Następnego dnia postanowiłam wrócić do domu. Przyjaciółki na pewno bardzo się o mnie martwiły. Dochodząc do mieszkania poczułam zapach spalenizny. Otworzyłam drzwi .
- Pali się czy co ?- krzyknęłam .
Woń dochodziła z kuchni . Przekroczyłam próg.
W starych , podartych łachach przy prawie czarnej patelni stała nieznajoma dziewczyna , a na krześle przy stole siedział chłopak, którego nigdy wczesniej nie widziałam .
Na odgłos moich kroków nieznajoma podniosła głowę . Miała może dwadzieścia lat . Na jej nosie zauważyłam ślad , jakby ktoś wymazał ją węglem .
- Cześć , dziewczyn nie ma . Wyszły.
- Ja chyba trafiłam nie do tego domu co trzeba , sorry- kierowałam sie do wyjścia , a chłopak krzyknął za mną :
- Jeśli jesteś Carmen Jakaśtam to dobrze trafiłaś .
- A ty kim jesteś ? To znaczy wy...?- cofnęłam się na tyle , by przez szparkę w drzwiach zobaczyś twarz dziewczyny.
- Ja jestem Jenny , a to Kevin .
- Jakoś niewiele mi to mówi, wybaczcie .
- Jakaś ty niekumata . Ja jestem siostrą Caroline , a to jest brat Karen.
- Ahhhhha . Fajnie , że ja nic nie wiem o waszym przyjeździe . Wystarczy , że wyjdę na dwa dni , a one już robią co chcą ...
- Bywa .
Poszłam do swojego pokoju . Ryknęłam ze złości .
- Co to ma być !!!!!
W całym pokoju porozwalane były damskie ubrania . Gdzieś na biurku leżały drogie kosmetyki i zużyte chusteczki . Na podłodze w kącie stała elektryczna gitara trochę zniszczona. No dobra ... strasznie zniszczona .
Przybiegła Jenny.
- Co się stało?
- Co to ma być ?
- Nic . Po prostu trochę tu pomieszkam .
- Masz moje pozwolenie? To mój pokój.
- Nie mam ale coś przypuszczam , że już je otrzymałam .
- Witaj kanapo w salonie...- mruknęłam.
- Nie zabawię tu długo. Jakiś miesiąc...
- Miesiąc?!!!! Trzymajcie mnie, bo...........
- Już, już... Co się tak rzucasz- za ramiona złapała mnie Caroline.- To tylko miesiąc !
- Aż miesiac. Możesz mnie puścić ?
- Chciałaś, żeby cię trzymać .
- Już wystarczy. Wielkie dzięki .
- No widzisz ? już ci przeszło- Caroline wyraźnie się ze mnie zbijała.
- A gdzie Karen?
- Vivian udziela jej korepetycji z widzenia rzeczy niewidzialnych.
- No to kicha.
wtorek, 25 grudnia 2012
niedziela, 14 października 2012
Rozdział 27
Siedziałam wielkiej sali wsłuchując się w kroki męskich kroków. Sciany były misternie pomalowane na czarno . Oprócz krzesła , na którym siedziałam w sali było zupełnie pusto . Wokół mnie krążyła postać mężczyzny , kompletnie łysego , z podkręconym wąsikiem i bulwiastym nosem . Miał potężnie zbudowaną sylwetkę , a ubrany był w czarne spodnie i ciemnozielony sweter , do którego przypięta była odznaka Mistrza Umysłów . Pomimo pokrzepiającego uśmiechu na twarzy wyglądał groźnie i odrażająco .
- I cóż , panno Goldsmin- cały czas przekręcał moje nazwisko .- Myślę , że dowiemy się od panny bardzo ciekawych rzeczy .
Byłam zła na Keitha , że byłam świadkiem zajscia w bibliotece . Przez niego teraz miałam kłopoty . I choć byłam wkurzona na niego , to i tak nie byłam w stanie wypowiedzieć choćby jednego słowa przeciw niemu .
- Jeżeli nie chcemy mówić , zawsze można użyć czegoś bardziej drastycznego - różdżka w dłoni mężczyzny sprawiała niemiłe wrażenie .
Okazało się , że przy całej procedurze prześwietlania umysłów nie było Damaris . Gdyby stała gdzieś niedaleko , czułabym się dużo lepiej . W jej obecności nikt nie mógłby zrobić mi krzywdy .
Kilka razy próbowałam bezskutecznie popatrzeć w oczy Mistrza i wyczytać , co ma zamiar ze mną zrobić . Niestety , facet cały czas odwracał wzrok .
Z rozmowy ochroniarzy wynikało , że Mistrz nie mógł odczytać w moim umyśle więcej , niż to , że coś wiem na interesujący ich temat . Podobno natrafili na jakąś przeszkodę , która nie pozwoliła dowiedzieć się czegoś więcej .
- Mówimy ?
Sam Mistrz Umysłów nie mógł sprawdzić moich myśli . To musiało coś oznaczać . Coś tutaj nie grało .
- Mówimy ?!- głos mężczyzny był coraz bardziej natarczywy .
- Nie .
Nie wiem dlaczego odmówiłam . Chciałam wszystko wyjaśnić , ale nie potrafiłam .
Tymczasem dwaj ochroniarze wyczarowali dużą szklaną tablicę . Były do niej przymocowane skórzane paski : dwa w górze i dwa na dole .
- Na pewno ?
Wiedziałam , że ta ściana miała posłużyć do przestraszenia mnie . Skupiłam się i już miałam otworzyć usta , gdy nagle zapomniałam języka w gębie . Dosłownie . W tym momencie nie wiedziałam nawet jak się nazywam .
- Dobrze chłopcy - Mistrz zwrócił się do osiłków.- Bierzcie ją .
Ochroniarze wzięli mnie pod ręce i zaprowadzili pod szklaną ścianę . Odwrócili mnie tyłem do niej i moje ręce i nogi przypięli pasami . Nie miałam możliwości żadnego ruchu ani tym bardziej ucieczki . Mistrz stanął naprzeciwko mnie i skierował różdżkę w moją stronę .
- To może boleć .
Ok. Powiem.... Nie dam rady . Nie wiedziałam co się ze mną dzieje .
Mistrz jeszcze raz upewnił się czy nie zmieniłam zdania , ale widząc moją frustrację przeniósł wzrok na swoją różdżkę i skupił się na wymawianiu zaklęcia :
- Apoklotes minima ...
Snop parzącego światła z maksymalną prędkością leciał kierując się prosto w mój brzuch . Przygotowana na atak wygięłam się najbardziej jak mogłam . Ręce miałam powyciągane do granic możliwości , jednak uniknęłam świetlnego pocisku . Zaklęcie trafiło w szklaną ścianę , przyprawiając ją o ostre wibracje .
Mistrz podszedł krok bliżej .
- Apoklotes minima .
Nie zdążyłam uchylić się wystarczająco szybko . Czar trafił w mój lewy policzek .
Miałam wrażenie , że złota kulka wyżłobiła w mojej skórze maleńki dołek sięgający kości policzkowej . Piekło tak bardzo , że z trudem opanowałam się aby nie krzyknąć.
Oczy Mistrza patrzyły pytająco . Nie widząc żadnej reakcji z mojej strony , posiniałe usta wyszeptały :
- Apoklotes minima ...
Rana na moim policzku wykazała właściwości magnetyczne . Kolejny złoty pocisk trafił w nią i wydawało mi się , że wypalił moją głowę na wskroś .
Krzyknęłam . Nie potrafiłam się dłużej powstrzymywać .
Drzwi do sali ze zgrzytem otworzyły się . Przez zalane łzami oczy nie widziałam twarzy ani sylwetki gościa .
- Wyjdź stąd !- wrzasnął Wielki Mistrz .
- Najpierw oddaj co zabrałeś .
Gdzieś słyszałam ten głos . Ta stanowczość , a zarazem opanowanie . Wtedy słyszałam też opiekuńczosć .
- Nie wiem o czym mówisz .
- Nie możesz jej zabić !
"Jej" .
- Jeżeli nie dowiem się tego czego muszę się dowiedzieć , mogę .
Nie bawili się dłuzej w bezsensowne i pseudouprzejme dyskusje . Po sali latały zaklęcia . Jedne mocniejsze od drugich .
- Apoklotes minima ...
- Rofuntia laa ...
- Villani merkura ...
Usłyszałam krzyk . Krzyk Mistrza ... Potem odgłosy walki . Niemagicznej . Coś w rodzaju karate ...
Ktoś odwiązał mi ręce i nogi .
- Choć . Idziemy .
Nie mogłam się poruszyć . Kończyny odmówiły mi posłuszeństwa .
Uniosłam się . Nad ziemią . Wtuliłam się w ciepły sweter , który kogos mi przypominał . To ciepło przywróciło mi poczucie bezpieczeństwa ...
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Obudziłam się nie wiedzac gdzie jestem . Nie kojarzyłam tego pokoju , ani innego pomieszczenia , które znajdowało się za drzwiami . Koło mnie ktoś siedział . Uniosłam się na łokciu i rozejrzałam dookoła .
- Peter ...
W policzku zapulsowało . Opadłam na miękką poduszkę .
- Tak ?
- Co ja tutaj robię ? Gdzie ja jestem ?
Znów policzek . Taa... tajemnica , walka , ciepły sweter .
- To ty mnie uratowałeś , prawda ?
- A jak myślisz ?
Mocniej otworzyłam oczy i zauważyłam cienką struzkę krwi płynącą po policzku chłopaka .
Zerwałam się nagle .
- Peter . Tobie też zrobił krzywdę ? To przeze mnie .
Chciałam wstać , ale jego silna dłoń delikatnie popchnęła mnie na poduszkę .
- Nic mi nie będzie . Nie bój się .
- Jaka jestem ci wdzięczna . Co ja mogę dla ciebie zrobić wzamian ?
- To nic takiego . Ja tylko ... przepraszałem za tamto ... No , wtedy u ciebie w domu ...
Ahha . No tak .
Dźwignęłam się na łokciu . Złapałam go za szyję i przyciągnęłam do siebie . Sytuacja była jednoznaczna .
- A teraz ja chcę przeprosić za kłopot - powiedziałam patrząc mu prosto w oczy .
- Nie musisz , rozumiem , ze mnie nie kochasz . To jasne , a ja potrafię to uszanować - chciał się wyrwać z mojego uścisku , ale ja tym razem okazałam się silniejsza .
- Nie rozumiesz ? Ja cię kocham- zmusiłam go do pocałunku . Nie opierał się jednak długo . Zaczął oddawać pocałunki . Czas upływał powoli . A on mnie całował .
Znów policzek zapiekł . Oderwałam na chwilę swoje usta od ust Petera i opadłąm na poduszkę . Pomogło .
- Zrobisz coś dla mnie ?
- Co tylko zechcesz .
- Pocałuj mnie jeszcze raz .
Znów się całowaliśmy . Jego wargi były takie ciepłe . Nie miałąm ochoty się od niego oderwać . On zrobił to pierwszy .
Podniosłam się w geście sprzeciwu .
- Ja tylko zrobię ci herbaty - powiedział widząc moje oburzenie .
Mężczyźni .
- I cóż , panno Goldsmin- cały czas przekręcał moje nazwisko .- Myślę , że dowiemy się od panny bardzo ciekawych rzeczy .
Byłam zła na Keitha , że byłam świadkiem zajscia w bibliotece . Przez niego teraz miałam kłopoty . I choć byłam wkurzona na niego , to i tak nie byłam w stanie wypowiedzieć choćby jednego słowa przeciw niemu .
- Jeżeli nie chcemy mówić , zawsze można użyć czegoś bardziej drastycznego - różdżka w dłoni mężczyzny sprawiała niemiłe wrażenie .
Okazało się , że przy całej procedurze prześwietlania umysłów nie było Damaris . Gdyby stała gdzieś niedaleko , czułabym się dużo lepiej . W jej obecności nikt nie mógłby zrobić mi krzywdy .
Kilka razy próbowałam bezskutecznie popatrzeć w oczy Mistrza i wyczytać , co ma zamiar ze mną zrobić . Niestety , facet cały czas odwracał wzrok .
Z rozmowy ochroniarzy wynikało , że Mistrz nie mógł odczytać w moim umyśle więcej , niż to , że coś wiem na interesujący ich temat . Podobno natrafili na jakąś przeszkodę , która nie pozwoliła dowiedzieć się czegoś więcej .
- Mówimy ?
Sam Mistrz Umysłów nie mógł sprawdzić moich myśli . To musiało coś oznaczać . Coś tutaj nie grało .
