro wszystko się wydało ? Być moze miałabyś kłopoty .
   - Jest już późno .
   - No to jutro poprosisz Damaris na osobności , zgoda ?
   - W porządku .
   Jak dobrze mieć przyjaciółki .

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    - Peter ?
    - Tak ?
    - Możesz ze mną pogadać ?
    - A chcesz mnie zobaczyć na żywo ?
    - Nie wysilaj się , wystarczy przez telefon .
    - A może jednak ?
    - Jak chcesz .
    W tym momencie w pokoju zmaterializował się Peter . Usiadł na moim łóżku i jakby nigdy nic zapytał :
    - Więc ?
    - Ktoś zamienił bibliotekarkę w kamień , przez dłuższy czas nic ci nie mówiłam ale jestem po części winna , bo byłam tam z Keithem , kiedy on to zrobił . Widziałam to wszystko i przez to mój zły nastrój . Przepraszam , że cię okłamałam - słowa płynęły z moich ust jak potok .
    - Nie okłamałas mnie , tylko nie mówiłaś o powodzie swojego przygnębienia .
    - Przepraszam - szepnęłam i całkowicie się rozkleiłam . Peter przytulił mnie czule i delikatnie pocałował . Nie jak przyjaciel .
    - Teraz ja przepraszam - Peter wyraźnie się zmieszał .
    - Nie przepraszaj , to ....
    Lecz Petera nie było już w pokoju . Ulotnił się , a ja tak pragnęłam , by ktoś mnie przytulił i jeszcze raz pocałował ...

sobota, 1 września 2012

Rozdział 24

   Stałam w bibliotece wśród tłumu nauczycieli i kilku reporterów . Przed nimi stał posąg pani Bouth , a obok niej pan Kingsley , nauczyciel od podstaw walki ; pani Dickson od doskonalenia sprawności fizycznej i pani ucząca widzenia rzeczy niewidzialnych . Żaden z tych pedagogów nie dawał znaku życia . ich ciało pokryte było grubą kamienną powłoką . Z drugiego końca pomieszczenia usłyszałam niewyrażną rozmowę Damaris i dyrektorki .
   - To z pewnością Winnley - mówiła Carlone.- Tydzień temu miał u mnie szlaban . Cały czas zachowywał się bardzo tajemniczo . Ciekawsko spoglądał na jedną księgę : ,, Najpotężniejsze zaklęcia wszechczasów " Aurory Lillin . Zostawiłam go na chwilę samego w gabinecie . Nie mam pojęcia , co wtedy mogło sie stać .
   - A mi wydaje się , że to nie on . Na moich lekcjachzachowuje się przyzwoicie . Często sam wyraża swoje opinie na temat omawianego programu . Ja bym powiedziała , że za tym stoi sam Allan Banner .
   - To zbyt pochopny osąd .
   - Ale prawdopodobny .
   - Prawdopodobny .
   Miałam ochotę podejść do nich i o wszystkim im powiedzieć . Jednak z drugiej strony coś mnie przed tym powstrzymywało . Nagle zauważyła mnie Damaris . Podeszła do mnie i powiedziała :
   - Uczniowie nie powinni tu przebywać . Opuść to miejsce jak najszybciej .
   Patrzyłam na kamienne posągi niezdolna do ruchu . Damaris widząc moją zadumę delikatnie wypchnęła mnie za drzwi . Zamknęła za nami ciężkie wrota i ponownie się do mnie zwróciła :
   - Mam przeczucie , że coś wiesz o tej sprawie . Czy się mylę ?
   Powiedz ! Nie duś tego dłużej !!! To najlepsza okazja !!!!!!!! Milcz ! Emocje przepływały we mnie jak wody rzeczne po huraganie .
   - Nic o tym nie wiem .
   - W takim razie nie martw się . Zrobimy co się da . Są szanse , że wszystko wróci do normy .
   
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

   -Gdzie byłaś ?- zapytała Karen .
   - Na spacerze .
   - Chyba spotkałaś Keitha , co ? Jesteś taka przygnębiona . Co tym razem ci powiedział ?
   Obie z Caroline nie wiedziały o zajściu w bibliotece , wtedy gdy byłam z Keithem .
   - Narzucał się - skłamałam .- Mam tego dość .
   - Ignoruj go .
   W tym momencie do domu wpadła Caroline . Ze złością rzuciła torebkę na łóżko , weszła do łazienki i trzasnęła drzwiami .
   - Co się stało ?! - krzyknęła Karen do Caroline .
   Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać .
   - Dan ze mną zerwał !
   - Jak to ?!
   Caroline wyszła z łazienki i wzięła jogurt z lodówki .
   - Powiedział , że ma dosć nadskakiwania mi , dzwonienia wieczorami i ćwierkania słodkich słówek . Jak on to ujął ...? Jestem ,, wymagająca niczym niemowlę w pieluchach " . Idiota !!! No może ja kazałam mu  wydzwaniać codziennie ?! A prosiłam o prezenty na każdą mozliwa okazję począwszy od urodzin , a kończywszy na wymyślonych przez niego dniach najwspanialszej dziewczyny na świecie i dniu randki ? Nie !!!
   - A ja jestem wolna i nie cierpię przez żadnego chłopaka !!!- cieszyła się Karen .
   - Muszę jeszcze na chwilę wyjść - poinformowałam przyjaciółki .
   To ,, codziennie wydzwanianie " poruszone przez Karol nasunęło mi pewien pomysł .
   Wyklikałam numer Keitha . Pierwsze dwa połączenia zostały nieodebrane . za trzecim razem włączyła się automatyczna sekretarka : zostaw wiadomość po sygnale . Piiip .
   - Keith , proszę oddzwoń - postanowiłam użyć małego szantażyku .- Jeżeli wciąż ci na mnie zależy , zadzwoń .
   Piiip .

środa, 29 sierpnia 2012

Rozdział 23

   Po odejściu Maleene w mieszkaniu zrobiło się strasznie cicho i wręcz dziwnie . Dziewczyny zgodnie posprzątały cały bałagan , tj. rozbite kubki i talerze , rozrzucone ubrania , nawet jajka rozbite o ściany .
   Ja tymczasem poszłam do pokoju . Z przyzwyczajenia zerknęłam na telefon .Jakieś dwie wiadomości zalegały w mojej skrzynce czekając na przeczytanie . Kliknęłam środkowy guzik . Na ekranie pojawiła się następująca treść :

Przykro mi , że tak wyszło . Chcę ci tylko powiedzieć , że to nie ja zacząłem tę całą znajomość z Maleene . Zapytaj w szkole . W ciągu całego swojego pobytu tutaj uwieszała się już na połowie chłopaków . Nie moja wina , że byłem jednym z nich . 

   Drugi SMS zawierał podobną tresć . Obie wiadomości nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Niech się wypcha . 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

   Nadszedł poniedziałek . Szkoła jak szkoła . Normalka . Szkoda czasu na rozpisywanie się o budzie . Jedyną sensacją była nieobecność kilku nauczycieli . Nikt nie kwapił się jednak , by nam to wytłumaczyć . Po szkole wciąż miałam nieodrobione lekcje z czwartku . Trudno . Robotem nie jestem . Ta zasada obowiązywała od dzisiaj . Max pracy , zero wysiłku . Zrobię , ile będę mogła .
   Keith wciąż zasypywał mnie wiadomościami , w których próbował się tłumaczyć . Pozostawałam nieugięta . Widział mnie przecież . Gdy uciekałam płaczac , mógł za mną pobiec i mi to wyjaśnić . Widocznie zadbane rączki Maleene były dla niego bardziej wartościowe niż ja . Teraz wszystko to wydawało mi się wręcz śmieszne . Co to za miłość ? Ten związek był chyba najkrótszy ze wszystkich .
   Ale moje życie towarzyskie zaczęło kwitnąć . Peter wysyłał do mnie esemesy , pytał o samopoczucie , opowiadał o swoim uniwersytecie . Ja opowiadałam mu o moim naznaczeniu , rodzinie i wielu innych rzeczach . Zauważyłam , że jest ciekawski i dociekliwy .Chciał mnie dobrze poznać , podczas gdy Keith nie wiedział nawet jak mam na nazwisko .
   Siedziałam na moim łóżku w gronie przyjaciółek i kilku znajomych z klasy . Nie ma to jak najświeższe plotki , prosto od zawodowej plotkary Gladys Minnor .
   - Słyszałam niedawno , że Allegra Clinnmin chodzi z dwoma chłopakami na raz : z Duncanem Liff i Rufusem Znuckiem . To straszna flirciara , ale wygląda niewinnie . Nie uwierzyłabym w to gdybym tego nie widziała . W ciągu jednej godziny całowała się z Rufusem w parku i chodziła za rękę z Duncanem .
   - Łaziłaś za nią , czy co ?
   - Nie . Przypadkowo się na nią natykałam - powiedziała Gladys . Pewne było jednak , że kłamie .
   - A to prawda , że Rodney Millney skoczył z balkonu tylko dlatego , że Vanessa Tinnick nie chciała wziać od niego pracy domowej , której pilnie potrzebowała ?- interesowała się Adah Billnock siedząc na dywanie i pijąc colę .
    - Nie wiem , ale pewne jest , że zależy mu na niej . Ma pecha , bo ona chodzi z Harleyem Windem . Poza tym i tak nie miałby u niej szans , bo Vanessa nie jest zwolenniczką długich włosów i kilkunastu kilogramów nadwagi .
   I tak rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym a ja co chwilę wyłączałam swój umysł , by odpisać na wiadomość od Petera . Właśnie wysyłałam kolejnego esemesa , gdy usłyszałam coś okropnego .
   - ... Największą sensacją jest to , że w bibliotece znaleziono Minewrę Bouth zamienioną w kamień . Nauczyciele głowili się , kto może znać tak potężne zaklęcie , jednak gdy dotknęli posągu kończyli tak samo . Podejrzewany jest Carol Winnley , bo nie ma go od kilku dni w osadzie . Usprawiedliwiał się chorobą siostry ...
   Nie mogłam tego słuchać . Wyszłam .