- Mówimy ?!- głos mężczyzny był coraz bardziej natarczywy .
- Nie .
Nie wiem dlaczego odmówiłam . Chciałam wszystko wyjaśnić , ale nie potrafiłam .
Tymczasem dwaj ochroniarze wyczarowali dużą szklaną tablicę . Były do niej przymocowane skórzane paski : dwa w górze i dwa na dole .
- Na pewno ?
Wiedziałam , że ta ściana miała posłużyć do przestraszenia mnie . Skupiłam się i już miałam otworzyć usta , gdy nagle zapomniałam języka w gębie . Dosłownie . W tym momencie nie wiedziałam nawet jak się nazywam .
- Dobrze chłopcy - Mistrz zwrócił się do osiłków.- Bierzcie ją .
Ochroniarze wzięli mnie pod ręce i zaprowadzili pod szklaną ścianę . Odwrócili mnie tyłem do niej i moje ręce i nogi przypięli pasami . Nie miałam możliwości żadnego ruchu ani tym bardziej ucieczki . Mistrz stanął naprzeciwko mnie i skierował różdżkę w moją stronę .
- To może boleć .
Ok. Powiem.... Nie dam rady . Nie wiedziałam co się ze mną dzieje .
Mistrz jeszcze raz upewnił się czy nie zmieniłam zdania , ale widząc moją frustrację przeniósł wzrok na swoją różdżkę i skupił się na wymawianiu zaklęcia :
- Apoklotes minima ...
Snop parzącego światła z maksymalną prędkością leciał kierując się prosto w mój brzuch . Przygotowana na atak wygięłam się najbardziej jak mogłam . Ręce miałam powyciągane do granic możliwości , jednak uniknęłam świetlnego pocisku . Zaklęcie trafiło w szklaną ścianę , przyprawiając ją o ostre wibracje .
Mistrz podszedł krok bliżej .
- Apoklotes minima .
Nie zdążyłam uchylić się wystarczająco szybko . Czar trafił w mój lewy policzek .
Miałam wrażenie , że złota kulka wyżłobiła w mojej skórze maleńki dołek sięgający kości policzkowej . Piekło tak bardzo , że z trudem opanowałam się aby nie krzyknąć.
Oczy Mistrza patrzyły pytająco . Nie widząc żadnej reakcji z mojej strony , posiniałe usta wyszeptały :
- Apoklotes minima ...
Rana na moim policzku wykazała właściwości magnetyczne . Kolejny złoty pocisk trafił w nią i wydawało mi się , że wypalił moją głowę na wskroś .
Krzyknęłam . Nie potrafiłam się dłużej powstrzymywać .
Drzwi do sali ze zgrzytem otworzyły się . Przez zalane łzami oczy nie widziałam twarzy ani sylwetki gościa .
- Wyjdź stąd !- wrzasnął Wielki Mistrz .
- Najpierw oddaj co zabrałeś .
Gdzieś słyszałam ten głos . Ta stanowczość , a zarazem opanowanie . Wtedy słyszałam też opiekuńczosć .
- Nie wiem o czym mówisz .
- Nie możesz jej zabić !
"Jej" .
- Jeżeli nie dowiem się tego czego muszę się dowiedzieć , mogę .
Nie bawili się dłuzej w bezsensowne i pseudouprzejme dyskusje . Po sali latały zaklęcia . Jedne mocniejsze od drugich .
- Apoklotes minima ...
- Rofuntia laa ...
- Villani merkura ...
Usłyszałam krzyk . Krzyk Mistrza ... Potem odgłosy walki . Niemagicznej . Coś w rodzaju karate ...
Ktoś odwiązał mi ręce i nogi .
- Choć . Idziemy .
Nie mogłam się poruszyć . Kończyny odmówiły mi posłuszeństwa .
Uniosłam się . Nad ziemią . Wtuliłam się w ciepły sweter , który kogos mi przypominał . To ciepło przywróciło mi poczucie bezpieczeństwa ...
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Obudziłam się nie wiedzac gdzie jestem . Nie kojarzyłam tego pokoju , ani innego pomieszczenia , które znajdowało się za drzwiami . Koło mnie ktoś siedział . Uniosłam się na łokciu i rozejrzałam dookoła .
- Peter ...
W policzku zapulsowało . Opadłam na miękką poduszkę .
- Tak ?
- Co ja tutaj robię ? Gdzie ja jestem ?
Znów policzek . Taa... tajemnica , walka , ciepły sweter .
- To ty mnie uratowałeś , prawda ?
- A jak myślisz ?
Mocniej otworzyłam oczy i zauważyłam cienką struzkę krwi płynącą po policzku chłopaka .
Zerwałam się nagle .
- Peter . Tobie też zrobił krzywdę ? To przeze mnie .
Chciałam wstać , ale jego silna dłoń delikatnie popchnęła mnie na poduszkę .
- Nic mi nie będzie . Nie bój się .
- Jaka jestem ci wdzięczna . Co ja mogę dla ciebie zrobić wzamian ?
- To nic takiego . Ja tylko ... przepraszałem za tamto ... No , wtedy u ciebie w domu ...
Ahha . No tak .
Dźwignęłam się na łokciu . Złapałam go za szyję i przyciągnęłam do siebie . Sytuacja była jednoznaczna .
- A teraz ja chcę przeprosić za kłopot - powiedziałam patrząc mu prosto w oczy .
- Nie musisz , rozumiem , ze mnie nie kochasz . To jasne , a ja potrafię to uszanować - chciał się wyrwać z mojego uścisku , ale ja tym razem okazałam się silniejsza .
- Nie rozumiesz ? Ja cię kocham- zmusiłam go do pocałunku . Nie opierał się jednak długo . Zaczął oddawać pocałunki . Czas upływał powoli . A on mnie całował .
Znów policzek zapiekł . Oderwałam na chwilę swoje usta od ust Petera i opadłąm na poduszkę . Pomogło .
- Zrobisz coś dla mnie ?
- Co tylko zechcesz .
- Pocałuj mnie jeszcze raz .
Znów się całowaliśmy . Jego wargi były takie ciepłe . Nie miałąm ochoty się od niego oderwać . On zrobił to pierwszy .
Podniosłam się w geście sprzeciwu .
- Ja tylko zrobię ci herbaty - powiedział widząc moje oburzenie .
Mężczyźni .
piątek, 21 września 2012
Rozdział 26
- Boję się !
- Czego ?
Popatrzyłam na Karen znacząco .
- Aaa ...
Właśnie dzisiaj miało się odbyć prześwietlanie umysłów . Stałam w długiej kolejce rozciągniętej od sali 507 do sali 517 znajdujących się w znacznej odległości od siebie . Serce waliło mi tak , że nie mogłam zaczerpnąć tchu . Przed uduszeniem chroniła mnie tylko Caroline , która usilnie próbowała ochłodzić duszne powietrze wachlując książką od widzenia rzeczy niewidzialnych .
- Jak myślicie . Mogą mi coś zrobić ?
- Damaris tam jest i nie pozwoli zrobić ci krzywdy .
- A może powinnam powiedzieć jej to wszystko dobrowolnie na osobności ?
- Może to i dobra myśl .
- Wątpię żebyś zdołała wyprosić Damaris z sali . Ona jest tam potrzebna .
- Może mi się uda .
- Zawsze można spróbować .
- A jesteś na to gotowa ?
- Nie .
Na takie coś nigdy nie będę gotowa- pomyślałam . Raz kozie śmierć !
Przepchałam się z trudem przez tłum uczniów ucieszonych brakiem zajęć lekcyjnych . Każdy był tak podekscytowany , że dwa razy przypadkowo dostałam łokciem w brzuch i kilka razy uniknęłam oblania wodą , podpalenia i wyrzucenia w powietrze .
Przed salą natknęłam się na przeszkodę .
- Gdzie się panience tak spieszy ?- zainteresował się jeden z ochroniarzy strzeżących wejścia do środka .
- Muszę porozmawiać z kimś , kto jest w tej sali .
- Nie wiem czy smarkatej czarodziejce wiadomo , ale tam odbywa się prześwietlanie umysłów - odparł drugi , kontrastowo mniej uprzejmy .
- Tak , wiem , ale nie to nie może czekać .
- A ja założę się , że może . Przynajmniej do swojej kolei .
Odepchnął mnie lekko . W odpowiedzi wepchnęłam się bliżej drzwi , skąd chwilę później wylądowałam na podłodze kilka metrów dalej . Wokoło zebrał się ciekawski tłumek . Nie zwracałam na nich uwagi . Podniosłam się i w tym momencie drzwi do sali otworzyły się i wyszła z nich Vivian . Następna weszła Maleene . Drzwi znów się zatrzasnęły .
Z rozpędu wpadłam znowu pomiędzy ochroniarzy próbując dosiągnąć klamki . Gdzieś daleko usłyszałam błagalne głosy przyjaciółek :
- Odpuść sobie , Carmen .
Zignorowałam je . Z drugiego końca korytarza dobiegł mnie męski głos :
- Patrzcie jak ta mała się rzuca !
Puściłam to mimo uszu .
Ponownie próbowałam wytorować sobie drogę łokciami . Ze złości kopałam ochroniarzy po nogach . Nie robiło to na nich najmniejszego wrazenia . Walka robiła się zażarta . Mężczyźni mieli znaczną przewagę . Jakimś dziwnym trafem udało mi się lekko nadusić klamkę i uchylić drzwi . Wepchnęłam się w wąską szczelinę i znalazłam się na progu sali 507 .
Dwaj czarodzieje stali obok siedzącej Maleene , która cała się trzęsła . Wydawało mi się , że nie z zimna . Na dxwięk moich kroków magowie przestraszeni odskoczyli od Maleene i popatrzyli na mnie . Ten który trzymał ręce nad dziewczyną próbując przejrzeć jej umysł , podniósł dłonie w geście obronnym . Prosto w moją stronę przeleciała długa tęczowa nitka i uderzyła w moją głowę .
Czar trafił w mój umysł . Poczułam zawirowania . Wszystko co kiedykolwiek przeżyłam przeleciało mi niczym film przed oczyma . Byłąm pod wrażeniem , że tyle pamiętam . Na krótkim fragmencie pojawił się nawet tata .
Wpadłąm w trans . Wiedziałąm , że teraz wszystko się wyda , ale nie byłam w stanie choćby ruszyć palcem . Byłam bezsilna .
Zobaczyłam Keitha i bibliotekarkę . Pamiętam nawet w co byłam ubrana . Wszystko .
Chwilę potem usłyszałąm poważne głosy mówiące głośno , wręcz rozkazujaco , w pośpiechu .
- Mam coś . Zabrać ją !
Dwóch ochroniarzy sprzed drzwi wzięło mnie pod ręce , założyli mi maskę , jak przestępcy i wyprowadzili z sali .
Zobaczyłąm tylko przerażone twarze przyjaciółek . I Petera .
- Czego ?
Popatrzyłam na Karen znacząco .
- Aaa ...
Właśnie dzisiaj miało się odbyć prześwietlanie umysłów . Stałam w długiej kolejce rozciągniętej od sali 507 do sali 517 znajdujących się w znacznej odległości od siebie . Serce waliło mi tak , że nie mogłam zaczerpnąć tchu . Przed uduszeniem chroniła mnie tylko Caroline , która usilnie próbowała ochłodzić duszne powietrze wachlując książką od widzenia rzeczy niewidzialnych .
- Jak myślicie . Mogą mi coś zrobić ?
- Damaris tam jest i nie pozwoli zrobić ci krzywdy .
- A może powinnam powiedzieć jej to wszystko dobrowolnie na osobności ?
- Może to i dobra myśl .
- Wątpię żebyś zdołała wyprosić Damaris z sali . Ona jest tam potrzebna .
- Może mi się uda .
- Zawsze można spróbować .
- A jesteś na to gotowa ?
- Nie .
Na takie coś nigdy nie będę gotowa- pomyślałam . Raz kozie śmierć !
Przepchałam się z trudem przez tłum uczniów ucieszonych brakiem zajęć lekcyjnych . Każdy był tak podekscytowany , że dwa razy przypadkowo dostałam łokciem w brzuch i kilka razy uniknęłam oblania wodą , podpalenia i wyrzucenia w powietrze .
Przed salą natknęłam się na przeszkodę .
- Gdzie się panience tak spieszy ?- zainteresował się jeden z ochroniarzy strzeżących wejścia do środka .
- Muszę porozmawiać z kimś , kto jest w tej sali .
- Nie wiem czy smarkatej czarodziejce wiadomo , ale tam odbywa się prześwietlanie umysłów - odparł drugi , kontrastowo mniej uprzejmy .
- Tak , wiem , ale nie to nie może czekać .
- A ja założę się , że może . Przynajmniej do swojej kolei .
Odepchnął mnie lekko . W odpowiedzi wepchnęłam się bliżej drzwi , skąd chwilę później wylądowałam na podłodze kilka metrów dalej . Wokoło zebrał się ciekawski tłumek . Nie zwracałam na nich uwagi . Podniosłam się i w tym momencie drzwi do sali otworzyły się i wyszła z nich Vivian . Następna weszła Maleene . Drzwi znów się zatrzasnęły .
Z rozpędu wpadłam znowu pomiędzy ochroniarzy próbując dosiągnąć klamki . Gdzieś daleko usłyszałam błagalne głosy przyjaciółek :
- Odpuść sobie , Carmen .
Zignorowałam je . Z drugiego końca korytarza dobiegł mnie męski głos :
- Patrzcie jak ta mała się rzuca !
Puściłam to mimo uszu .
Ponownie próbowałam wytorować sobie drogę łokciami . Ze złości kopałam ochroniarzy po nogach . Nie robiło to na nich najmniejszego wrazenia . Walka robiła się zażarta . Mężczyźni mieli znaczną przewagę . Jakimś dziwnym trafem udało mi się lekko nadusić klamkę i uchylić drzwi . Wepchnęłam się w wąską szczelinę i znalazłam się na progu sali 507 .
Dwaj czarodzieje stali obok siedzącej Maleene , która cała się trzęsła . Wydawało mi się , że nie z zimna . Na dxwięk moich kroków magowie przestraszeni odskoczyli od Maleene i popatrzyli na mnie . Ten który trzymał ręce nad dziewczyną próbując przejrzeć jej umysł , podniósł dłonie w geście obronnym . Prosto w moją stronę przeleciała długa tęczowa nitka i uderzyła w moją głowę .
Czar trafił w mój umysł . Poczułam zawirowania . Wszystko co kiedykolwiek przeżyłam przeleciało mi niczym film przed oczyma . Byłąm pod wrażeniem , że tyle pamiętam . Na krótkim fragmencie pojawił się nawet tata .
Wpadłąm w trans . Wiedziałąm , że teraz wszystko się wyda , ale nie byłam w stanie choćby ruszyć palcem . Byłam bezsilna .
Zobaczyłam Keitha i bibliotekarkę . Pamiętam nawet w co byłam ubrana . Wszystko .
Chwilę potem usłyszałąm poważne głosy mówiące głośno , wręcz rozkazujaco , w pośpiechu .
- Mam coś . Zabrać ją !
Dwóch ochroniarzy sprzed drzwi wzięło mnie pod ręce , założyli mi maskę , jak przestępcy i wyprowadzili z sali .
Zobaczyłąm tylko przerażone twarze przyjaciółek . I Petera .
niedziela, 9 września 2012
Rozdział 25
Minęły dwa tygodnie . Chyba najdłuższe w moim życiu . Wciąż czekałam na wiadomość od Keitha . Szukałam go w osadzie . Slad po nim zaginął .
Może nigdy do biblioteki nie wtargnęły by rzesze reporterów , całe oddziały Magicznych Agentów i masa ciekawskich ludzi , gdybym wszystko wyjaśniła . Jakaś ,, lojalnośc " wobec Keitha kazała mi milczeć .
Peter interesował się moim samopoczuciem na bieżąco . Wciąż wysyłał mi pokrzepiające SMS - y i chociaż o niczym nie wiedział , czułam , że czegoś się domyśla .
Karen i Caroline nie zwracały najmniejszej uwagi na mój nastrój . Nie miałam im tego za złe . Ostatnie czego by mi brakowało , to wieczne pytania i porady .
Pewnego dnia podczas obiadu , do szkolnej stołówki wkroczyła Minette Carlone , dyrektorka . Poprosiła o ciszę i używając zaklęcia Głośnego Głosu przemówiła :
- W związku z zajściem , które miało miejsce dwa tygodnie temu w naszej szkole , pragnęłabym coś ogłosić. Jutro w sali numer 309 odbędzie się Prześwietlanie Umysłów uczniów z naszej uczelni . Musimy do końca wyjaśnić całą sprawę , a niewykluczone jest , że ktoś z was może dostarczyć nam cennych informacji. Prześwietlanie jest obowiązkowe i trwa od godziny 7 rano do 18 . Lekcje są tymczasowo zawieszone . Dziękuję .
Zołądek podszedł mi do gardła . Wyda się . Nie ucieknę od tego . Nie ma wyjścia .
Po stołówce przemknął szmer niezadowolenia . Wszyscy byli niewinni i zdziwieni brakiem zaufania ze strony dyrekcji . Wszyscy niewinni . Z wyjątkiem mnie .
- Czemu jesteś taka spięta ?- Karen patrzyła na mnie z wyraźnym niepokojem .
- Nieważne .
A jednak ważne .
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Ja coś wiem - weszłam do domu i od razu wystawiłam kawę na ławę .
- Nie rozumiem - powiedziała Caroline .
- Jestem po części winna .
- Czemu jesteś winna ?
- Zajściu w bibliotece .
- Ty ją zaklęłaś ?!
- Keith .
- No to nie rozumiem .
- Byłam przy tym .
- Czemu nikomu nie powiedziałaś ?
- Nie wiem .
- On nie jest wart twojego milczenia .
- Wiem .
- On cię skrzywdził , nie powinnaś go kryć .
- To też wiem .
- Kochasz go jeszcze ?
- Tym razem nie wiem ...
- Wiesz co ? Keith to totalny idiota , który przez kilka dni bawił się twoimi uczuciami . Idź w tym momencie do Damaris i powiedz jej wszystko .
- Nie mogę .
- Wolisz , żeby jutro wszystko się wydało ? Być moze miałabyś kłopoty .
- Jest już późno .
- No to jutro poprosisz Damaris na osobności , zgoda ?
- W porządku .
Jak dobrze mieć przyjaciółki .
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Peter ?
- Tak ?
- Możesz ze mną pogadać ?
- A chcesz mnie zobaczyć na żywo ?
- Nie wysilaj się , wystarczy przez telefon .
- A może jednak ?
- Jak chcesz .
W tym momencie w pokoju zmaterializował się Peter . Usiadł na moim łóżku i jakby nigdy nic zapytał :
- Więc ?
- Ktoś zamienił bibliotekarkę w kamień , przez dłuższy czas nic ci nie mówiłam ale jestem po części winna , bo byłam tam z Keithem , kiedy on to zrobił . Widziałam to wszystko i przez to mój zły nastrój . Przepraszam , że cię okłamałam - słowa płynęły z moich ust jak potok .
- Nie okłamałas mnie , tylko nie mówiłaś o powodzie swojego przygnębienia .
- Przepraszam - szepnęłam i całkowicie się rozkleiłam . Peter przytulił mnie czule i delikatnie pocałował . Nie jak przyjaciel .
- Teraz ja przepraszam - Peter wyraźnie się zmieszał .
- Nie przepraszaj , to ....
Lecz Petera nie było już w pokoju . Ulotnił się , a ja tak pragnęłam , by ktoś mnie przytulił i jeszcze raz pocałował ...
Może nigdy do biblioteki nie wtargnęły by rzesze reporterów , całe oddziały Magicznych Agentów i masa ciekawskich ludzi , gdybym wszystko wyjaśniła . Jakaś ,, lojalnośc " wobec Keitha kazała mi milczeć .
Peter interesował się moim samopoczuciem na bieżąco . Wciąż wysyłał mi pokrzepiające SMS - y i chociaż o niczym nie wiedział , czułam , że czegoś się domyśla .
Karen i Caroline nie zwracały najmniejszej uwagi na mój nastrój . Nie miałam im tego za złe . Ostatnie czego by mi brakowało , to wieczne pytania i porady .
Pewnego dnia podczas obiadu , do szkolnej stołówki wkroczyła Minette Carlone , dyrektorka . Poprosiła o ciszę i używając zaklęcia Głośnego Głosu przemówiła :
- W związku z zajściem , które miało miejsce dwa tygodnie temu w naszej szkole , pragnęłabym coś ogłosić. Jutro w sali numer 309 odbędzie się Prześwietlanie Umysłów uczniów z naszej uczelni . Musimy do końca wyjaśnić całą sprawę , a niewykluczone jest , że ktoś z was może dostarczyć nam cennych informacji. Prześwietlanie jest obowiązkowe i trwa od godziny 7 rano do 18 . Lekcje są tymczasowo zawieszone . Dziękuję .
Zołądek podszedł mi do gardła . Wyda się . Nie ucieknę od tego . Nie ma wyjścia .
Po stołówce przemknął szmer niezadowolenia . Wszyscy byli niewinni i zdziwieni brakiem zaufania ze strony dyrekcji . Wszyscy niewinni . Z wyjątkiem mnie .
- Czemu jesteś taka spięta ?- Karen patrzyła na mnie z wyraźnym niepokojem .
- Nieważne .
A jednak ważne .
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Ja coś wiem - weszłam do domu i od razu wystawiłam kawę na ławę .
- Nie rozumiem - powiedziała Caroline .
- Jestem po części winna .
- Czemu jesteś winna ?
- Zajściu w bibliotece .
- Ty ją zaklęłaś ?!
- Keith .
- No to nie rozumiem .
- Byłam przy tym .
- Czemu nikomu nie powiedziałaś ?
- Nie wiem .
- On nie jest wart twojego milczenia .
- Wiem .
- On cię skrzywdził , nie powinnaś go kryć .
- To też wiem .
- Kochasz go jeszcze ?
- Tym razem nie wiem ...
- Wiesz co ? Keith to totalny idiota , który przez kilka dni bawił się twoimi uczuciami . Idź w tym momencie do Damaris i powiedz jej wszystko .
- Nie mogę .
- Wolisz , żeby jutro wszystko się wydało ? Być moze miałabyś kłopoty .
- Jest już późno .
- No to jutro poprosisz Damaris na osobności , zgoda ?
- W porządku .
Jak dobrze mieć przyjaciółki .
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Peter ?
- Tak ?
- Możesz ze mną pogadać ?
- A chcesz mnie zobaczyć na żywo ?
- Nie wysilaj się , wystarczy przez telefon .
- A może jednak ?
- Jak chcesz .
W tym momencie w pokoju zmaterializował się Peter . Usiadł na moim łóżku i jakby nigdy nic zapytał :
- Więc ?
- Ktoś zamienił bibliotekarkę w kamień , przez dłuższy czas nic ci nie mówiłam ale jestem po części winna , bo byłam tam z Keithem , kiedy on to zrobił . Widziałam to wszystko i przez to mój zły nastrój . Przepraszam , że cię okłamałam - słowa płynęły z moich ust jak potok .
- Nie okłamałas mnie , tylko nie mówiłaś o powodzie swojego przygnębienia .
- Przepraszam - szepnęłam i całkowicie się rozkleiłam . Peter przytulił mnie czule i delikatnie pocałował . Nie jak przyjaciel .
- Teraz ja przepraszam - Peter wyraźnie się zmieszał .
- Nie przepraszaj , to ....
Lecz Petera nie było już w pokoju . Ulotnił się , a ja tak pragnęłam , by ktoś mnie przytulił i jeszcze raz pocałował ...
sobota, 1 września 2012
Rozdział 24
Stałam w bibliotece wśród tłumu nauczycieli i kilku reporterów . Przed nimi stał posąg pani Bouth , a obok niej pan Kingsley , nauczyciel od podstaw walki ; pani Dickson od doskonalenia sprawności fizycznej i pani ucząca widzenia rzeczy niewidzialnych . Żaden z tych pedagogów nie dawał znaku życia . ich ciało pokryte było grubą kamienną powłoką . Z drugiego końca pomieszczenia usłyszałam niewyrażną rozmowę Damaris i dyrektorki .
- To z pewnością Winnley - mówiła Carlone.- Tydzień temu miał u mnie szlaban . Cały czas zachowywał się bardzo tajemniczo . Ciekawsko spoglądał na jedną księgę : ,, Najpotężniejsze zaklęcia wszechczasów " Aurory Lillin . Zostawiłam go na chwilę samego w gabinecie . Nie mam pojęcia , co wtedy mogło sie stać .
- A mi wydaje się , że to nie on . Na moich lekcjachzachowuje się przyzwoicie . Często sam wyraża swoje opinie na temat omawianego programu . Ja bym powiedziała , że za tym stoi sam Allan Banner .