wtorek, 21 sierpnia 2012

Rozdział 22

   Niedziela upłynęła po części na błogim spoczynku , a częściowo na nadrabianiu szkolnych zaległości . W tym drugim celu udałam się do biblioteki z nadzieją , że spotkam tam kogoś , kto da mi przepisać zaległe tematy . Nic bardziej mylnego . Biblioteka świeciła pustkami .
   - Poczekam . Może ktoś się zjawi - pomyślałam .
   Nudząc się ozdabiałam ołówkiem brzegi kartek w zeszycie . Wreszcie przestałam wierzyć w szczęście .
   Otworzyłąm drzwi , aby wyjść na korytarz i natknęłam się na osobę , którą akurat chciałam spotkać najmniej .
   - Wiedziałem , że cię tu spotkam .
   Patrzyłam na Keitha z nieukrywaną niechęcią . Milczałam .
   - Porozmawiajmy .
   - Nie .
   - Daj mi dwie minuty . Zrozumiesz .
   - Nie chcę .
   - Natychmiast usiądź i mnie posłuchaj !- złapał moje nadgarstki i ścisnął wykluczając możliwość ucieczki .
   - Nie będę cię słuchać .
   - Skoro dziewczyna nie chce  , to zostaw ją w spokoju - odezwała się biblotekarka , pani Bouth od niedawna przysłuchująca się naszej dyskusji . Keith wściekł się . Machnął różdżką i zanim zdążyłam zaprotestować , zamienił ją w kamień . Przeraziłam się . Ogólnie zaczęłam bać się chłopaka .
   - Siadaj . Jeśli nie , też tak skończysz .
   Posłusznie usiadłam na krześle . Keith krążył wokół mnie , a ja czułam się tak , jakbym była porwana i przetrzymywana w lochach .
   Keith nie do końca wiedział jak ma zacząć . Kilka razy wymawiał parę sylab , ale milknął .
   - Streszczaj się - ponagliłam go . Tak właściwie to wiele odwagi kosztowały mnie te słowa .
   - Nie mów mi co mam robić - zdenerwował się . Po chwili jednak twarz jego złagodniała . Popatrzył na mnie czule i powiedział :
   - Uciekaj , zanim się rozmyślę . Tylko szybko !
   Nie zdążyłam jeszcze dobrze zinterpretować tych słów , a już moje nogi puściły się do ucieczki . W połowie drogi zatrzymałam się . Popatrzyłam na panią Bouth , nieruchomą i bezwładną .
   - A ona ? Nic jej nie będzie ?
   - Uciekaj !!!!
   Wystarczająco długo martwiłam się o cudze życie , teraz należało pomyśleć o własnym . Wbiegłam na korytarz , następnie na boisko . Tamtędy wąską ścieżką trafiłam do domu . Postanowiłam zataić wszystko przed przyjaciółkami unikając niewygodnych pytań . Zresztą i tak nie miałam okazji pobyć z nimi sam na sam. Gdy zamknęłam za sobą drzwi usłyszałam dźwiek tłuczonego szkła , spadającego metalu i ludzkie krzyki i oddechy .
   - Ty świnio ! Nie dość , że musimy na ciebie patrzeć to jeszcze dopominasz się o swoje prawa , których w tym domu nie posiadasz ?!!!-  to Karen .
   - Ja wszędzie muszę mieć odpowiednie warunki pobytu !!!- to z pewnością Maleene .
   - Ty zawszona pluskwo !!!- soczyste przezwisko wypłynęło z ust Caroline .
   - Ty kudłata jędzo !- odpowiedziała Maleene .
   Później znowu odgłos spadających talerzy , metal , znowu talerze .
   Wkroczyłam  do kuchni gdzie rogzrywała się ta scena . Chyba nie muszę opisywać tego pobojowiska , ani wyglądu wszystkich trzech dziewczyn . To wiadome .
   -Zamknijcie się - powiedziałam nie zdzierając sobie gardła . Ku wielkiemu zdziwieniu , zapadła cisza .
   Nie było potrzeby , by zadawać pytania . Dziewczyny same zaczęły się tłumaczyć . Jednocześnie przekrzykiwały się jedna przez drugą .
   - Ona chciała zająć moje łóżko ...
   - Ona piła z mojego kubka ...
   - Ona mnie przezywała ...
   - Ona powiedziała , że Dan jej się podoba ...
   - Ona mnie wkurza !!!!
   Z całego tego zamieszania wywnioskowałam , że winna była Maleene .
   - Bez taryfy ulgowej . Jeszcze jeden wyskok , a śpisz na trawniku !
   - Nie mozesz mi grozić !
   - Owszem . To po części moje mieszkanie .
   - Nie jesteś królową , nie będziesz mi rozkazywać .
   - Mogę .
   - Nie jesteś na tyle silna , by mnie do czegoś zmusić !
   - Jestem .
   - Nie na tyle , aby zatrzymać przy sobie tego uroczego blondyna Keitha , co ?
   Zabolało . Ale nie tak bardzo . Całe to przedstawienie z Keithem jakoś wyblakło , straciło cały sens , przestało być ważne . Zawdzięczałąm to Peterowi .  I przyjaciółkom .
   - Owszem . Nie na tyle . W sumie to masz rację . Keith jest silniejszy . On z pewnością wiedziałby jak można cię stąd wreszcie wykurzyć .
   Maleene nie znalazła nic na swoją obronę . Warknęła tylko i wyniosła się z domu . Nie na długo . Za chwilę wróciła i zabrała wszystkie swoje bagaże .
   - Żegnam . Zauważyłam , że nie zasługujecie na moje zacne towarzystwo . Ciao !- posłała nam przesłodzony półuśmieszek i wyszła , nie wracając już w ogóle .

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Rozdział 21

   Caroline miała rację , by wczesniej przygotować się do snu . Maleene zaklepała kolejkę jako następna . Wraz z Karen niecierpliwie spoglądałyśmy na zegar , gdy Maleene od ponad godziny przebywała w łazience .
   - Zanim ja wejdę pod prysznic , wybije pierwsza - lamentowałam .
   - Co ona tam robi ?- dziwiła się Karen .- Chyba topi wieloryba .
   - Wyłaź stamtąd wreszcie !- z trudem powstrzymałam się od opsypania jej nie do końca cenzuralnymi przezwiskami .- Nie mieszkasz tu sama !
   - Lakier jeszcze nie wysechł !- usłyszałam głos dochodzący zza ściany .
   - Lakier ? Zasmrodzi nam całą łazienkę - powiedziałam do dziewczyn .
   - Masz minutę na wyjście . W przeciwnym razie nocujesz na trawniku - krzyknęła Caroline .
   - Oj dobra , dobra . Już otwieram .
   Maleene bez makijażu wyglądała jeszcze piękniej . Ile ona wydaje na kosmetyki ?- myślałam .
   Moje przypuszczenia prawie się sprawdziły , bo gdy weszłam do łazienki wybiła północ .

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

   Była sobota . Z głebokiego snu , około dziesiątej obudziło mnie nieustanne pukanie w okno . Z podkrążonymi oczami zajrzałam przez szybę . Keith . Zasłoniłam firankę i poszłam spać .

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

   - Gdzie się wybierasz o tej porze ?- zapytałam Karen , która przymierzała przed lustrem różne ciuchy . Wreszcie zdecydowała się na beżową sukienkę .
   - Do Vivian . Zresztą nie sama .
   - A z kim ?
   - Z tobą .
   - Ze mną ? Ja nic o tym nie wiem .
   - Teraz już wiesz . Robi przyjęcie imieninowe .
   - Po pierwsze : ja nie jestem zaproszona , a po drugie : nie mam prezentu .
   - Zapowiedziałam , że przyjdę z przyjaciółką , prezent zaraz się skombinuje , a ty potrzebujesz rozrywki po rozstaniu z Keithem .
   - Ja się z nim nie rozstałam .
   - Jak to ? Zdradził cię . To znaczy , że cię rzucił .
   - Ale ...
   - Ty go kochasz ?
   - No .
   - Przejdzie ci . Poza tym będzie tam kilku chłopców . Może jakiś wpadnie ci w oko .
   - Nie mów tak .
   - Dobrze . Umówmy się , że nie będziemy poruszały tego tematu , ok ?
   - W porządku . Już się ubieram .
 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