- To zbyt pochopny osąd .
- Ale prawdopodobny .
- Prawdopodobny .
Miałam ochotę podejść do nich i o wszystkim im powiedzieć . Jednak z drugiej strony coś mnie przed tym powstrzymywało . Nagle zauważyła mnie Damaris . Podeszła do mnie i powiedziała :
- Uczniowie nie powinni tu przebywać . Opuść to miejsce jak najszybciej .
Patrzyłam na kamienne posągi niezdolna do ruchu . Damaris widząc moją zadumę delikatnie wypchnęła mnie za drzwi . Zamknęła za nami ciężkie wrota i ponownie się do mnie zwróciła :
- Mam przeczucie , że coś wiesz o tej sprawie . Czy się mylę ?
Powiedz ! Nie duś tego dłużej !!! To najlepsza okazja !!!!!!!! Milcz ! Emocje przepływały we mnie jak wody rzeczne po huraganie .
- Nic o tym nie wiem .
- W takim razie nie martw się . Zrobimy co się da . Są szanse , że wszystko wróci do normy .
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Gdzie byłaś ?- zapytała Karen .
- Na spacerze .
- Chyba spotkałaś Keitha , co ? Jesteś taka przygnębiona . Co tym razem ci powiedział ?
Obie z Caroline nie wiedziały o zajściu w bibliotece , wtedy gdy byłam z Keithem .
- Narzucał się - skłamałam .- Mam tego dość .
- Ignoruj go .
W tym momencie do domu wpadła Caroline . Ze złością rzuciła torebkę na łóżko , weszła do łazienki i trzasnęła drzwiami .
- Co się stało ?! - krzyknęła Karen do Caroline .
Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać .
- Dan ze mną zerwał !
- Jak to ?!
Caroline wyszła z łazienki i wzięła jogurt z lodówki .
- Powiedział , że ma dosć nadskakiwania mi , dzwonienia wieczorami i ćwierkania słodkich słówek . Jak on to ujął ...? Jestem ,, wymagająca niczym niemowlę w pieluchach " . Idiota !!! No może ja kazałam mu wydzwaniać codziennie ?! A prosiłam o prezenty na każdą mozliwa okazję począwszy od urodzin , a kończywszy na wymyślonych przez niego dniach najwspanialszej dziewczyny na świecie i dniu randki ? Nie !!!
- A ja jestem wolna i nie cierpię przez żadnego chłopaka !!!- cieszyła się Karen .
- Muszę jeszcze na chwilę wyjść - poinformowałam przyjaciółki .
To ,, codziennie wydzwanianie " poruszone przez Karol nasunęło mi pewien pomysł .
Wyklikałam numer Keitha . Pierwsze dwa połączenia zostały nieodebrane . za trzecim razem włączyła się automatyczna sekretarka : zostaw wiadomość po sygnale . Piiip .
- Keith , proszę oddzwoń - postanowiłam użyć małego szantażyku .- Jeżeli wciąż ci na mnie zależy , zadzwoń .
Piiip .
- To z pewnością Winnley - mówiła Carlone.- Tydzień temu miał u mnie szlaban . Cały czas zachowywał się bardzo tajemniczo . Ciekawsko spoglądał na jedną księgę : ,, Najpotężniejsze zaklęcia wszechczasów " Aurory Lillin . Zostawiłam go na chwilę samego w gabinecie . Nie mam pojęcia , co wtedy mogło sie stać .
- A mi wydaje się , że to nie on . Na moich lekcjachzachowuje się przyzwoicie . Często sam wyraża swoje opinie na temat omawianego programu . Ja bym powiedziała , że za tym stoi sam Allan Banner .
- To zbyt pochopny osąd .
- Ale prawdopodobny .
- Prawdopodobny .
Miałam ochotę podejść do nich i o wszystkim im powiedzieć . Jednak z drugiej strony coś mnie przed tym powstrzymywało . Nagle zauważyła mnie Damaris . Podeszła do mnie i powiedziała :
- Uczniowie nie powinni tu przebywać . Opuść to miejsce jak najszybciej .
Patrzyłam na kamienne posągi niezdolna do ruchu . Damaris widząc moją zadumę delikatnie wypchnęła mnie za drzwi . Zamknęła za nami ciężkie wrota i ponownie się do mnie zwróciła :
- Mam przeczucie , że coś wiesz o tej sprawie . Czy się mylę ?
Powiedz ! Nie duś tego dłużej !!! To najlepsza okazja !!!!!!!! Milcz ! Emocje przepływały we mnie jak wody rzeczne po huraganie .
- Nic o tym nie wiem .
- W takim razie nie martw się . Zrobimy co się da . Są szanse , że wszystko wróci do normy .
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Gdzie byłaś ?- zapytała Karen .
- Na spacerze .
- Chyba spotkałaś Keitha , co ? Jesteś taka przygnębiona . Co tym razem ci powiedział ?
Obie z Caroline nie wiedziały o zajściu w bibliotece , wtedy gdy byłam z Keithem .
- Narzucał się - skłamałam .- Mam tego dość .
- Ignoruj go .
W tym momencie do domu wpadła Caroline . Ze złością rzuciła torebkę na łóżko , weszła do łazienki i trzasnęła drzwiami .
- Co się stało ?! - krzyknęła Karen do Caroline .
Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać .
- Dan ze mną zerwał !
- Jak to ?!
Caroline wyszła z łazienki i wzięła jogurt z lodówki .
- Powiedział , że ma dosć nadskakiwania mi , dzwonienia wieczorami i ćwierkania słodkich słówek . Jak on to ujął ...? Jestem ,, wymagająca niczym niemowlę w pieluchach " . Idiota !!! No może ja kazałam mu wydzwaniać codziennie ?! A prosiłam o prezenty na każdą mozliwa okazję począwszy od urodzin , a kończywszy na wymyślonych przez niego dniach najwspanialszej dziewczyny na świecie i dniu randki ? Nie !!!
- A ja jestem wolna i nie cierpię przez żadnego chłopaka !!!- cieszyła się Karen .
- Muszę jeszcze na chwilę wyjść - poinformowałam przyjaciółki .
To ,, codziennie wydzwanianie " poruszone przez Karol nasunęło mi pewien pomysł .
Wyklikałam numer Keitha . Pierwsze dwa połączenia zostały nieodebrane . za trzecim razem włączyła się automatyczna sekretarka : zostaw wiadomość po sygnale . Piiip .
- Keith , proszę oddzwoń - postanowiłam użyć małego szantażyku .- Jeżeli wciąż ci na mnie zależy , zadzwoń .
Piiip .
środa, 29 sierpnia 2012
Rozdział 23
Po odejściu Maleene w mieszkaniu zrobiło się strasznie cicho i wręcz dziwnie . Dziewczyny zgodnie posprzątały cały bałagan , tj. rozbite kubki i talerze , rozrzucone ubrania , nawet jajka rozbite o ściany .
Ja tymczasem poszłam do pokoju . Z przyzwyczajenia zerknęłam na telefon .Jakieś dwie wiadomości zalegały w mojej skrzynce czekając na przeczytanie . Kliknęłam środkowy guzik . Na ekranie pojawiła się następująca treść :
Ja tymczasem poszłam do pokoju . Z przyzwyczajenia zerknęłam na telefon .Jakieś dwie wiadomości zalegały w mojej skrzynce czekając na przeczytanie . Kliknęłam środkowy guzik . Na ekranie pojawiła się następująca treść :
Przykro mi , że tak wyszło . Chcę ci tylko powiedzieć , że to nie ja zacząłem tę całą znajomość z Maleene . Zapytaj w szkole . W ciągu całego swojego pobytu tutaj uwieszała się już na połowie chłopaków . Nie moja wina , że byłem jednym z nich .
Drugi SMS zawierał podobną tresć . Obie wiadomości nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Niech się wypcha .
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nadszedł poniedziałek . Szkoła jak szkoła . Normalka . Szkoda czasu na rozpisywanie się o budzie . Jedyną sensacją była nieobecność kilku nauczycieli . Nikt nie kwapił się jednak , by nam to wytłumaczyć . Po szkole wciąż miałam nieodrobione lekcje z czwartku . Trudno . Robotem nie jestem . Ta zasada obowiązywała od dzisiaj . Max pracy , zero wysiłku . Zrobię , ile będę mogła .
Keith wciąż zasypywał mnie wiadomościami , w których próbował się tłumaczyć . Pozostawałam nieugięta . Widział mnie przecież . Gdy uciekałam płaczac , mógł za mną pobiec i mi to wyjaśnić . Widocznie zadbane rączki Maleene były dla niego bardziej wartościowe niż ja . Teraz wszystko to wydawało mi się wręcz śmieszne . Co to za miłość ? Ten związek był chyba najkrótszy ze wszystkich .
Ale moje życie towarzyskie zaczęło kwitnąć . Peter wysyłał do mnie esemesy , pytał o samopoczucie , opowiadał o swoim uniwersytecie . Ja opowiadałam mu o moim naznaczeniu , rodzinie i wielu innych rzeczach . Zauważyłam , że jest ciekawski i dociekliwy .Chciał mnie dobrze poznać , podczas gdy Keith nie wiedział nawet jak mam na nazwisko .
Siedziałam na moim łóżku w gronie przyjaciółek i kilku znajomych z klasy . Nie ma to jak najświeższe plotki , prosto od zawodowej plotkary Gladys Minnor .
- Słyszałam niedawno , że Allegra Clinnmin chodzi z dwoma chłopakami na raz : z Duncanem Liff i Rufusem Znuckiem . To straszna flirciara , ale wygląda niewinnie . Nie uwierzyłabym w to gdybym tego nie widziała . W ciągu jednej godziny całowała się z Rufusem w parku i chodziła za rękę z Duncanem .
- Łaziłaś za nią , czy co ?
- Nie . Przypadkowo się na nią natykałam - powiedziała Gladys . Pewne było jednak , że kłamie .
- A to prawda , że Rodney Millney skoczył z balkonu tylko dlatego , że Vanessa Tinnick nie chciała wziać od niego pracy domowej , której pilnie potrzebowała ?- interesowała się Adah Billnock siedząc na dywanie i pijąc colę .
- Nie wiem , ale pewne jest , że zależy mu na niej . Ma pecha , bo ona chodzi z Harleyem Windem . Poza tym i tak nie miałby u niej szans , bo Vanessa nie jest zwolenniczką długich włosów i kilkunastu kilogramów nadwagi .
I tak rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym a ja co chwilę wyłączałam swój umysł , by odpisać na wiadomość od Petera . Właśnie wysyłałam kolejnego esemesa , gdy usłyszałam coś okropnego .
- ... Największą sensacją jest to , że w bibliotece znaleziono Minewrę Bouth zamienioną w kamień . Nauczyciele głowili się , kto może znać tak potężne zaklęcie , jednak gdy dotknęli posągu kończyli tak samo . Podejrzewany jest Carol Winnley , bo nie ma go od kilku dni w osadzie . Usprawiedliwiał się chorobą siostry ...
Nie mogłam tego słuchać . Wyszłam .
Keith wciąż zasypywał mnie wiadomościami , w których próbował się tłumaczyć . Pozostawałam nieugięta . Widział mnie przecież . Gdy uciekałam płaczac , mógł za mną pobiec i mi to wyjaśnić . Widocznie zadbane rączki Maleene były dla niego bardziej wartościowe niż ja . Teraz wszystko to wydawało mi się wręcz śmieszne . Co to za miłość ? Ten związek był chyba najkrótszy ze wszystkich .
Ale moje życie towarzyskie zaczęło kwitnąć . Peter wysyłał do mnie esemesy , pytał o samopoczucie , opowiadał o swoim uniwersytecie . Ja opowiadałam mu o moim naznaczeniu , rodzinie i wielu innych rzeczach . Zauważyłam , że jest ciekawski i dociekliwy .Chciał mnie dobrze poznać , podczas gdy Keith nie wiedział nawet jak mam na nazwisko .
Siedziałam na moim łóżku w gronie przyjaciółek i kilku znajomych z klasy . Nie ma to jak najświeższe plotki , prosto od zawodowej plotkary Gladys Minnor .
- Słyszałam niedawno , że Allegra Clinnmin chodzi z dwoma chłopakami na raz : z Duncanem Liff i Rufusem Znuckiem . To straszna flirciara , ale wygląda niewinnie . Nie uwierzyłabym w to gdybym tego nie widziała . W ciągu jednej godziny całowała się z Rufusem w parku i chodziła za rękę z Duncanem .