   Na imieninach u Vivian była masa ludzi z mojej klasy , oraz takich , których nigdy nie widziałam na oczy . Co do atrakcji było dużo żarcia , konkurs karaoke i tańca oraz tort i uroczyste otwieranie prezentow przez jubilatkę . Razem z Karen wyczarowałyśmy dla niej ogromny zestaw kosmetyków .
   Do dyspozycji było dużo miejsca . Cały parter i kilka pokoi na piętrze , gdyby jakaś para chciała zostać sama .
   Świetnie się bawiłam plotkując z Olivie Padmore , Ruby Kilson , Easter Kooby i Cassandrą Malove . Po jakimś czasie dopadła nas nuda i każda poszła w swoją stronę . Zostałam sama i dziwnym trafem znalazłąm się wśród dyskutujących chłopaków i kilku dziewczyn . Rozmawialiśmy bez skrępowania na luźne tematy szkolne , związane z przyszłością i partnerami . Nawet fakt , że byłam singielką nie przeszkadzał mi w zabieraniu głosu .
   Wśród rozmawiających szczególnie wpadł mi w oko pewien chłopak o imieniu Peter . Był ciemnookim szatynem o szczupłej , ale nie chudej sylwetce . Miał świetne poczucie humoru i przyjemnie się z nim dyskutowało . Nie tylko ja byłam nim oczarowana . On również spoglądał na mnie przyjaźniej niż na resztę towarzystwa . A może tak mi się tylko wydawało . Ważne , że nadarzyła się okazja , by pogadać z nim na osobności .
   - Też jesteś zamieszany w tę całą magię ?- zapytałam .
   - Tak . Skończyłem szkołe rok temu . Naznaczyli mnie , gdy miałem jedenaście lat .
   - I co teraz robisz ?
   - Studiuję magię zakazaną .
   - Ja od zawsze marzyłam , aby isć na fotografię , ale to chyba teraz nie jest możliwe , prawda ?
   - Jest . Ale są małe szanse , by to była zwykła fotografia- uśmiechnął się .
   - No tak .
   Pomimo niewielkiego prawdopodobieństwa zobaczenia Keitha , rozglądałam się wokoło z nadzieją . Choć odrzuciłąm go dziś rano , to jednak chciałąm , by jakoś o mnie walczył . Brakowało mi go .
   - W zwiazku ?- zapytał Peter .
   - Co ?
   - Masz chłopaka ?- bardziej stwierdził niż zapytał .
   - Od wczoraj jestem singielką .
   - Rzucił cię ?
   - Skąd wiesz ?
   - Gdybyś ty go rzuciła , nie rozglądałabyś się wszędzie .
   - Masz rację . Nikt nie wie , że z nim nie chodzę , bo jeszcze nic sobie nie wyjaśniliśmy . Nikt też nie wie , że z nim chodziłam , bo to wszystko trwało stanowczo zbyt krótko .
   Popatrzył na mnie ze współczuciem . Pod tym spojrzeniem czułąm jak się kurczę i nic nie znaczę na tym świecie . Znów wspomnienia powróciły i było mi strasznie źle . Po policzku spłynęła mi gorąca łza . Utorowała drogę i kazała spływać innym . Czułam , że wybuchnę płaczem . Już wyobrażałam sobie ludzi pochylonymi nade mną . Powinnam się cieszyć , a ja płaczę . Głupio mi było przed Peterem . Chyba to zrozumiał , bo otulił mnie ramieniem i poprowadził schodami na górę . Odprowadziły nas ciekawskie spojrzenia znajomych . W pewnym momencie pod drzwiami pustego pokoju zawahałam się . Nie byłam pewna , czy powinnam być z nim sam na sam . To również zrozumiał .
   - Nie bój się . Nie jesteśmy parą . Jestem tutaj jako przyjaciel . Tylko przyjaciel . Jeśli chcesz , zawołam Karen  .
   - Nie , nie . Nie chcę zepsuć jej zabawy . Choćmy .
   Weszliśmy do ciemnego pokoju . Zapaliłam światło i usiadłam na kanapie . Powoli dochodziłam do siebie .Byłam wdzięczna Peterowi za opiekę , ale doszłam do wniosku , że jemu też nie powinnam psuć zabawy .
   - Idź . Poradzę sobie .
   - Ta propozycja wynika z potrzeby bycia w samotności , z obawy przede mną , czy z zasady , bym nie zmarnował imprezy ?
   W głębi serca nie chciałam być sama , nie obawiałam się Petera . Nie chciałąm mu po prostu przeszkadzać . Milczałąm .
   - Posiedzę z tobą . Jak nie chcesz to protestuj .
   Uśmiechnęłam się delikatnie . Na przykładzie Petera zrozumiałam , że w Keitcie trzeba było znaleźć najpierw przyjaciela .

niedziela, 12 sierpnia 2012

Rozdział 20

   Niektóre sytuacje częściowo się powtarzają . Leżałam na łóżku ocierając łzy pomiętym jaśkiem . Było mi źle z upokorzenia , zdrady ... Karen i Caroline celowo wyszły na spacer . Wiedziały , że pragnę samotności , choć w głębi duszy chciałam się komuś wyżalić . Komuś , kto nie powiedziałby mi później ,, a nie mówiłam?".
   Czy sny zawsze muszą kończyć się w najmniej spodziewanym momencie ? Jeszcze kilkadziesiąt godzin temu było mi z nim dobrze i za nic nie mogłabym podejrzewać go , że zawiesi oko na innej dziewczynie . Nawet tak atrakcyjnej jak Maleene .
   Właśnie . Maleene . Wstrętna , obrzydliwa , wychuchana i wydmuchana , obdarzona nieziemską urodą i wspaniałym niskim głosem , potwornie bogata blondyna . Gdyby teraz moje oczy ujrzały jej wymalowaną twarz bez żadnego pryszcza , chybabym nie wytrzymała . Rzuciłabym się na nią i wydrapałabym jej oczy .
   Marzenia szybko się spełniają , przynajmniej w tym przypadku , bo w tym momencie moje drzwi otworzyły się i stanęła w nich sama Maleene we własnej osobie . Miała na sobie obcisłe spodnie , dżinsową kurteczkę odsłaniającą spory kawałek płaskiego jak asfalt brzucha , wysokie szpilki , kowbojski kapelusz i okulary przeciwsłoneczne . Wyglądała jak modelka na wybiegu . Bez żadnego wstępu rzuciła na łóżko Karen dwie ogromne walizki i wyszła by wtaszczyć kolejne dwie . Zachowywała się jakby mnie nie zauważyła . Nawet coś sobie pod nosem śpiewała .
   Usiadłam i zacisnęłam pięści próbując opanować emocje . Czułam , że długo nie wytrzymam . Albo zrobię z niej miazgę , albo eksploduję i to ze mnie zostanie garstka pyłu . Postaram się spokojnie zapytać o co kaman - postanowiłam .
   - Co ty tutaj robisz ?- przesylabizowałam , by mnie dobrze zrozumiała , jak do małego dziecka .
   - No , od dzisiaj tu mieszkam - odpowiedziała wyrzucając rzeczy Karen z szafy , a wkładając tam swoje jakby to było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie .
   - Ale nie ma dla ciebie miejsca . Sama widzisz . Tu , gdzie usadowiłaś swój tyłek śpi Karen , a ta szafa jest też jej własnością !- sytuacja sama wymykała się spod kontroli .
   - Jakoś się zmieścimy . W najgorszym razie ta  K a r e n  będzie nocować w komórce na narzędzia ogrodnicze - przemawiała swoim cukierkowym tonem .
   Tego było za wiele . Wstapiła we mnie siła rozwścieczonego rodu Goldsoulów . Wstałam i uczepiłam się jej bagażu . Wytargałam wszystko za próg i każdy wyperfumiony ciuszek , który trafiał w moje ręce wyrzucałam w kałuże , które nie zdąrzyły jeszcze wyschnąć po niedawnych ulewach . Maleene złapała mnie za ramiona i zaczęła mną szarpać . Wreszcie kopnęłam pustą walizkę w błoto . Zamierzałam rozparcelować kolejną , ale ostre , wymalowane szpony Maleene nielitościwie wbijały się w moją szyję . Byłam przygotowana na otwarta walkę na śmierć i życie . Moje palce oplotły się wokół jej nadgarstków i wykręcały we wszystkie strony . w pewnym momencie ustaliłam , że trochę przesadzam , lecz gdy przypomniałam sobie jak uwieszała się na ramieniu Keitha ... Maleene wyglądała jak lwica . Okulary rozbiły się na podłodze , kapelusz zgnieciony leżał w kącie pokoju , makijaż rozmazał się na twarzy dziewczyny i zalał czerwone policzki czarnymi smugami . Nie miałam pojęcia jak ja wyglądałam , ale gotowa byłam się założyć , że milion razy gorzej . Targałam ją za włosy , sama też nie unikając podobnych ruchów ze strony rywalki .
   W takim stanie zastały nas Karen i Caroline po powrocie z przechadzki . W pierwszej chwili nie wiedziały co się dzieje , lecz widząc bałagan i ubrania Maleene rozrzucone wszędzie zorientowały się w sytuacji . Wkroczyły pomiędzy mnie , a Maleene i usiłowały nas rozdzielić . Nie było to łatwe , bo wciąż trzymałam jej włosy , a ona moją kostkę . Wreszcie w pokoju zapadła cisza .
   - O co chodzi ?- zapytała Karen .
   - Bo ona ...- zaczęłyśmy jednocześnie wyjaśniać całe zajście .
   - Milcz , nędzna poczwaro !- warknęła Caroline na Maleene .
   Opowiedziałam im o wszystkim . Dziewczyny nie kryły oburzenia .
   - Jak to tutaj mieszkać ? Przecież nie ma miejsca !- krzyczała Karen .
   - Owszem , ale tak trzeba . Tatuś remontuje mi moje ptywatne mieszkanie , bo inne nie mają odpowiednich warunków jak dla mnie . Przez ten czas muszę gdzieś mieszkać . I nie myślcie sobie , że się z tego cieszę . Na szczęście to tylko cztery miesiace...
   - Ile ?!- ryknęłyśmy zgodnym chórem .
   - Tak , tak . Całe mieszkanie należy dokładnie zdezynfekować , bo nigdy nie wiadomo kto tam przede mną mieszkał . Potem należy zamontować te wszystkie niezbędne mi urządzenia , umeblować ....
   - Nie wytrzymam - jęknęłam i ukryłam twarz w dłoniach .
   - Tak , tak . Żałuj swojego czynu . Te wszystkie ubrania musisz mi odkupić . To nie są żadne podróby . Same włoskie i francuskie mar...
   - Co ?!! Ja mam ci to odkupić ?! W życiu ! - rzuciłam się na Maleene , ale Caroline w porę odepchnęła moje ręce od jej włosów .
   - Spokój ! - popatrzyłam na nią . Nie wiedziała jak ma to rozstrzygnąć . - Maleene , będziesz spać na podłodze .
   - Ale ...
   - Nie ma ale . Podłoga albo trawnik przed domem , ok ?
   Nikt nie protestował .
   - Swietnie , po sprawie - dodała i poszła wziąć prysznic .