- Łaziłaś za nią , czy co ?
- Nie . Przypadkowo się na nią natykałam - powiedziała Gladys . Pewne było jednak , że kłamie .
- A to prawda , że Rodney Millney skoczył z balkonu tylko dlatego , że Vanessa Tinnick nie chciała wziać od niego pracy domowej , której pilnie potrzebowała ?- interesowała się Adah Billnock siedząc na dywanie i pijąc colę .
- Nie wiem , ale pewne jest , że zależy mu na niej . Ma pecha , bo ona chodzi z Harleyem Windem . Poza tym i tak nie miałby u niej szans , bo Vanessa nie jest zwolenniczką długich włosów i kilkunastu kilogramów nadwagi .
I tak rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym a ja co chwilę wyłączałam swój umysł , by odpisać na wiadomość od Petera . Właśnie wysyłałam kolejnego esemesa , gdy usłyszałam coś okropnego .
- ... Największą sensacją jest to , że w bibliotece znaleziono Minewrę Bouth zamienioną w kamień . Nauczyciele głowili się , kto może znać tak potężne zaklęcie , jednak gdy dotknęli posągu kończyli tak samo . Podejrzewany jest Carol Winnley , bo nie ma go od kilku dni w osadzie . Usprawiedliwiał się chorobą siostry ...
Nie mogłam tego słuchać . Wyszłam .
wtorek, 21 sierpnia 2012
Rozdział 22
Niedziela upłynęła po części na błogim spoczynku , a częściowo na nadrabianiu szkolnych zaległości . W tym drugim celu udałam się do biblioteki z nadzieją , że spotkam tam kogoś , kto da mi przepisać zaległe tematy . Nic bardziej mylnego . Biblioteka świeciła pustkami .
- Poczekam . Może ktoś się zjawi - pomyślałam .
Nudząc się ozdabiałam ołówkiem brzegi kartek w zeszycie . Wreszcie przestałam wierzyć w szczęście .
Otworzyłąm drzwi , aby wyjść na korytarz i natknęłam się na osobę , którą akurat chciałam spotkać najmniej .
- Wiedziałem , że cię tu spotkam .
Patrzyłam na Keitha z nieukrywaną niechęcią . Milczałam .
- Porozmawiajmy .
- Nie .
- Daj mi dwie minuty . Zrozumiesz .
- Nie chcę .
- Natychmiast usiądź i mnie posłuchaj !- złapał moje nadgarstki i ścisnął wykluczając możliwość ucieczki .
- Nie będę cię słuchać .
- Skoro dziewczyna nie chce , to zostaw ją w spokoju - odezwała się biblotekarka , pani Bouth od niedawna przysłuchująca się naszej dyskusji . Keith wściekł się . Machnął różdżką i zanim zdążyłam zaprotestować , zamienił ją w kamień . Przeraziłam się . Ogólnie zaczęłam bać się chłopaka .
- Siadaj . Jeśli nie , też tak skończysz .
Posłusznie usiadłam na krześle . Keith krążył wokół mnie , a ja czułam się tak , jakbym była porwana i przetrzymywana w lochach .
Keith nie do końca wiedział jak ma zacząć . Kilka razy wymawiał parę sylab , ale milknął .
- Streszczaj się - ponagliłam go . Tak właściwie to wiele odwagi kosztowały mnie te słowa .
- Nie mów mi co mam robić - zdenerwował się . Po chwili jednak twarz jego złagodniała . Popatrzył na mnie czule i powiedział :
- Uciekaj , zanim się rozmyślę . Tylko szybko !
Nie zdążyłam jeszcze dobrze zinterpretować tych słów , a już moje nogi puściły się do ucieczki . W połowie drogi zatrzymałam się . Popatrzyłam na panią Bouth , nieruchomą i bezwładną .
- A ona ? Nic jej nie będzie ?
- Uciekaj !!!!
Wystarczająco długo martwiłam się o cudze życie , teraz należało pomyśleć o własnym . Wbiegłam na korytarz , następnie na boisko . Tamtędy wąską ścieżką trafiłam do domu . Postanowiłam zataić wszystko przed przyjaciółkami unikając niewygodnych pytań . Zresztą i tak nie miałam okazji pobyć z nimi sam na sam. Gdy zamknęłam za sobą drzwi usłyszałam dźwiek tłuczonego szkła , spadającego metalu i ludzkie krzyki i oddechy .
- Ty świnio ! Nie dość , że musimy na ciebie patrzeć to jeszcze dopominasz się o swoje prawa , których w tym domu nie posiadasz ?!!!- to Karen .
- Ja wszędzie muszę mieć odpowiednie warunki pobytu !!!- to z pewnością Maleene .
- Ty zawszona pluskwo !!!- soczyste przezwisko wypłynęło z ust Caroline .
- Ty kudłata jędzo !- odpowiedziała Maleene .
Później znowu odgłos spadających talerzy , metal , znowu talerze .
Wkroczyłam do kuchni gdzie rogzrywała się ta scena . Chyba nie muszę opisywać tego pobojowiska , ani wyglądu wszystkich trzech dziewczyn . To wiadome .
-Zamknijcie się - powiedziałam nie zdzierając sobie gardła . Ku wielkiemu zdziwieniu , zapadła cisza .
Nie było potrzeby , by zadawać pytania . Dziewczyny same zaczęły się tłumaczyć . Jednocześnie przekrzykiwały się jedna przez drugą .
- Ona chciała zająć moje łóżko ...
- Ona piła z mojego kubka ...
- Ona mnie przezywała ...
- Ona powiedziała , że Dan jej się podoba ...
- Ona mnie wkurza !!!!
Z całego tego zamieszania wywnioskowałam , że winna była Maleene .
- Bez taryfy ulgowej . Jeszcze jeden wyskok , a śpisz na trawniku !
- Nie mozesz mi grozić !
- Owszem . To po części moje mieszkanie .
- Nie jesteś królową , nie będziesz mi rozkazywać .
- Mogę .
- Nie jesteś na tyle silna , by mnie do czegoś zmusić !
- Jestem .
- Nie na tyle , aby zatrzymać przy sobie tego uroczego blondyna Keitha , co ?
Zabolało . Ale nie tak bardzo . Całe to przedstawienie z Keithem jakoś wyblakło , straciło cały sens , przestało być ważne . Zawdzięczałąm to Peterowi . I przyjaciółkom .
- Owszem . Nie na tyle . W sumie to masz rację . Keith jest silniejszy . On z pewnością wiedziałby jak można cię stąd wreszcie wykurzyć .
Maleene nie znalazła nic na swoją obronę . Warknęła tylko i wyniosła się z domu . Nie na długo . Za chwilę wróciła i zabrała wszystkie swoje bagaże .
- Żegnam . Zauważyłam , że nie zasługujecie na moje zacne towarzystwo . Ciao !- posłała nam przesłodzony półuśmieszek i wyszła , nie wracając już w ogóle .
- Poczekam . Może ktoś się zjawi - pomyślałam .
Nudząc się ozdabiałam ołówkiem brzegi kartek w zeszycie . Wreszcie przestałam wierzyć w szczęście .
Otworzyłąm drzwi , aby wyjść na korytarz i natknęłam się na osobę , którą akurat chciałam spotkać najmniej .
- Wiedziałem , że cię tu spotkam .
Patrzyłam na Keitha z nieukrywaną niechęcią . Milczałam .
- Porozmawiajmy .
- Nie .
- Daj mi dwie minuty . Zrozumiesz .
- Nie chcę .
- Natychmiast usiądź i mnie posłuchaj !- złapał moje nadgarstki i ścisnął wykluczając możliwość ucieczki .
- Nie będę cię słuchać .
- Skoro dziewczyna nie chce , to zostaw ją w spokoju - odezwała się biblotekarka , pani Bouth od niedawna przysłuchująca się naszej dyskusji . Keith wściekł się . Machnął różdżką i zanim zdążyłam zaprotestować , zamienił ją w kamień . Przeraziłam się . Ogólnie zaczęłam bać się chłopaka .
- Siadaj . Jeśli nie , też tak skończysz .
Posłusznie usiadłam na krześle . Keith krążył wokół mnie , a ja czułam się tak , jakbym była porwana i przetrzymywana w lochach .
Keith nie do końca wiedział jak ma zacząć . Kilka razy wymawiał parę sylab , ale milknął .
- Streszczaj się - ponagliłam go . Tak właściwie to wiele odwagi kosztowały mnie te słowa .
- Nie mów mi co mam robić - zdenerwował się . Po chwili jednak twarz jego złagodniała . Popatrzył na mnie czule i powiedział :
- Uciekaj , zanim się rozmyślę . Tylko szybko !
Nie zdążyłam jeszcze dobrze zinterpretować tych słów , a już moje nogi puściły się do ucieczki . W połowie drogi zatrzymałam się . Popatrzyłam na panią Bouth , nieruchomą i bezwładną .
- A ona ? Nic jej nie będzie ?
- Uciekaj !!!!
Wystarczająco długo martwiłam się o cudze życie , teraz należało pomyśleć o własnym . Wbiegłam na korytarz , następnie na boisko . Tamtędy wąską ścieżką trafiłam do domu . Postanowiłam zataić wszystko przed przyjaciółkami unikając niewygodnych pytań . Zresztą i tak nie miałam okazji pobyć z nimi sam na sam. Gdy zamknęłam za sobą drzwi usłyszałam dźwiek tłuczonego szkła , spadającego metalu i ludzkie krzyki i oddechy .
- Ty świnio ! Nie dość , że musimy na ciebie patrzeć to jeszcze dopominasz się o swoje prawa , których w tym domu nie posiadasz ?!!!- to Karen .
- Ja wszędzie muszę mieć odpowiednie warunki pobytu !!!- to z pewnością Maleene .
- Ty zawszona pluskwo !!!- soczyste przezwisko wypłynęło z ust Caroline .
- Ty kudłata jędzo !- odpowiedziała Maleene .
Później znowu odgłos spadających talerzy , metal , znowu talerze .
Wkroczyłam do kuchni gdzie rogzrywała się ta scena . Chyba nie muszę opisywać tego pobojowiska , ani wyglądu wszystkich trzech dziewczyn . To wiadome .
-Zamknijcie się - powiedziałam nie zdzierając sobie gardła . Ku wielkiemu zdziwieniu , zapadła cisza .
Nie było potrzeby , by zadawać pytania . Dziewczyny same zaczęły się tłumaczyć . Jednocześnie przekrzykiwały się jedna przez drugą .
- Ona chciała zająć moje łóżko ...
- Ona piła z mojego kubka ...
- Ona mnie przezywała ...
- Ona powiedziała , że Dan jej się podoba ...
- Ona mnie wkurza !!!!
Z całego tego zamieszania wywnioskowałam , że winna była Maleene .
- Bez taryfy ulgowej . Jeszcze jeden wyskok , a śpisz na trawniku !
- Nie mozesz mi grozić !
- Owszem . To po części moje mieszkanie .
- Nie jesteś królową , nie będziesz mi rozkazywać .
- Mogę .
- Nie jesteś na tyle silna , by mnie do czegoś zmusić !
- Jestem .
- Nie na tyle , aby zatrzymać przy sobie tego uroczego blondyna Keitha , co ?
Zabolało . Ale nie tak bardzo . Całe to przedstawienie z Keithem jakoś wyblakło , straciło cały sens , przestało być ważne . Zawdzięczałąm to Peterowi . I przyjaciółkom .
- Owszem . Nie na tyle . W sumie to masz rację . Keith jest silniejszy . On z pewnością wiedziałby jak można cię stąd wreszcie wykurzyć .
Maleene nie znalazła nic na swoją obronę . Warknęła tylko i wyniosła się z domu . Nie na długo . Za chwilę wróciła i zabrała wszystkie swoje bagaże .
- Żegnam . Zauważyłam , że nie zasługujecie na moje zacne towarzystwo . Ciao !- posłała nam przesłodzony półuśmieszek i wyszła , nie wracając już w ogóle .
poniedziałek, 13 sierpnia 2012
Rozdział 21
Caroline miała rację , by wczesniej przygotować się do snu . Maleene zaklepała kolejkę jako następna . Wraz z Karen niecierpliwie spoglądałyśmy na zegar , gdy Maleene od ponad godziny przebywała w łazience .
- Zanim ja wejdę pod prysznic , wybije pierwsza - lamentowałam .
- Co ona tam robi ?- dziwiła się Karen .- Chyba topi wieloryba .
- Wyłaź stamtąd wreszcie !- z trudem powstrzymałam się od opsypania jej nie do końca cenzuralnymi przezwiskami .- Nie mieszkasz tu sama !