Rozdział 19

   - Tak ? Naprawdę ? Nie , no skąd .... Niby jak , mamo . Nie ,  nie ...
   Karen od piętnastu minut rozmawiała z rodzicami .Ja i Caroline próbowałyśmy rozszyfrować czemu tak stanowczo zaprzecza przyjaciółka . Wreszcie Karen odłożyła komórkę i rzuciła się na łóżko .
   - Tata znalazł moje MP3 pod domem . Byli przekonani , że zabrałam ją ze sobą i myśleli , że ich w nocy odwiedziłam . Nie do końca mijali się z prawdą .
   - Nie zamierzasz im o wszystkim powiedzieć ?
   - A po co ?
   No właśnie : po co ? Głupio zapytałam .
   - Wiecie co ? Jest już krótko przed dziesiątą . Lepiej się pospieszmy .
   Pierwszy tydzień nauki dobiegał końca . Wszystkie trzy miałyśmy spore zaległości z dnia wczorajszego , a ja i Caroline dodatkowo jeszcze ze środy . Nie było okazji , by to nadrobić , więc wkroczyłam do szkoły z wielką gulą w gardle , której nie mogłam się pozbyć .
   - Jak myślicie , jaką dostaniemy karę ?- zadałam raczej retoryczne pytanie , bo żadna z dziewczyn się nie odezwała .
   Na szkolnym korytarzu roiło się od uczniów . Młodsi biegali po kątach , a starsi rozmawiali na luźne tematy . Wszędzie panował gwar i hałas charakterystyczny dla tego miejsca . Skierowałyśmy sie w stronę klasy do wróżbiarstwa . Nagle ktoś uszczypnął mnie delikatnie w plecy .
   - Auć ! Car , nie żartuj sobie , to bola ...
   Odwróciłam się i zobaczyłam , że to nie Caroline . Ubrana w najnowsze ciuchy , niezaprzeczalnie z najdoskonalszych sklepów Hollywood stała dziewczyna , urodą przypominająca gwiazdę estrady . Wyzywający makijaż i idealna fryzura sprawiały , że chłopcy zapatrzeni wpadali w ściany , a dziewczęta nerwowo wyciągały lusterka i poprawiały włosy . Pomimo piękna i wdzięku , nieznajoma uśmiechała się kpiąco , i patrzyła lekceważąco .
   - Taak , myślałam , że są innego pokroju - mruknęła pod nosem i dodała już głośniej miażdżąc nas spojrzeniem i wzrostem , jakiego nadawały jej buty na niebotycznych szpilkach .- Szukam klasy do ... niech popatrzę ... do okrzyków wojennych - przesylabizowała z obrzydzeniem .
   Stałam jak wryta .
   - Eeee ... W prawo i prosto . A tak w ogóle to jestem Carmen - podałam jej rękę .
   - Maleene - burknęła i odwróciła się na pięcie . Za chwilę nie było już jej widać .

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

   Po skończonych lekcjach wracałyśmy do domu .
   - Ale lala , co nie ?
   - No , zacna - zażartowałam .
   - Nie zacna , tylko chamska , dumna i do szpiku kości zepsuta - wyliczyła Caroline .
   - Nawet dobrze jej nie znasz . Nie mów tak .
   - To widać od razu . Jest piękna , bogata , niemiła , lecz pociągająca .
   - Aaa , boisz się , że Dan zawiesi na niej oko ?- mrugnęłam porozumiewawczo do Karen . Zachichotała .
   - Wcale nie jestem zazdrosna . Tylko sugeruję , że powinnaś pilnować swojego Keitha - oburzyła się Caroline .
   - To dowodzi tylko jednego : uważasz Keitha za przystojniejszego i bardziej pociągającego chłopaka od Dana .
   - Wcale nie ! Keith jest aroganckim , egoistycznym , natrętnym idiotą , który aby zdobyć dziewczynę , całuje ją po kątach i zagląda w okno robiąc wariackie , nienormalnie i zupełnie głupowate miny !- Caroline prawie się zakrztusiła wyliczając całą listę określeń .
   We mnie coś się zagotowało . Miałam dość tej nietolerancji ze strony współlokatorek . Coś we mnie pękło .
   - Jeśli jesteś moją przyjaciółką , powinnaś akceptować mnie oraz moje upodobania !!! Nie pozwolę , żebyś otwarcie krytykowała Keitha tylko dlatego , że twój Dan jest chodzącym ideałem ! Nie zabraniam tobie myślenia o nim , co tylko sobie chcesz , ale w mojej obecności proszę o natychmiastowe milczenie na jego temat ! Gdybym ja zaczęła wyliczać co mi się w tobie nie podoba , już dawno byłabyś moim wrogiem !!!
   - Ale ja mam prawo , mówić o wszystkim , wolność słowa .
   Odwróciłam się od niej i pobiegłam w przeciwnym kierunku , gdzie nadchodził Keith w asyście  kolegów z klasy i samej Maleen uwieszonej na nim jak na wieszaku . Spojrzał na mnie z trwogą . Z moich oczu popłynęły łzy . Uciekłam wymijając po drodze kilku nauczycieli .

środa, 25 lipca 2012

Rozdział 18

   - Czas na kilka wyjaśnień- zaczęłam , gdy wszyscy powoli wracaliśmy do domu ciemnym tunelem . Brakowało tylko Damaris , która w niezwykły sposób ulotniła się w powietrzu . Popatrzyłam pytająco na Karen .
   - Od czego mam zacząć ?
   - Najlepiej od początku - pwiedział Keith .
   Karen zerknęła na niego zjadliwie , mając ochotę skoczyć mu do gardła . Nie miałam pojęcia dlaczego . Przecież jest taki słodki . Cały czas trzymałam go za rękę . Chociaż wiedziałam , że nic mi nie grozi , nawet gdybym była oddalona od niego o kilka metrów , to i tak wolałam być bliżej . Czułam się otoczona dwiema kratami , przez które nikt nie może się przedrzeć .
   - No więc , przez wasze szlabany , dziewczyny , zostałam sama z naszymi planami na popołudnie . Po lekcjach poszłam do Damaris , która wyjaśniła mi jak mogę się dostać do domu . Postanowiłam , że sama dam sobie radę . Przypadkowo poznałam Owena Morgisa , który uznał , że zakochał się we mnie od pierwszego wejrzenia . Pozornie był bardzo przystojny i szlachetny , bo chciał za mną skakać nawet w ogień i chyba to mnie do niego przekonało . Nie można powiedzieć , że się w nim zabujałam , bo znałam go niedługo , ale uznałam , że warto mieć u boku kogoś , kto w razie niebezpieczeństwa mi pomoże . Wzięłam go ze sobą . Cudem udało nam się przejść przez te tunele . Była to zasługa Owena , ponieważ miał dar zabijania wzrokiem . Cokolwiek zrobił , czynił z siebie bohatera , wypinał dumnie pierś i chwalił się swoją odwagą . Ja głupia mu ufałam . Do domu trafiłam w samą porę . Działy się tam straszne rzeczy . Te zjawy rzucały straszne czary i uroki w moich rodziców , a oni byli na skraju wyczerpania . Nie znałam żadnych czarów , a spoglądanie przez sciany by mi się nie przydało , więc walczyłam z nimi zupełnie niemagicznie . Owen zaskoczony śmiertelną powaga sytuacji uciekł do komórki na narzędzia ogrodnicze . Nie miałam pojęcia gdzie poszedł , byłam sam na sam z potworami . Wtedy nastąpił wybuch i sami wiecie co dalej ...
   - Biedny Owen , dostał kilka uderzeń i o mało się nie rozpłakał - śmiałam się .
   - A wy ? I on ?- zapytała Karen patrząc na Keitha z pogardą .
   Opowiedzieliśmy jej o wszystkim . Za każdym razem gdy padało imię Keitha przyjaciółki krzywiły się z pogardą . Postanowiłam poruszyć wreszcie ten temat .
   - Dziewczyny , dlaczego tak nie lubicie Keitha ? W pewnym sensie uratował ci zycie , Karen .
   Koleżanki uznały za mało stosowne mówienie o chłopaku w jego obecności . Wzruszały ramionami i dawały mi porozumiewawcze znaki .
   - Właśnie . Dlaczego mnie nie lubicie ? Chętnie posłucham .
   Caroline i Karen poczuły się osaczone . Nie miały wyjścia. Albo uciekają w głuchą noc i stają się posiłkiem dla skrzatów albo nam się spowiadają . Wybór był wiadomy .
   -Jakoś tak samo wyszło ... Bez powodu - zaczęła Caroline .
   - Powód zawsze jest - nalegałam .
   - To jest wyjątek od tej reguły . Po prostu jestesmy uprzedzone co do niego - podsumowała Karen uznając temat za zamknięty .
   - W takim razie musicie przywyknać do tego , że jest moim chłopakiem - oznajmiłam .
   Dopiero teraz dziewczyny zobaczyły nasze złączone ręce . Popatrzyły , jakbym robiła największy bład w swoim życiu . Chyba nigdy nie dowiem się o co im chodz - pomyślałam.
   Keith też zerkał na mnie inaczej . Wyraźnie zszokowała go moja wypowiedź . Sama nie wiedziałam , dlaczego to robię , ale wydawało mi się to naturalne .
   - Słuchajcie . Nie wiem jak wy ale ja straciłam zupełnie rachubę czasu . Wie ktoś , która jest godzina ?- zmieniłam temat .
   - Dochodzi czternasta - odpowiedział Keith patrząc mi w oczy , jak gdyby to było miłosne wyznanie .
   - Lekcje się kończą , a ja jestem potwornie zmęczona . Możemy przyspieszyć - popędziła Caroline .
   Po kilku minutach zdrowego marszu znaleźliśmy się na powierzchni i wreszcie mogliśmy odetchnąć świeżym powietrzem . Ulżyło mi . Już niczym nie musiałam się martwić . No , chyba tylko jutrzejszymi lekcjami ...
   Przyjaciółki nie oglądając się na nikogo , chyba obrażone , poszły do domu odsypiać zarwaną nockę . Chciałam iść z nimi , ale Keith przytrzymał mnie za rękę . Otworzył usta by mi coś powiedzieć , ale przerwałam mu :
   - To chyba nie jest dobre miejsce ...
   Oddaliliśmy się od domu Barrena i stanęliśmy na ścieżce pomiędzy drzewami .
   Chłopak znów chciał coś z siebie wyrzucić , ale ponownie mu przerwałam .
   - Nic nie mów .
   Lekko pocałowałam go w usta . Chciałam już iść , kiedy Keith znowu mnie zatrzymał . Całował teraz długo , nie chcąc bym szła . Było mi dobrze , bardzo dobrze ...
   Mieliśmy poważne problemy z rozstaniem . Ja chyba zakochałam się na amen .
   - Moze wieczorem ... przyjdę po ciebie . Chcesz ?
   - Aha . Przyjdź .
   Do domu trafiłam pół godziny później niż przyjaciółki. Smacznie spały rozłożone na łóżkach jak susły . Pootwierane szafi i niedomknięta lodówka świadczyły o tym , że szukały jedzenia , ale obeszły się smakiem .Położyłam się u siebie i też zasnęłam .