- Lakier jeszcze nie wysechł !- usłyszałam głos dochodzący zza ściany .
- Lakier ? Zasmrodzi nam całą łazienkę - powiedziałam do dziewczyn .
- Masz minutę na wyjście . W przeciwnym razie nocujesz na trawniku - krzyknęła Caroline .
- Oj dobra , dobra . Już otwieram .
Maleene bez makijażu wyglądała jeszcze piękniej . Ile ona wydaje na kosmetyki ?- myślałam .
Moje przypuszczenia prawie się sprawdziły , bo gdy weszłam do łazienki wybiła północ .
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Była sobota . Z głebokiego snu , około dziesiątej obudziło mnie nieustanne pukanie w okno . Z podkrążonymi oczami zajrzałam przez szybę . Keith . Zasłoniłam firankę i poszłam spać .
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Gdzie się wybierasz o tej porze ?- zapytałam Karen , która przymierzała przed lustrem różne ciuchy . Wreszcie zdecydowała się na beżową sukienkę .
- Do Vivian . Zresztą nie sama .
- A z kim ?
- Z tobą .
- Ze mną ? Ja nic o tym nie wiem .
- Teraz już wiesz . Robi przyjęcie imieninowe .
- Po pierwsze : ja nie jestem zaproszona , a po drugie : nie mam prezentu .
- Zapowiedziałam , że przyjdę z przyjaciółką , prezent zaraz się skombinuje , a ty potrzebujesz rozrywki po rozstaniu z Keithem .
- Ja się z nim nie rozstałam .
- Jak to ? Zdradził cię . To znaczy , że cię rzucił .
- Ale ...
- Ty go kochasz ?
- No .
- Przejdzie ci . Poza tym będzie tam kilku chłopców . Może jakiś wpadnie ci w oko .
- Nie mów tak .
- Dobrze . Umówmy się , że nie będziemy poruszały tego tematu , ok ?
- W porządku . Już się ubieram .
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Na imieninach u Vivian była masa ludzi z mojej klasy , oraz takich , których nigdy nie widziałam na oczy . Co do atrakcji było dużo żarcia , konkurs karaoke i tańca oraz tort i uroczyste otwieranie prezentow przez jubilatkę . Razem z Karen wyczarowałyśmy dla niej ogromny zestaw kosmetyków .
Do dyspozycji było dużo miejsca . Cały parter i kilka pokoi na piętrze , gdyby jakaś para chciała zostać sama .
Świetnie się bawiłam plotkując z Olivie Padmore , Ruby Kilson , Easter Kooby i Cassandrą Malove . Po jakimś czasie dopadła nas nuda i każda poszła w swoją stronę . Zostałam sama i dziwnym trafem znalazłąm się wśród dyskutujących chłopaków i kilku dziewczyn . Rozmawialiśmy bez skrępowania na luźne tematy szkolne , związane z przyszłością i partnerami . Nawet fakt , że byłam singielką nie przeszkadzał mi w zabieraniu głosu .
Wśród rozmawiających szczególnie wpadł mi w oko pewien chłopak o imieniu Peter . Był ciemnookim szatynem o szczupłej , ale nie chudej sylwetce . Miał świetne poczucie humoru i przyjemnie się z nim dyskutowało . Nie tylko ja byłam nim oczarowana . On również spoglądał na mnie przyjaźniej niż na resztę towarzystwa . A może tak mi się tylko wydawało . Ważne , że nadarzyła się okazja , by pogadać z nim na osobności .
- Też jesteś zamieszany w tę całą magię ?- zapytałam .
- Tak . Skończyłem szkołe rok temu . Naznaczyli mnie , gdy miałem jedenaście lat .
- I co teraz robisz ?
- Studiuję magię zakazaną .
- Ja od zawsze marzyłam , aby isć na fotografię , ale to chyba teraz nie jest możliwe , prawda ?
- Jest . Ale są małe szanse , by to była zwykła fotografia- uśmiechnął się .
- No tak .
Pomimo niewielkiego prawdopodobieństwa zobaczenia Keitha , rozglądałam się wokoło z nadzieją . Choć odrzuciłąm go dziś rano , to jednak chciałąm , by jakoś o mnie walczył . Brakowało mi go .
- W zwiazku ?- zapytał Peter .
- Co ?
- Masz chłopaka ?- bardziej stwierdził niż zapytał .
- Od wczoraj jestem singielką .
- Rzucił cię ?
- Skąd wiesz ?
- Gdybyś ty go rzuciła , nie rozglądałabyś się wszędzie .
- Masz rację . Nikt nie wie , że z nim nie chodzę , bo jeszcze nic sobie nie wyjaśniliśmy . Nikt też nie wie , że z nim chodziłam , bo to wszystko trwało stanowczo zbyt krótko .
Popatrzył na mnie ze współczuciem . Pod tym spojrzeniem czułąm jak się kurczę i nic nie znaczę na tym świecie . Znów wspomnienia powróciły i było mi strasznie źle . Po policzku spłynęła mi gorąca łza . Utorowała drogę i kazała spływać innym . Czułam , że wybuchnę płaczem . Już wyobrażałam sobie ludzi pochylonymi nade mną . Powinnam się cieszyć , a ja płaczę . Głupio mi było przed Peterem . Chyba to zrozumiał , bo otulił mnie ramieniem i poprowadził schodami na górę . Odprowadziły nas ciekawskie spojrzenia znajomych . W pewnym momencie pod drzwiami pustego pokoju zawahałam się . Nie byłam pewna , czy powinnam być z nim sam na sam . To również zrozumiał .
- Nie bój się . Nie jesteśmy parą . Jestem tutaj jako przyjaciel . Tylko przyjaciel . Jeśli chcesz , zawołam Karen .
- Nie , nie . Nie chcę zepsuć jej zabawy . Choćmy .
Weszliśmy do ciemnego pokoju . Zapaliłam światło i usiadłam na kanapie . Powoli dochodziłam do siebie .Byłam wdzięczna Peterowi za opiekę , ale doszłam do wniosku , że jemu też nie powinnam psuć zabawy .
- Idź . Poradzę sobie .
- Ta propozycja wynika z potrzeby bycia w samotności , z obawy przede mną , czy z zasady , bym nie zmarnował imprezy ?
W głębi serca nie chciałam być sama , nie obawiałam się Petera . Nie chciałąm mu po prostu przeszkadzać . Milczałąm .
- Posiedzę z tobą . Jak nie chcesz to protestuj .
Uśmiechnęłam się delikatnie . Na przykładzie Petera zrozumiałam , że w Keitcie trzeba było znaleźć najpierw przyjaciela .
- Zanim ja wejdę pod prysznic , wybije pierwsza - lamentowałam .
- Co ona tam robi ?- dziwiła się Karen .- Chyba topi wieloryba .
- Wyłaź stamtąd wreszcie !- z trudem powstrzymałam się od opsypania jej nie do końca cenzuralnymi przezwiskami .- Nie mieszkasz tu sama !
- Lakier jeszcze nie wysechł !- usłyszałam głos dochodzący zza ściany .
- Lakier ? Zasmrodzi nam całą łazienkę - powiedziałam do dziewczyn .
- Masz minutę na wyjście . W przeciwnym razie nocujesz na trawniku - krzyknęła Caroline .
- Oj dobra , dobra . Już otwieram .
Maleene bez makijażu wyglądała jeszcze piękniej . Ile ona wydaje na kosmetyki ?- myślałam .
Moje przypuszczenia prawie się sprawdziły , bo gdy weszłam do łazienki wybiła północ .
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Była sobota . Z głebokiego snu , około dziesiątej obudziło mnie nieustanne pukanie w okno . Z podkrążonymi oczami zajrzałam przez szybę . Keith . Zasłoniłam firankę i poszłam spać .
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Gdzie się wybierasz o tej porze ?- zapytałam Karen , która przymierzała przed lustrem różne ciuchy . Wreszcie zdecydowała się na beżową sukienkę .
- Do Vivian . Zresztą nie sama .
- A z kim ?
- Z tobą .
- Ze mną ? Ja nic o tym nie wiem .
- Teraz już wiesz . Robi przyjęcie imieninowe .
- Po pierwsze : ja nie jestem zaproszona , a po drugie : nie mam prezentu .
- Zapowiedziałam , że przyjdę z przyjaciółką , prezent zaraz się skombinuje , a ty potrzebujesz rozrywki po rozstaniu z Keithem .
- Ja się z nim nie rozstałam .
- Jak to ? Zdradził cię . To znaczy , że cię rzucił .
- Ale ...
- Ty go kochasz ?
- No .
- Przejdzie ci . Poza tym będzie tam kilku chłopców . Może jakiś wpadnie ci w oko .
- Nie mów tak .
- Dobrze . Umówmy się , że nie będziemy poruszały tego tematu , ok ?
- W porządku . Już się ubieram .
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Na imieninach u Vivian była masa ludzi z mojej klasy , oraz takich , których nigdy nie widziałam na oczy . Co do atrakcji było dużo żarcia , konkurs karaoke i tańca oraz tort i uroczyste otwieranie prezentow przez jubilatkę . Razem z Karen wyczarowałyśmy dla niej ogromny zestaw kosmetyków .
Do dyspozycji było dużo miejsca . Cały parter i kilka pokoi na piętrze , gdyby jakaś para chciała zostać sama .
Świetnie się bawiłam plotkując z Olivie Padmore , Ruby Kilson , Easter Kooby i Cassandrą Malove . Po jakimś czasie dopadła nas nuda i każda poszła w swoją stronę . Zostałam sama i dziwnym trafem znalazłąm się wśród dyskutujących chłopaków i kilku dziewczyn . Rozmawialiśmy bez skrępowania na luźne tematy szkolne , związane z przyszłością i partnerami . Nawet fakt , że byłam singielką nie przeszkadzał mi w zabieraniu głosu .
Wśród rozmawiających szczególnie wpadł mi w oko pewien chłopak o imieniu Peter . Był ciemnookim szatynem o szczupłej , ale nie chudej sylwetce . Miał świetne poczucie humoru i przyjemnie się z nim dyskutowało . Nie tylko ja byłam nim oczarowana . On również spoglądał na mnie przyjaźniej niż na resztę towarzystwa . A może tak mi się tylko wydawało . Ważne , że nadarzyła się okazja , by pogadać z nim na osobności .
- Też jesteś zamieszany w tę całą magię ?- zapytałam .
- Tak . Skończyłem szkołe rok temu . Naznaczyli mnie , gdy miałem jedenaście lat .
- I co teraz robisz ?
- Studiuję magię zakazaną .
- Ja od zawsze marzyłam , aby isć na fotografię , ale to chyba teraz nie jest możliwe , prawda ?
- Jest . Ale są małe szanse , by to była zwykła fotografia- uśmiechnął się .
- No tak .
Pomimo niewielkiego prawdopodobieństwa zobaczenia Keitha , rozglądałam się wokoło z nadzieją . Choć odrzuciłąm go dziś rano , to jednak chciałąm , by jakoś o mnie walczył . Brakowało mi go .
- W zwiazku ?- zapytał Peter .
- Co ?
- Masz chłopaka ?- bardziej stwierdził niż zapytał .
- Od wczoraj jestem singielką .
- Rzucił cię ?
- Skąd wiesz ?
- Gdybyś ty go rzuciła , nie rozglądałabyś się wszędzie .
- Masz rację . Nikt nie wie , że z nim nie chodzę , bo jeszcze nic sobie nie wyjaśniliśmy . Nikt też nie wie , że z nim chodziłam , bo to wszystko trwało stanowczo zbyt krótko .
Popatrzył na mnie ze współczuciem . Pod tym spojrzeniem czułąm jak się kurczę i nic nie znaczę na tym świecie . Znów wspomnienia powróciły i było mi strasznie źle . Po policzku spłynęła mi gorąca łza . Utorowała drogę i kazała spływać innym . Czułam , że wybuchnę płaczem . Już wyobrażałam sobie ludzi pochylonymi nade mną . Powinnam się cieszyć , a ja płaczę . Głupio mi było przed Peterem . Chyba to zrozumiał , bo otulił mnie ramieniem i poprowadził schodami na górę . Odprowadziły nas ciekawskie spojrzenia znajomych . W pewnym momencie pod drzwiami pustego pokoju zawahałam się . Nie byłam pewna , czy powinnam być z nim sam na sam . To również zrozumiał .
- Nie bój się . Nie jesteśmy parą . Jestem tutaj jako przyjaciel . Tylko przyjaciel . Jeśli chcesz , zawołam Karen .