----------------------------------------------------------------------------------

  - Dlaczego to zrobiłaś ?
  - Co ?
  - No wiesz , ty i ja ...
  - Może cos w tobie zobaczyłam ... nie wiem . 
  -Kocham cię wiesz ?
  - Ja ciebie też . 
 - Czyżby ?
  - Tak . Na pewno . 
  Szłam przytulona do Keitha przez osadę . Zauważyłam , że kwitło tutaj życie toważyskie . Dużo było tutaj barów , klubów i dancingów , alejami spacerowały podobne do nas pary . Nie byliśmy wyjątkiem .
   - Może gdzieś wstąpimy , napijemy się czegoś , potańczymy ?
   - Czemu nie . 
   Skręciliśmy do najbliższej restauracji , z której płynęła nastrojowa muzyka . Nie było tam zbyt dużo ludzi . Tak w sam raz .
   Keith zamówił dwa napoje . Usiedliśmy przy stoliku . Między nami panwała idealna cisza . Nikt nie chciał jej przerywać czymś niepotrzebnym . Po prostu na siebie patrzyliśmy . To wystarczało .
   - Zatańczysz ?- zapytał , gdy z głośników popłynęła delikatna , cicha melodia .
   - Jasne .
   Przytuliłam się do niego . Kołysaliśmy się w rytm powolnej piosenki , czasami patrząc sobie w oczy , a czasami po prostu tuląc się do siebie . Niekiedy odczuwałam potrzebę pocałowania go . On też . 
   Tańczyliśmy tak przez dłuższy czas nie mogac się rozstać . Ilekroć pomyślałam o powrocie do domu robiło mi się smutno i pusto na sercu . Uświadomiłam sobie , że keith jest dla mnie kimś najważniejszym .
   - Muszę już wracać do domu . Wybacz .
   - No tak . Jutro buda . Zapomniałem .
   Odprowadził mnie do domu i jeszcze długo przytulał i całował pod drzwiami . Potem odszedł . Czr nocy prysł .

- ja

- Karen

- Caroline

wtorek, 24 lipca 2012

Rozdział 17

   - Ja spowoduję kilka wybuchów , a wy idźcie i zabierzcie Karen i jej rodziców w bezpieczne miejsce - rozkazała Caroline .
   Od razu zabraliśmy się do roboty . Podeszłam do Karen .
   - Jak się czują ?- wskazałam na kobietę i mężczyznę leżących na posadzce . Mama przyjaciółki była piękną kobietą o rudych włosach i bladej cerze . Naprawdę , zazdrościłam jej urody . Ojciec był przystojnym mężczyzną o krótko przystrzyżonych włosach i starannie wymodelowanej brodzie . Już wiem , po kim Karen odziedziczyła nadzwyczajną urodę .
   - Są nieprzytomni , ale żyją . Mają kilka zadrapań po tym wybuchu - lekko się uśmiechnęła .- Będzie dobrze .
   - A gdzie twój brat ?
   - Na obozie . Nic jeszcze nie wie .
   - I nic narazie nie powinien wiedzieć .
   - No .
   Z pomocą Keitha udało nam się przenieść rodziców Karen na dalszą część podwórka pod rozłożyste drzewo , to był chyba klon - zawsze się mylę . Nakazaliśmy dziewczynie , by tam siedziała i ich pilnowała .
   - Caroline właśnie rozbraja te stwory - powiedziałam .
   Karen udała przestraszoną . Ale tak naprawdę , wiedziałyśmy , że jeżeli Caroline czegoś chce , to dopnie swego . Okazało się , że jest najbardziej poukładaną osobą z całej naszej trójki.
   - Dobra , lecimy . Może potrzebna jest pomoc .
   Wział mnie za rękę . Wstąpiła we mnie taka niemoc , że nie miałam siły się wyrwać . Może nawet nie chciałam . Keith pociągnął mnie za sobą . Z daleka przyjemnie było patrzeć , jak Caroline powoduje wybuchy tych zjaw , ale wiedzieliśmy , że to nie przelewki . Opróch ogniowych kul , wokoło latały również zaklęcia ,których mocy nie mogliśmy przewidzieć .
   - Jesteś w stanie coś zdziałać bez różdżki ? - zapytałam .
   - Dla ciebie wszystko - to po prostu mną wstrząsnęło . On zachowuje się jakbym była jego własnością . Popatrzyłam na nasze ręce złączone w uścisku . Tak właściwie to nie ... To znaczy tak . Jestem jego własnością .
   - No to proszę . zrób to  d l a   m n i e - pocałowałam go w policzek . Popatrzył na mnie zdziwiony . Też w to nie wierzę .
   Keith wykrzyczał coś w obcym języku . Domyśliłam się co chce zrobić .
   - Nie !!!- zainterweniowałam .- Nie zwołuj ich . Gdyby ktoś z ludzi niemagicznych zobaczył te skrzaty , byłby skandal . Nie zapominaj do jakiej szkoły należysz .
   - Nie martw się . Te zjawy , z którymi walczy Caroline użyły specjalnych zaklęć , by uniknąć kontaktu z takimi ludźmi . Zaufaj mi .
   Pod jego spojrzeniem , po prostu mdlałam . Zauważyłam , że jest niczego sobie ...
   W oddali usłyszałam głośne kroki . Z czasem wyłoniło się stado skrzatów . Nie byli tacy mali , jak pokazują w baśniach . Byli ogromni , niczym ogry z ,, Gumisiów " . W samą porę , bo Caroline miała wyraźne kłopoty z koncentracją . Często nie trafiała w cel . Keith kazał się jej wycofać , pogulgotał coś jeszcze do skrzatów i oddalił się . Pociągnął mnie za sobą .
   - Caroline , choć , oni sobie sami poradzą .
   Mało brakowało , a zderzylibyśmy się z młodym chłopakiem . Miał brązowe , postawione na jeża włosy . Oczy miał przestraszone i niepewne .
   Karen , do której się zbliżaliśmy popatrzyła na niego z nienawiścią .
   - Kto to jest ?- zapytałam zdezorientowana .
   Przyjaciółka nie słuchała mnie , ale podeszła do chłopaka i przyłożyła mu z płatka .
   - Ty .... mówiłeś , że mnie kochasz ... że możesz skoczyć za mną nawet w ogień ...  ty chamie ! Idź ode mnie , precz !
   Patrzyłam na tą scenę zaskoczona wybuchem furii Karen . Była wściekła , a zarazem rozczarowana . Powoli domyślałam się o co chodzi .
   Chłopak odszedł spuszczając głowę . Jednak coś w jego oczach mówiło , że niczego tak nie żałuje , jak spotkania Karen ...
   - Dobra . Nie wiem co tu jest grane , ale mam nadzieję ,że wkrótce się dowiem , prawda ?- zapytał Keith.
   - Może ...- powiedziała tajemniczo Karen , zadowolona z efektu jaki wywołała .
   W chwilę potem nadeszła cała zgraja skrzatów . Chyba wykonali zadanie , bo wyglądali na usatysfakcjonowanych . Nie myliłam się . Po zjawach nie było śladu . Pozostały tylko zgliszcza po domu Karen .
   - Gdzie twoi rodzice teraz będą mieszkać ?- zaniepokoiłam się .
   - Nie mam bladego pojęcia . A może Damaris pomoże ?
   Teraz ona wierzyła w dobroć Damaris . Ja , prawdę powiedziawszy, zwątpiłam . Gdyby jej na nas zależało z pewnością by nam pomogła .
   - Nie wiem , czy jej się zechce .
   Opowiedziałam , o tym co w tej chwili czułam . Pustka , rozczarowanie , byłam zawiedziona .
   - Myślę , że ona nad wami czuwała , tylko pozwoliła działać samym . Nie wierzę , że was opuściła .
   - Keith ma rację . byłam niedaleko - z drzewa , pod którym siedzieliśmy zeskoczyła zwinnymi ruchami Damaris w całej swojej krasie .- Chciałam was sprawdzić . W razie niebezpieczeństwa pomogłabym wam .
   Nie mogłam uwierzyć w to co widziałam . No tak ,cała Damaris ...
   - Co się stało z moimi rodzicami ? Będą żyli ? - pytała Karen .
   - Oni tylko śpią zwykłym snem . Dobrze by było , gdybyście anieśli ich do łóżek .
   - Ale dom to jedna wielka ruina . Jak mamy to zrobić ?
   - Tym już się zajęłam . Magia nie zna ograniczeń - mrugnęła do nas tajemniczo .
   Na miejscu pozostałości po starym domu stało nowe , dokładnie takie samo mieszkanie . Wierzyłam Damaris . Magia nie zna ograniczeń .
   Doprowadziliśmy wszystko do idealnego porzadku łącznie z rodzicami Karen . Pora wracać do szkoły .

niedziela, 22 lipca 2012

Rozdział 16

   U wyjścia z tunelu stał przedmiot kształtem przypominający wagę . Próbowałam ominąć to coś , ale za każdym razem jakaś siła spychała mnie z powrotem do pieczary .
   - Chyba musimy tego użyć - odkryłam .
   - No jasne , że musimy głuptasku - popatrzył na mnie jakbym była jego dziewczyną . Nie powiem , nie denerwowało mnie to .
   - A potrafisz się tym posługiwać ?- zapytała Caroline . Obecność Keitha wyraźnie ją wkurzała .
   - No jasne . To nie pierwsza moja tak tajemnicza wyprawa- puścił do mnie oko . Dobrze , że było ciemno . Byłam przynajmniej pewna , że nie zauważył mojego rumieńca i uśmiechu , którego nie mogłam pohamować .
   Wypytał nas o miejsce zamieszkania Karen i wyklikał :USA , stan Arizona , Phoenix , Minerstreed 45a .
   W ciągu kilku sekund , przebyliśmy odległość do tego miejsca . Widziałam tylko rozmazane kontury drzew i domów . Źle znosiłam podróż . Gdy jakaś siła wyrzuciła mnie na trawę pod domem Karen , poczułam , że więcej nie wytrzymam . Uciekłam w pobliskie krzewy i zwróciłam co nieco .
   - Jestem obrzydliwa , wiem - podsumowałam .
   - Nie tylko ty - uśmiechnął  się Keith i wskazał na Caroline , która chyba załatwiała to samo .
   Budził się ranek . Tak właściwie było jeszcze ciemno , ale słychać już było ludzi , wyjeżdżających do pracy . Były to nieliczne osoby , bo w wielu domach było jeszcze sennie . Wyjątkiem był dom Karen . Dochodziły stamtąd dziwne jęki . krzyki i dźwięki demolowanego mieszkania .
   - Chodźmy , tam się coś dzieje - powiedziałam i pobiegłam do wejścia . Nie zdążyłam nacisnąć klamki , a już jakieś potężne moce odrzuciły mnie od drzwi . Próbowałam kilkakrotnie , lecz wciąż lądowałam na trawie .
   - Ja spróbuję - zaproponował Keith .- Abarakus !
   Nic nie pomogło . Nawet zaszkodziło , bo złamało mu różdżkę .
   - To bardzo silne zaklęcie - podsumował.- Cały dom jest nim strzeżony . Nie ma szans , by tam wejść .
   - Nawet najmniejszych ?- niepokoiłam się .
   - Można w niego walnąć jeszcze silniejszym zaklęciem , ale moja różdżka się do tego nie przyda ze względu na stan techniczny , a wy jeszcze swoich nie macie . Nie mam pojęcia co robić .
   Caroline patrzyła na tą sytuację ze stoickim spokojem .
   - Ja wiem - powiedziała .
   Skupiła się , wyciągnęła ręce ...
   - Nie !!!!!!!! Możesz zrobić im krzywdę !- krzyknęłam .
   - Nie , zrobię to . Lepiej żeby wszyscy zginęli inaczej ? Nie wszystko stracone . Może uda im się przeżyć.
   To była najszybsza akcja Caroline . Ledwie zdążyła rozłożyć ręce , a już cały dom oderwał się od ziemi . Cała konstrukcja rozpadła się na miliony kawałków . Została tylko część muru od strony wschodniej . Przez chwilę panowała idealna cisza , ale po kilku minutach coś zaczęło ją zakłucać . Znów strzały .
   Dotknęłam pozostałości po mieszkaniu Karen . Wciąż każda cegiełka odpychała od siebie , lecz z mniejszą mocą . Cała nasza trójka przeszła najostrożniej jak się dało do ,, środka " . Wszędzie było pełno rozwalonych mebli , ścian i wszystkiego , co jeszcze przed wybuchem było całe . Podłoga była zniszczona tylko w pewnym stopniu . Na ocalałym skrawku paneli stała Karen . Miała potargane włosy , posiniaczoną twarz , podarte ubranie . Głowę miała pochyloną nad dwiema osobami , rodzicami . Z rogu bylego pomieszczenia dochodziły strzały , huki . Podeszłam do tego miejsca . Znajdowała się tam zakapturzona postać . Jej twarz  była niewidoczna . Z resztek meblościanki wyłoniły się jeszcze trzy takie zjawy . Wyglądały jakchodzące ciuchy , bez ciała . Znów usłyszałam strzały . To jedna z postaci celowała zaklęciami w Karen . Keith podbiegł do niej i w wielkim skupieniu wyczarował wokół niej kapsułę , od której odbijały się wszelkie uroki . Byłam pewna , że zjawy tak łatwo nie odpuszczą i wojna dopiero się zaczyna .

sobota, 21 lipca 2012

Rozdział 15

   - Damaris ! Damaris !- wołała Caroline biegając po osadzie . W żadnym domu nie paliło się światło , cały świat właśnie w tym momencie musiał słodko spać . Teraz , kiedy my nie zmrużyłybyśmy oka , choć byłyśmy wykończone .
   - Chyba jej tutaj nie znajdziemy . Ona też chyba jest człowiekiem . Pewnie śpi . Chodźmy do jej gabinetu .
   Zegar ustawiony na środku placu targowego wskazywał punkt pierwsza . Dopadłyśmy do drzwi domu Miss . Zapukałyśmy . W drzwiach stanęła Damaris we własnej osobie w koszuli nocnej i papilotach . Ona jest bardziej ludzka niż mi się wydawało .
   - Damaris ! Karen zniknęła ! Wiesz może gdzie poszła ?
   - Nie wiem dziewczęta , może wybrała się do swoich rodziców . Jest to dość niebezpieczne na tygodniu , zwłaszcza w nocy .
   - Pytała cię o potajemne wyjście stąd ?
   - Tak , pytała .
   - No to pewnie poszła . Damaris , powiedz nam gdzie to jest .
   - Niedaleko domu profesora Barrena . Jest dobrze ukryte . Nie jest strzeżone przez czarodziejów , ale pilnują go nocne skrzaty . Są aktywne głównie po zmroku , więc jest bardzo niebezpieczne przebywać w ich pobliżu . Uważajcie - Damaris weszła do domu i zamknęła drzwi na klucz .
   - No to choć .
   - Ale gdzie ? Nie wiemy gdzie jest dom Albercika .
   - Masz rację - zgodziłam się . Zapukałam do drzwi Damaris .
   - Na wschodzie !- odezwał się głos z wewnątrz . Chyba umie czytać w myślach .
   Pobiegłyśmy na wschód . Dom Barrena był łatwy do znalezienia , bo na drzwiach wisiała tabliczka z jego imieniem dobrze widoczna w świetle księżyca .
   - Rozdzielmy się . Szukajmy .
   Zrobiłam krok i straciłam zupełnie równowagę . Moja noga wpadła w jamę . Rozgarnęłam liście . Ona była większa . Zmieściłabym się w niej .
   - Chyba mam .
   Powoli zeszłyśmy do podziemi . Było ciemno . Wpadłam na pewien pomysł .
   - Caroline ? Potrafisz kontrolować swoją moc ?
   - A po co ?
   - Może mogłabyś dać tu trochę światła ?
   -Spróbuję .
   Szło jej nieźle . Wyglądało to tak , jakby trzymała w rękach pochodnie .
   Poczułam dotyk na ramieniu .
   - Dlaczego mnie dotykasz , Carol ?
   - Nie dotykam cię , ręce przecież mam zajęte .
   Odwróciłam się . To nie były ludzkie ręce . Były pomarszczone i pulchne . Uświadomiłam sobie , że to ręce skrzata .
   - Macie dwie minuty na wycofanie się . W przeciwnym razie zaatakujemy - odezwał się nieznany głos tuż za mną .
   - Nie możemy trochę ponegocjować ? - zapytałam .
   - To nie żarty .
   Nie miałyśmy zamiaru zawracać , skoro przeszłyśmy spory kawałek . Niech sobie nie myślą . My też mamy swoje moce i możemy ich użyć . To znaczy Caroline może użyć swojej mocy , bo ja nie mam zamiaru przepowiadać przyszłości skrzatom .
   Wtem jakiś potężny pocisk uderzył w moje plecy . Odwróciłam się . Zobaczyłam rażące światło w ręku jednego stwora . Celował nim w Caroline . Zagrodziłam mu drogę .
   - Nie możesz zrobić jej krzywdy - powiedziałam .
   - Ja mogę wszystko .
   Nagle ostry ból przeszył mnie całą . Usłyszałam krzyki przyjaciółki . Pociski , które w nas trafiały były bardzo silne . Przenikały nas jak wyjątkowo mocne kule od pistoletów . Skrzatów wkoło było coraz więcej . Zostałyśmy otoczone , nie widziałam żadnych szans na ucieczkę . Caroline wymachiwała rękami we wszystkie strony powodując wybuchy . Mimo tego stworki nie znikały , mało tego , wciąż było ich coraz więcej . Moje chwyty karate , też na niewiele się zdały . Byłyśmy przegrane . W ciągu jednego dnia nauki magii , nie nauczyłyśmy się żadnych zaklęć , jakie mogłyby się przydać w tej sytuacji .
   Miałam nadzieję , że pomoc nadejdzie jak najszybciej . Przestałyśmy się przemieszczać do przodu . Nie pozwalały na to rzesze skrzatów . Wydaje się to może niedorzeczne , ale miałam pomysł , by po prostu poprzez komórkę zawiadomię kogoś o naszych kłopotach , lecz w tych podziemiach nie było ani kreski zasięgu . Możliwe byłoby wezwanie policji , pogotowia  albo straży , ale to również było zbyt szalone .
   Krąg wokół nas zaczął się zwężać . W dali wypatrzyłam obce światełko , ale wybiłam t sobie z głowy , że to pomoc . A może Damaris ? Która może być godzina ? Zapewne koło trzeciej . Nie  , to nie ona .
   Z mroku wyłoniła się smukła postać chłopaka . Unosił się nad ziemią , jak gdyby latał . W ręku trzymał pochodnię . Keith . Chciałam go zawołać , bo przez chwilę zdawał się nas nie dostrzegać , lecz to było złudzenie . Przypłynął do środka okręgu i coś powiedział w niezrozumiałym dla nas języku , przypominającym gulgotanie indyka . Skrzaty popatrzyły po sobie , rozstąpiły się i odpowiedziały Keithowi .
   - Na co czekacie ? Idźcie do przodu - ponaglił nas chłopak .
   Poszłyśmy dalej . Keith jeszcze trochę pogadał ze stworami i dołączył do nas .
   - Co ty tutaj robisz ? Jeszcze wszyscy śpią - zapytałam .
   - To nic dziwnego . Opiekuję się nimi . Mam dar rozmawiania ze skrzatami . Polubiłem te stwory .
   - Jak je można polubić ?- skrzywiła się Caroline . - Chciały nas zabić .
   - Tak . Moga zrobić krzywdę , ale mnie fascynują .
   - A dlaczego przyszłeś do nich o tej porze ?
   - Wyczuwam ich zdenerwowanie . To tak , jakbym był pół - skrzatem - zaśmiał się .- A wy co tu robicie?
   Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z celu naszej wyprawy . Popatrzyłam na Caroline . Ona też wyglądała jak wielki odkrywca .
   Opowiedziałyśmy o wszystkim Keithowi .
   - Tak więc możesz już iść . Nie mamy czasu na pogaduchy - ucięła przyjaciółka .
   - No co wy ? Po tym wszystkim mam was zostawić ?
   - No nie wiem . Przecież zważając na porę , możemy przypuszczac , że nie będzie nas w szkole . Damaris o wszystkim wie i może nas usprawiedliwi . A jeśli chodzi o ciebie to nie wiem - przypomniałam mu .
   - Nie jestem aż tak zapalonym uczniem jak wam się wydaje . Idę z wami .
   - Może lepiej biegnijmy . Właśnie teraz może się dziać coś ważnego - podsunęłam .
   - Nie będziemy się męczyć , a szczególnie ty , Carmen - popatrzył na mnie z rozczuleniem .
   Machnął różdżką . Wybiłam się ponad ziemię . Latałam tak samo jak Keith . Podobnie jak Caroline nie mogłam złapać równowagi , ale z czasem nabrałam wprawy . Płynęliśmy o wiele szybciej od przeciętnego samochodu . Tak prędko , że po kilku minutach ujrzeliśmy nikłe światełko .