- Nie , nie . Nie chcę zepsuć jej zabawy . Choćmy .
Weszliśmy do ciemnego pokoju . Zapaliłam światło i usiadłam na kanapie . Powoli dochodziłam do siebie .Byłam wdzięczna Peterowi za opiekę , ale doszłam do wniosku , że jemu też nie powinnam psuć zabawy .
- Idź . Poradzę sobie .
- Ta propozycja wynika z potrzeby bycia w samotności , z obawy przede mną , czy z zasady , bym nie zmarnował imprezy ?
W głębi serca nie chciałam być sama , nie obawiałam się Petera . Nie chciałąm mu po prostu przeszkadzać . Milczałąm .
- Posiedzę z tobą . Jak nie chcesz to protestuj .
Uśmiechnęłam się delikatnie . Na przykładzie Petera zrozumiałam , że w Keitcie trzeba było znaleźć najpierw przyjaciela .
niedziela, 12 sierpnia 2012
Rozdział 20
Niektóre sytuacje częściowo się powtarzają . Leżałam na łóżku ocierając łzy pomiętym jaśkiem . Było mi źle z upokorzenia , zdrady ... Karen i Caroline celowo wyszły na spacer . Wiedziały , że pragnę samotności , choć w głębi duszy chciałam się komuś wyżalić . Komuś , kto nie powiedziałby mi później ,, a nie mówiłam?".
Czy sny zawsze muszą kończyć się w najmniej spodziewanym momencie ? Jeszcze kilkadziesiąt godzin temu było mi z nim dobrze i za nic nie mogłabym podejrzewać go , że zawiesi oko na innej dziewczynie . Nawet tak atrakcyjnej jak Maleene .
Właśnie . Maleene . Wstrętna , obrzydliwa , wychuchana i wydmuchana , obdarzona nieziemską urodą i wspaniałym niskim głosem , potwornie bogata blondyna . Gdyby teraz moje oczy ujrzały jej wymalowaną twarz bez żadnego pryszcza , chybabym nie wytrzymała . Rzuciłabym się na nią i wydrapałabym jej oczy .
Marzenia szybko się spełniają , przynajmniej w tym przypadku , bo w tym momencie moje drzwi otworzyły się i stanęła w nich sama Maleene we własnej osobie . Miała na sobie obcisłe spodnie , dżinsową kurteczkę odsłaniającą spory kawałek płaskiego jak asfalt brzucha , wysokie szpilki , kowbojski kapelusz i okulary przeciwsłoneczne . Wyglądała jak modelka na wybiegu . Bez żadnego wstępu rzuciła na łóżko Karen dwie ogromne walizki i wyszła by wtaszczyć kolejne dwie . Zachowywała się jakby mnie nie zauważyła . Nawet coś sobie pod nosem śpiewała .
Usiadłam i zacisnęłam pięści próbując opanować emocje . Czułam , że długo nie wytrzymam . Albo zrobię z niej miazgę , albo eksploduję i to ze mnie zostanie garstka pyłu . Postaram się spokojnie zapytać o co kaman - postanowiłam .
- Co ty tutaj robisz ?- przesylabizowałam , by mnie dobrze zrozumiała , jak do małego dziecka .
- No , od dzisiaj tu mieszkam - odpowiedziała wyrzucając rzeczy Karen z szafy , a wkładając tam swoje jakby to było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie .
- Ale nie ma dla ciebie miejsca . Sama widzisz . Tu , gdzie usadowiłaś swój tyłek śpi Karen , a ta szafa jest też jej własnością !- sytuacja sama wymykała się spod kontroli .
- Jakoś się zmieścimy . W najgorszym razie ta K a r e n będzie nocować w komórce na narzędzia ogrodnicze - przemawiała swoim cukierkowym tonem .
Tego było za wiele . Wstapiła we mnie siła rozwścieczonego rodu Goldsoulów . Wstałam i uczepiłam się jej bagażu . Wytargałam wszystko za próg i każdy wyperfumiony ciuszek , który trafiał w moje ręce wyrzucałam w kałuże , które nie zdąrzyły jeszcze wyschnąć po niedawnych ulewach . Maleene złapała mnie za ramiona i zaczęła mną szarpać . Wreszcie kopnęłam pustą walizkę w błoto . Zamierzałam rozparcelować kolejną , ale ostre , wymalowane szpony Maleene nielitościwie wbijały się w moją szyję . Byłam przygotowana na otwarta walkę na śmierć i życie . Moje palce oplotły się wokół jej nadgarstków i wykręcały we wszystkie strony . w pewnym momencie ustaliłam , że trochę przesadzam , lecz gdy przypomniałam sobie jak uwieszała się na ramieniu Keitha ... Maleene wyglądała jak lwica . Okulary rozbiły się na podłodze , kapelusz zgnieciony leżał w kącie pokoju , makijaż rozmazał się na twarzy dziewczyny i zalał czerwone policzki czarnymi smugami . Nie miałam pojęcia jak ja wyglądałam , ale gotowa byłam się założyć , że milion razy gorzej . Targałam ją za włosy , sama też nie unikając podobnych ruchów ze strony rywalki .
W takim stanie zastały nas Karen i Caroline po powrocie z przechadzki . W pierwszej chwili nie wiedziały co się dzieje , lecz widząc bałagan i ubrania Maleene rozrzucone wszędzie zorientowały się w sytuacji . Wkroczyły pomiędzy mnie , a Maleene i usiłowały nas rozdzielić . Nie było to łatwe , bo wciąż trzymałam jej włosy , a ona moją kostkę . Wreszcie w pokoju zapadła cisza .
- O co chodzi ?- zapytała Karen .
- Bo ona ...- zaczęłyśmy jednocześnie wyjaśniać całe zajście .
- Milcz , nędzna poczwaro !- warknęła Caroline na Maleene .
Opowiedziałam im o wszystkim . Dziewczyny nie kryły oburzenia .
- Jak to tutaj mieszkać ? Przecież nie ma miejsca !- krzyczała Karen .
- Owszem , ale tak trzeba . Tatuś remontuje mi moje ptywatne mieszkanie , bo inne nie mają odpowiednich warunków jak dla mnie . Przez ten czas muszę gdzieś mieszkać . I nie myślcie sobie , że się z tego cieszę . Na szczęście to tylko cztery miesiace...
- Ile ?!- ryknęłyśmy zgodnym chórem .
- Tak , tak . Całe mieszkanie należy dokładnie zdezynfekować , bo nigdy nie wiadomo kto tam przede mną mieszkał . Potem należy zamontować te wszystkie niezbędne mi urządzenia , umeblować ....
- Nie wytrzymam - jęknęłam i ukryłam twarz w dłoniach .
- Tak , tak . Żałuj swojego czynu . Te wszystkie ubrania musisz mi odkupić . To nie są żadne podróby . Same włoskie i francuskie mar...
- Co ?!! Ja mam ci to odkupić ?! W życiu ! - rzuciłam się na Maleene , ale Caroline w porę odepchnęła moje ręce od jej włosów .
- Spokój ! - popatrzyłam na nią . Nie wiedziała jak ma to rozstrzygnąć . - Maleene , będziesz spać na podłodze .
- Ale ...
- Nie ma ale . Podłoga albo trawnik przed domem , ok ?
Nikt nie protestował .
- Swietnie , po sprawie - dodała i poszła wziąć prysznic .
Czy sny zawsze muszą kończyć się w najmniej spodziewanym momencie ? Jeszcze kilkadziesiąt godzin temu było mi z nim dobrze i za nic nie mogłabym podejrzewać go , że zawiesi oko na innej dziewczynie . Nawet tak atrakcyjnej jak Maleene .
Właśnie . Maleene . Wstrętna , obrzydliwa , wychuchana i wydmuchana , obdarzona nieziemską urodą i wspaniałym niskim głosem , potwornie bogata blondyna . Gdyby teraz moje oczy ujrzały jej wymalowaną twarz bez żadnego pryszcza , chybabym nie wytrzymała . Rzuciłabym się na nią i wydrapałabym jej oczy .
Marzenia szybko się spełniają , przynajmniej w tym przypadku , bo w tym momencie moje drzwi otworzyły się i stanęła w nich sama Maleene we własnej osobie . Miała na sobie obcisłe spodnie , dżinsową kurteczkę odsłaniającą spory kawałek płaskiego jak asfalt brzucha , wysokie szpilki , kowbojski kapelusz i okulary przeciwsłoneczne . Wyglądała jak modelka na wybiegu . Bez żadnego wstępu rzuciła na łóżko Karen dwie ogromne walizki i wyszła by wtaszczyć kolejne dwie . Zachowywała się jakby mnie nie zauważyła . Nawet coś sobie pod nosem śpiewała .
Usiadłam i zacisnęłam pięści próbując opanować emocje . Czułam , że długo nie wytrzymam . Albo zrobię z niej miazgę , albo eksploduję i to ze mnie zostanie garstka pyłu . Postaram się spokojnie zapytać o co kaman - postanowiłam .
- Co ty tutaj robisz ?- przesylabizowałam , by mnie dobrze zrozumiała , jak do małego dziecka .
- No , od dzisiaj tu mieszkam - odpowiedziała wyrzucając rzeczy Karen z szafy , a wkładając tam swoje jakby to było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie .
- Ale nie ma dla ciebie miejsca . Sama widzisz . Tu , gdzie usadowiłaś swój tyłek śpi Karen , a ta szafa jest też jej własnością !- sytuacja sama wymykała się spod kontroli .
- Jakoś się zmieścimy . W najgorszym razie ta K a r e n będzie nocować w komórce na narzędzia ogrodnicze - przemawiała swoim cukierkowym tonem .
Tego było za wiele . Wstapiła we mnie siła rozwścieczonego rodu Goldsoulów . Wstałam i uczepiłam się jej bagażu . Wytargałam wszystko za próg i każdy wyperfumiony ciuszek , który trafiał w moje ręce wyrzucałam w kałuże , które nie zdąrzyły jeszcze wyschnąć po niedawnych ulewach . Maleene złapała mnie za ramiona i zaczęła mną szarpać . Wreszcie kopnęłam pustą walizkę w błoto . Zamierzałam rozparcelować kolejną , ale ostre , wymalowane szpony Maleene nielitościwie wbijały się w moją szyję . Byłam przygotowana na otwarta walkę na śmierć i życie . Moje palce oplotły się wokół jej nadgarstków i wykręcały we wszystkie strony . w pewnym momencie ustaliłam , że trochę przesadzam , lecz gdy przypomniałam sobie jak uwieszała się na ramieniu Keitha ... Maleene wyglądała jak lwica . Okulary rozbiły się na podłodze , kapelusz zgnieciony leżał w kącie pokoju , makijaż rozmazał się na twarzy dziewczyny i zalał czerwone policzki czarnymi smugami . Nie miałam pojęcia jak ja wyglądałam , ale gotowa byłam się założyć , że milion razy gorzej . Targałam ją za włosy , sama też nie unikając podobnych ruchów ze strony rywalki .
W takim stanie zastały nas Karen i Caroline po powrocie z przechadzki . W pierwszej chwili nie wiedziały co się dzieje , lecz widząc bałagan i ubrania Maleene rozrzucone wszędzie zorientowały się w sytuacji . Wkroczyły pomiędzy mnie , a Maleene i usiłowały nas rozdzielić . Nie było to łatwe , bo wciąż trzymałam jej włosy , a ona moją kostkę . Wreszcie w pokoju zapadła cisza .
- O co chodzi ?- zapytała Karen .
- Bo ona ...- zaczęłyśmy jednocześnie wyjaśniać całe zajście .
- Milcz , nędzna poczwaro !- warknęła Caroline na Maleene .
Opowiedziałam im o wszystkim . Dziewczyny nie kryły oburzenia .
- Jak to tutaj mieszkać ? Przecież nie ma miejsca !- krzyczała Karen .
- Owszem , ale tak trzeba . Tatuś remontuje mi moje ptywatne mieszkanie , bo inne nie mają odpowiednich warunków jak dla mnie . Przez ten czas muszę gdzieś mieszkać . I nie myślcie sobie , że się z tego cieszę . Na szczęście to tylko cztery miesiace...
- Ile ?!- ryknęłyśmy zgodnym chórem .
- Tak , tak . Całe mieszkanie należy dokładnie zdezynfekować , bo nigdy nie wiadomo kto tam przede mną mieszkał . Potem należy zamontować te wszystkie niezbędne mi urządzenia , umeblować ....