czwartek, 19 lipca 2012

Rozdział 14

   Nadeszła środa .  Wraz z nią nowe lekcje i nauczyciele . Miałyśmy okazję , by pospać  trochę dłużej , bo pierwsza lekcja miała odbyć się dopiero przed dziewiątą . Żadna jednak z niej nie skorzystała . Naszykowałyśmy się skrupulatnie do szkoły , usiadłyśmy na dywanie i rozmawiałyśmy .
   - Wiecie co ? Tak sobie myślę , że już dość dużo czasu nic nie robiłyśmy w sprawie rodziców Karen - zaczęłam .
   - Macie rację . To , że dziadkowie Carmen zginęli dopiero po tygodniu nie znaczy że tu będzie to samo .
   - Moglibyśmy dzisiaj jakoś wymknąć się do mojego domu i wykorzystać nasze dary - podsunęła Karen .
   - Ale to szkoła magiczna . Nie wiadomo , czy tak po prostu można stąd pójść .
   - Caroline ma rację . Pewnie strzegą wyjścia z niej jakieś czary , uroki ...
   - Przecież możemy opuszczać teren szkoły tylko raz na dwa tygodnie w weekendy - powiedziałam .
   - Musi być jakieś potajemne wyjście , takie , o którym nikt nie wie .
   - Może Damaris coś by nam podpowiedziała - myślałam na głos .
   - Ona będzie nas czegoś uczyć ?
   - Tak . Ma z nami obronę przed złymi mocami . Tę lekcję mamy dzisiaj .
   - To świetnie . Zapytamy . Powinna nam pomóc .
   - Taa ...- Karen chyba wciąż nie wierzyła Damaris .
   Pierwszą lekcją była teleportacja na 12 piętrze . Liczyłam na coś ciekawego , jakieś czary- mary , czy coś .  Przeliczyłam się , bo profesor Barren opowiadał tylko o teorii i zasadach . Kazał samodzielnie robić notatki . Ręka praktycznie mi odpadła po skończonej lekcji . Zdecydowanie pan Albert mówi zbyt szybko . Właśnie mozoliłam się nad napisaniem jakiejś trudnej łacińskiej odmiany sama nie wiem czego , gdy na moim stoliku wylądowała katreczka . Rozwinęłam ją . To od Caroline :

Ale mi się nudzi , a tobie ?

Odpisałam na tej samej kartce :

Potwornie nudna ta teleportacja . Może praktyka będzie ciekawsza . 



Praktykę będziemy miały dopiero w 3 klasie . 


Ale pech.


Keith pytał o ciebie . 


Co mu powiedziałaś ?
 

Dałam mu nasz plan lekcji . 


Jak mogłaś ?


No co ty ? Chłopak za tobą po prostu szaleje . 


Nie odzywam się do ciebie :/  


Przejdzie ci . 


...


Nie udawaj , że się na mnie obraziłaś .


...


Przecież widzę , że go lubisz .


Na pewno bardziej niż Barrena . 


:)


Powiedzieć ci najśmieszniejszy kawał pod słońcem ?


Wal.


Lovciam Barrena . 


Nie zabieraj mi chłopaka ...


Od teraz jest już mój ...


Jakoś się podzielimy .

Oj , chyb

   Nie zdążyłam dopisać reszty . Nade mną , albo raczej na równi ze mną pojawił się Albercik .
   - Co my tu mamy ? Hmmm... Gdzie notateczka ?
   - Tutaj , proszę pana . 
   - Teraz mówimy o skutkach teleportacji a nie o jej rodzajach . 
   - Przepraszam . Już to nadrobię . 
   Zakryłam kartkę , by Barren nic nie zauważył . Jego przenikliwe oczy były sprytniejsze .
   - Co tam chowasz Goldsoul ?
   - Nic takiego . 
   - Jeśli nic takiego to pokaż , bym mógł się o tym przekonać .
   - To niewarte pańskich oczu . 
   - Pokaż to ! 
   - Nie !!!
   Klasa ryczała ze śmiechu . Chłopcy otwarcie rechotali rozłożeni na ławkach , a dziewczęta dyskretnie szeptały między sobą . Karen patrzyła na mnie nierozumiejącym wzrokiem , a Caroline prawie płakała z przerazenia .
   - Cisza !!!- krzyknął nauczyciel.
   Zapadło idealne milczenie . 
   Barren zaczął się ze mną siłować . Był zbyt pewny siebie , bo zaczął wykręcać mi ręce i popychać bardzo mocno , aby tylko wyrwać mi kartkę . Wstałam gotowa użyć chwytów karate . Przez 4 lata chodziłam na kurs . Kopnęłam go z całej siły . Barren zrobił unik . Wyrwał mi papierek . Na szczęcie tylko kawałek . Na nieszczęście ostatnie pięć wersów .
   - Któż to mnie tak kocha ?
   Stałam zdezorientowanana na środku sali . Spoglądałam na kolegów i koleżanki z klasy . Ciężko było wytrzymać wśród tego śmiechu .
   - Mów do kogo pisałaś te karteczki . 
   -Do nikogo .
   - Mów prawdę .
   - Pisałam je sama do siebie . Chciałam podrobić pismo koleżanki .
   - Jakiej koleżanki ?
   - Ja z nią pisałam - z trzeciej ławki wstała Caroline . - Ja to zaczęłam . 
   - A więc tak ... Obie dzisiaj przyjdziecie do mnie za karę . O siedemnastej . Punktualnie . 
   Ale się wkopałam . 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

   - Dlaczego się przyznałaś ? Przecież on by mi wreszcie uwierzył - pytałam Caroline na przerwie .
   - Nie mogłam cię zostawić samej . Razem jakoś przez to przejdziemy .
   -Ale zamiast siedzieć ze mną na dywaniku u Barrena , mogłaś jakoś pomóc Karen .
   - Bez ciebie i tak byśmy sobie nie poradziły. Twój dar liczy się teraz najbardziej .
   Potem była obrona przed złymi mocami . Miałyśmy zamiar zapytać o pomoc Damaris po lekcji . Barren chyba nie zamierzał nam odpuścić nawet kilku godzin , bo w połowie lekcji wszedł do sali i szeptał coś do Damaris . Nauczycielka przytakiwała i co chwilę spoglądała na nas . Powiedziała :
   - Carmen , Caroline , idźcie z panem . 
   Popatrzyłyśmy na siebie . Super , już się zaczyna .
   Barren zaprowadził nas do swojego gabinetu .
   - Zasłużyłyście na nieco dłuższy szlaban . Do dwudziestej będziecie segregować dokumenty szkolne .
   Albercik wysypał na podłogę zawartość siedmiu wielkich pudełek . Na koniec wziął ze swojego biurka jakieś maleńkie karteczki z imionami i ,,przypadkowo " upuścił na podłogę . Machnął różdżką . Wszystko straszliwie się poplątało .
   - Ups . Troszeczkę się pomieszało . Jeżeli wyrobicie się z tą robotą wcześniej , jeszcze coś dla was załatwię - dodał ze złośliwym uśmieszkiem . Wyszedł .
   - Taak , raczej nie będzie okazji wymknąć się do domu Karen .
   - Fakt . Zeby tylko Karen nie zaczęła działać w pojedynkę . 
   - Oby . Mogłoby jej coś grozić . Nie wszystkie czary służą dobru .
   - Właśnie . 
   - Cóż tam dziewczęta . Ruchy , ruchy . Pracujcie szybciej - w drzwiach pojawiła się głowa Albercika .- Za każde słówko , jakie usłyszę dodam jedno pudełko .
   - Dobrze- westchnęłam.
   Barren machnął różdżką i na środku gabinetu pojawiła się zawartość kolejnego pudełka .
   - Ja nie żartuję - powiedział .
   Caroline chciała coś powiedzieć , ale w porę zatkałam jej usta . Albercik poszedł . 
   Popatrzyłyśmy po sobie . I po co nam to było ?

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

   Wróciłyśmy do domu zmordowane . Było grubo po północy . Przez naszą nieuwagę w gabinecie wysypało się jeszcze sporo dokumentów . Nie dałysmy rady uporać się z tym wcześniej . Od drzwi Caroline skarżyła się Karen . 
   - I co o tym myślisz , Karen ?
   Cisza . Pustka . 
   - Pewnie śpi .
   Zaświeciłam światło .
   - Wstawaj śpiochu .
   Cisza . Odkryłam łóżko Karen . Pustka . Nie ma jej .
   - Poszukajmy jej .
   Zajrzałyśmy wszędzie, nigdzie jej nie było . 
   Caroline popatrzyła na mnie znacząco . Westchnęłam .
   - Tylko nie to . 
   Było pewne , że dalsza częsć nocy również będzie nieprzespana . 
   

poniedziałek, 16 lipca 2012

Rozdział 13

   - Carmen , proszę cię wstań wreszcie ! - Caroline  od 10 minut siedziały obok mnie i próbowały wyciągnąć mnie do szkoły .
   - Nigdzie nie idę - od 10 minut powtarzałam to samo .
   - Nie możesz nawalić już pierwszego dnia w nowej budzie .
   - Nie obchodzi mnie to .
   - Cały czas będę z tobą .
   - Nie musisz .
   - Ale kogo ty się boisz ?
   - Nikogo .
    - To dlaczego nie chcesz tam iść .
   - Bo tak .
   - Jak ty nie idziesz to ja też .
   - Ty idź i nie oglądaj się na mnie .
   - Zostaję z tobą .
   Przewróciłam oczami . Chyba nie da mi spokoju . Muszę tam iść . Żeby tylko nie spotkać się z Keithem .
   - Karen wróciła na noc ?- krzyczałam z łazienki biorąc prysznic .
   - Nie . Dzwoniłam do niej dziś rano . Nocowała u Olivii  i Nity Collins .
   - A kto to ?
   - Siostry bliźniaczki . Nasze sąsiadki . Przyjechały wtedy kiedy ty . Mogłabyś mi wszystko wytłumaczyć ?
   - Ale co ?
   - Tę całą sprawę z Keithem .
   - To proste . Karen się w nim buja , a on leci na mnie . Tyle , że ja nic do niego nie czuję i on mi się narzuca .
   - Wczoraj wieczorem wyglądaliście na zakochanych .
   Zatkało mnie . On może tak , ale ja ? Czy naprawdę tak głupio z nim wyglądałam .
   - Przywidziało ci się .
   - Nie tylko mi . Karen też to widziała .
   - To uwierz mi i wytłumaczjej to wszystko . Ona nie chce mnie słuchać .
   Wyszłam z łazienki . Byłam taka niepewna . Bałam się tej szkoły , nauczycieli , Keitha , Karen ...
   - Karen wróci na noc .
   - Nie wiem . Chyba będzie czekała na to , aż ją przeprosisz .
   - Ona nie da mi nawet dojść do słowa .
   Wzięłyśmy torby , narazie jeszcze puste i wyszłyśmy z domu . Na ulicach roiło się od uczniów . Niektórzy mieli tak na oko po 7 lat .
   - Jeżeli będę musiała przebywać w klasie z takimi maluchami to dziękuję .
   - Nie martw się . Tu są grupy: dziecięca i młodzieżowa .
   Dalszą część drogi przebyłyśmy w milczeniu .
   

   Wpatrywałam się w tablicę z rozkładem sal . Była taka niezwykła . Cyfry cały czas były w ruchu . Wyginały się , skakały , rozciągały i kurczyły .
   No tak . Nie ma się czemu dziwić . To MAGICZNA szkoła .
   - Panno Goldsoul , co panna  tak gapi się na tą tablicę jak cielę w niemalowane wrota ? Na lekcję marsz!
   Odwróciłam się ciekawa , któż do mnie się odzywa . Nie było nikogo . Przesłyszałam się . Dziwnym trafem moje oczy powędrowały niżej . No tak . Nie przesłyszałam się . Przede mną , a raczej w moim cieniu stał sięgający mi do pasa profesorek . Był prawie zupełnie łysy. Na krzywym nosie miał okulary . Był ubrany zupełnie normalnie w garnitur i białą koszulę .
   - Już idę - odpowiedziałam .
   Wsiadłam do windy . Sala numer 305 jest pewnie gdzieś na górze . Wysiadłam na ostatnim piętrze . Pod klasą 305 czekała już Karen . Myślałam , że odwróci się ode mnie i pójdzie gdzieś , ale patrzyła na mnie i stała w miejscu . W jej oczach nie było już ani śladu odrazy .
   - Szukałam cię . Mam ci coś do powiedzenia . No więc ...
   - Zaraz , zaraz . A ty się na mnie nie obraziłaś ?
   - Tak było . Ale byłam dziś z Keithem . Trochę z nim gadałam . Okazał się straszliwym nudziarzem . Ja nie lubię takich sztywniaków . Może jest w nim trochę szaleństwa , ale ta szczypta jest już chyba dla kogoś zarezerwowana .
   Wymownie zerkała na mnie . Czułam się szczęśliwa . Nie dlatego , że już nie muszę się ukrywać przed Karen z Keithem ( wciąż nie mogłam odpowiedzieć sobie na pytanie czy coś do nie go czuję ), ale dlatego , że odzyskałam przyjaciółkę . Uściskałam ją gorąco .
   - Nawet nie wiesz jak się cieszę .
   Zadzwonił dzwonek . Nadszedł  ten sam mały człowieczek , jaki zwrócił mi uwagę na korytarzu . Stanął przed drzwiami do klasy , wyjął różdżkę i wypowiedział jakieś trudne słowa , chyba po łacinie . Drzwi otworzyły się . Wszedł do sali i zaprosił do środka resztę klasy .
   Cała nasza grupa liczyła około 25 osób . Dla trzech osób zabrakło siedzeń . Chyba te klasy dopasowywały liczbę krzeseł i stolików do liczby uczniów , bo znikąd pojawiła się trzyosobowa ławka . Profesorek stanął na katedrze .
   -WitamjestemwaszymnauczycielemtransmutacjinazywamsięAlbertBarrentekompletyksiążekktórepojawiłysięnawaszychławkachmaciezabraćdodomów.
    Mówił tak szybko , że trudno było cokolwiek zrozumieć . Potem było odczytywanie nudnego regulaminu szkolnego spisanego w paragrafach . Położyłam się na stoliku mając ochotę na drzemkę . Z transu wyrwał mnie głos Barrena .
   - Panna Goldsoul powie nam jakie obowiązki ma uczeń przebywający w sali lekcyjnej .
   - Eeee ....
   - Dobrze . Za karę przeczytasz wszystkim pozostałe 7 stron kodeksu . Przy takim zajęciu chyba nie zaśniesz .
   Czytałam i czytałam , aż język zaczął mi się plątać . Z ulgą wsłuchałam się w dzwonek .
   Na przerwie zapoznałam kilka koleżanek z klasy :Amandę , Angelę , Lucię , Ellen, Cindy , Georgię , Kirsten i Esme . Chłopców było  w naszej grupie tylko czterech , więc nietrudno było zapamiętać ich imiona :Lynn , Gustav,Sewell i Winston . Nadeszła kolejna lekcja : zaklęcia .
   Nauczyciel od tego przedmiotu nazywał się Pierre McDomino . Jego dziwne imię i nazwisko było częstym powodem kpin i wybuchów śmiechu na lekcji . W zasadzie był miłym skrzatem . Tak , SKRZATEM .
   Nadeszły prace zespołowe . Na tych zajęciach mięliśmy pracować nad projektami edukacyjnymi . Parami . Chłopak z dziewczyną . Nauczyciel Silas Coullin przemawiał .
   - W tym roku dyrekcja postanowiła przydzielić pierwszoklasistom uczniów z drugiej klasy . Więc proszę alfabetycznie podchodzić do tej kuli i losować karteczkę z imieniem waszego partnera .
   W porządku alfabetycznym byłam kolejno 9 . Włożyłam rękę i wyciągnęłam zwitek papieru . Rozwinęłam karteczkę :

KEITH MILLOW

   Tak . Zdecydowanie miałam dzisiaj ślepe szczęście . Sama nie wiedzialam czy mam się cieszyć , ćzy płakać . Pozostałam obojętna . 
   Na zajęciach artystycznych wybieraliśmy dziedziny i działy , w jakich chcemy się doskonalić . Uznałam , że najlepsza będzie dla mnie fotografia . Być może zmienię decyzję w trakcie roku szkolnego . 
   I doskonalenie sprawności fizycznej (DSF ) . Znów przepisy , kodeksy , regulaminy ... Nuda . 
   Do domu wracałam wraz z Caroline i Karen . Torby nie były już puste , ale ciężkie jak nie wiem co . W pewnym momencie Keith próbował wyciągnąć mnie na ,,słówko" ale uciekłam do domu . Siedziałam na swoim łóżku , czekając na koleżanki . Karen usiadła obok mnie . 
   - Już nie musisz się przede mną ukrywać . 
   - Wiem . Ale nie jestem przekonana czy coś do niego czuję . 
   - Narzuca ci się ?
   - No . Straszny natręt z niego . 
   Karen podparła głowę na rękach :
   - Co miłość moze zrobić z człowiekiem ...
   Trzepnęłam ją poduszką . 
   - Ale śmieszne - podsumowałam gdy Przyjaciółka wybuchła śmiechem .