- Nie wytrzymam - jęknęłam i ukryłam twarz w dłoniach .
- Tak , tak . Żałuj swojego czynu . Te wszystkie ubrania musisz mi odkupić . To nie są żadne podróby . Same włoskie i francuskie mar...
- Co ?!! Ja mam ci to odkupić ?! W życiu ! - rzuciłam się na Maleene , ale Caroline w porę odepchnęła moje ręce od jej włosów .
- Spokój ! - popatrzyłam na nią . Nie wiedziała jak ma to rozstrzygnąć . - Maleene , będziesz spać na podłodze .
- Ale ...
- Nie ma ale . Podłoga albo trawnik przed domem , ok ?
Nikt nie protestował .
- Swietnie , po sprawie - dodała i poszła wziąć prysznic .
Rozdział 19
- Tak ? Naprawdę ? Nie , no skąd .... Niby jak , mamo . Nie , nie ...
Karen od piętnastu minut rozmawiała z rodzicami .Ja i Caroline próbowałyśmy rozszyfrować czemu tak stanowczo zaprzecza przyjaciółka . Wreszcie Karen odłożyła komórkę i rzuciła się na łóżko .
- Tata znalazł moje MP3 pod domem . Byli przekonani , że zabrałam ją ze sobą i myśleli , że ich w nocy odwiedziłam . Nie do końca mijali się z prawdą .
- Nie zamierzasz im o wszystkim powiedzieć ?
- A po co ?
No właśnie : po co ? Głupio zapytałam .
- Wiecie co ? Jest już krótko przed dziesiątą . Lepiej się pospieszmy .
Pierwszy tydzień nauki dobiegał końca . Wszystkie trzy miałyśmy spore zaległości z dnia wczorajszego , a ja i Caroline dodatkowo jeszcze ze środy . Nie było okazji , by to nadrobić , więc wkroczyłam do szkoły z wielką gulą w gardle , której nie mogłam się pozbyć .
- Jak myślicie , jaką dostaniemy karę ?- zadałam raczej retoryczne pytanie , bo żadna z dziewczyn się nie odezwała .
Na szkolnym korytarzu roiło się od uczniów . Młodsi biegali po kątach , a starsi rozmawiali na luźne tematy . Wszędzie panował gwar i hałas charakterystyczny dla tego miejsca . Skierowałyśmy sie w stronę klasy do wróżbiarstwa . Nagle ktoś uszczypnął mnie delikatnie w plecy .
- Auć ! Car , nie żartuj sobie , to bola ...
Odwróciłam się i zobaczyłam , że to nie Caroline . Ubrana w najnowsze ciuchy , niezaprzeczalnie z najdoskonalszych sklepów Hollywood stała dziewczyna , urodą przypominająca gwiazdę estrady . Wyzywający makijaż i idealna fryzura sprawiały , że chłopcy zapatrzeni wpadali w ściany , a dziewczęta nerwowo wyciągały lusterka i poprawiały włosy . Pomimo piękna i wdzięku , nieznajoma uśmiechała się kpiąco , i patrzyła lekceważąco .
- Taak , myślałam , że są innego pokroju - mruknęła pod nosem i dodała już głośniej miażdżąc nas spojrzeniem i wzrostem , jakiego nadawały jej buty na niebotycznych szpilkach .- Szukam klasy do ... niech popatrzę ... do okrzyków wojennych - przesylabizowała z obrzydzeniem .
Stałam jak wryta .
- Eeee ... W prawo i prosto . A tak w ogóle to jestem Carmen - podałam jej rękę .
- Maleene - burknęła i odwróciła się na pięcie . Za chwilę nie było już jej widać .
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po skończonych lekcjach wracałyśmy do domu .
- Ale lala , co nie ?
- No , zacna - zażartowałam .
- Nie zacna , tylko chamska , dumna i do szpiku kości zepsuta - wyliczyła Caroline .
- Nawet dobrze jej nie znasz . Nie mów tak .
- To widać od razu . Jest piękna , bogata , niemiła , lecz pociągająca .
- Aaa , boisz się , że Dan zawiesi na niej oko ?- mrugnęłam porozumiewawczo do Karen . Zachichotała .
- Wcale nie jestem zazdrosna . Tylko sugeruję , że powinnaś pilnować swojego Keitha - oburzyła się Caroline .
- To dowodzi tylko jednego : uważasz Keitha za przystojniejszego i bardziej pociągającego chłopaka od Dana .
- Wcale nie ! Keith jest aroganckim , egoistycznym , natrętnym idiotą , który aby zdobyć dziewczynę , całuje ją po kątach i zagląda w okno robiąc wariackie , nienormalnie i zupełnie głupowate miny !- Caroline prawie się zakrztusiła wyliczając całą listę określeń .
We mnie coś się zagotowało . Miałam dość tej nietolerancji ze strony współlokatorek . Coś we mnie pękło .
- Jeśli jesteś moją przyjaciółką , powinnaś akceptować mnie oraz moje upodobania !!! Nie pozwolę , żebyś otwarcie krytykowała Keitha tylko dlatego , że twój Dan jest chodzącym ideałem ! Nie zabraniam tobie myślenia o nim , co tylko sobie chcesz , ale w mojej obecności proszę o natychmiastowe milczenie na jego temat ! Gdybym ja zaczęła wyliczać co mi się w tobie nie podoba , już dawno byłabyś moim wrogiem !!!
- Ale ja mam prawo , mówić o wszystkim , wolność słowa .
Odwróciłam się od niej i pobiegłam w przeciwnym kierunku , gdzie nadchodził Keith w asyście kolegów z klasy i samej Maleen uwieszonej na nim jak na wieszaku . Spojrzał na mnie z trwogą . Z moich oczu popłynęły łzy . Uciekłam wymijając po drodze kilku nauczycieli .
Karen od piętnastu minut rozmawiała z rodzicami .Ja i Caroline próbowałyśmy rozszyfrować czemu tak stanowczo zaprzecza przyjaciółka . Wreszcie Karen odłożyła komórkę i rzuciła się na łóżko .
- Tata znalazł moje MP3 pod domem . Byli przekonani , że zabrałam ją ze sobą i myśleli , że ich w nocy odwiedziłam . Nie do końca mijali się z prawdą .
- Nie zamierzasz im o wszystkim powiedzieć ?
- A po co ?
No właśnie : po co ? Głupio zapytałam .
- Wiecie co ? Jest już krótko przed dziesiątą . Lepiej się pospieszmy .
Pierwszy tydzień nauki dobiegał końca . Wszystkie trzy miałyśmy spore zaległości z dnia wczorajszego , a ja i Caroline dodatkowo jeszcze ze środy . Nie było okazji , by to nadrobić , więc wkroczyłam do szkoły z wielką gulą w gardle , której nie mogłam się pozbyć .
- Jak myślicie , jaką dostaniemy karę ?- zadałam raczej retoryczne pytanie , bo żadna z dziewczyn się nie odezwała .
Na szkolnym korytarzu roiło się od uczniów . Młodsi biegali po kątach , a starsi rozmawiali na luźne tematy . Wszędzie panował gwar i hałas charakterystyczny dla tego miejsca . Skierowałyśmy sie w stronę klasy do wróżbiarstwa . Nagle ktoś uszczypnął mnie delikatnie w plecy .
- Auć ! Car , nie żartuj sobie , to bola ...
Odwróciłam się i zobaczyłam , że to nie Caroline . Ubrana w najnowsze ciuchy , niezaprzeczalnie z najdoskonalszych sklepów Hollywood stała dziewczyna , urodą przypominająca gwiazdę estrady . Wyzywający makijaż i idealna fryzura sprawiały , że chłopcy zapatrzeni wpadali w ściany , a dziewczęta nerwowo wyciągały lusterka i poprawiały włosy . Pomimo piękna i wdzięku , nieznajoma uśmiechała się kpiąco , i patrzyła lekceważąco .
- Taak , myślałam , że są innego pokroju - mruknęła pod nosem i dodała już głośniej miażdżąc nas spojrzeniem i wzrostem , jakiego nadawały jej buty na niebotycznych szpilkach .- Szukam klasy do ... niech popatrzę ... do okrzyków wojennych - przesylabizowała z obrzydzeniem .
Stałam jak wryta .
- Eeee ... W prawo i prosto . A tak w ogóle to jestem Carmen - podałam jej rękę .
- Maleene - burknęła i odwróciła się na pięcie . Za chwilę nie było już jej widać .
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po skończonych lekcjach wracałyśmy do domu .
- Ale lala , co nie ?
- No , zacna - zażartowałam .
- Nie zacna , tylko chamska , dumna i do szpiku kości zepsuta - wyliczyła Caroline .
- Nawet dobrze jej nie znasz . Nie mów tak .
- To widać od razu . Jest piękna , bogata , niemiła , lecz pociągająca .
- Aaa , boisz się , że Dan zawiesi na niej oko ?- mrugnęłam porozumiewawczo do Karen . Zachichotała .
- Wcale nie jestem zazdrosna . Tylko sugeruję , że powinnaś pilnować swojego Keitha - oburzyła się Caroline .
- To dowodzi tylko jednego : uważasz Keitha za przystojniejszego i bardziej pociągającego chłopaka od Dana .
- Wcale nie ! Keith jest aroganckim , egoistycznym , natrętnym idiotą , który aby zdobyć dziewczynę , całuje ją po kątach i zagląda w okno robiąc wariackie , nienormalnie i zupełnie głupowate miny !- Caroline prawie się zakrztusiła wyliczając całą listę określeń .
We mnie coś się zagotowało . Miałam dość tej nietolerancji ze strony współlokatorek . Coś we mnie pękło .
- Jeśli jesteś moją przyjaciółką , powinnaś akceptować mnie oraz moje upodobania !!! Nie pozwolę , żebyś otwarcie krytykowała Keitha tylko dlatego , że twój Dan jest chodzącym ideałem ! Nie zabraniam tobie myślenia o nim , co tylko sobie chcesz , ale w mojej obecności proszę o natychmiastowe milczenie na jego temat ! Gdybym ja zaczęła wyliczać co mi się w tobie nie podoba , już dawno byłabyś moim wrogiem !!!
- Ale ja mam prawo , mówić o wszystkim , wolność słowa .
Odwróciłam się od niej i pobiegłam w przeciwnym kierunku , gdzie nadchodził Keith w asyście kolegów z klasy i samej Maleen uwieszonej na nim jak na wieszaku . Spojrzał na mnie z trwogą . Z moich oczu popłynęły łzy . Uciekłam wymijając po drodze kilku nauczycieli .
środa, 25 lipca 2012
Rozdział 18
- Czas na kilka wyjaśnień- zaczęłam , gdy wszyscy powoli wracaliśmy do domu ciemnym tunelem . Brakowało tylko Damaris , która w niezwykły sposób ulotniła się w powietrzu . Popatrzyłam pytająco na Karen .
- Od czego mam zacząć ?
- Najlepiej od początku - pwiedział Keith .
Karen zerknęła na niego zjadliwie , mając ochotę skoczyć mu do gardła . Nie miałam pojęcia dlaczego . Przecież jest taki słodki . Cały czas trzymałam go za rękę . Chociaż wiedziałam , że nic mi nie grozi , nawet gdybym była oddalona od niego o kilka metrów , to i tak wolałam być bliżej . Czułam się otoczona dwiema kratami , przez które nikt nie może się przedrzeć .
- No więc , przez wasze szlabany , dziewczyny , zostałam sama z naszymi planami na popołudnie . Po lekcjach poszłam do Damaris , która wyjaśniła mi jak mogę się dostać do domu . Postanowiłam , że sama dam sobie radę . Przypadkowo poznałam Owena Morgisa , który uznał , że zakochał się we mnie od pierwszego wejrzenia . Pozornie był bardzo przystojny i szlachetny , bo chciał za mną skakać nawet w ogień i chyba to mnie do niego przekonało . Nie można powiedzieć , że się w nim zabujałam , bo znałam go niedługo , ale uznałam , że warto mieć u boku kogoś , kto w razie niebezpieczeństwa mi pomoże . Wzięłam go ze sobą . Cudem udało nam się przejść przez te tunele . Była to zasługa Owena , ponieważ miał dar zabijania wzrokiem . Cokolwiek zrobił , czynił z siebie bohatera , wypinał dumnie pierś i chwalił się swoją odwagą . Ja głupia mu ufałam . Do domu trafiłam w samą porę . Działy się tam straszne rzeczy . Te zjawy rzucały straszne czary i uroki w moich rodziców , a oni byli na skraju wyczerpania . Nie znałam żadnych czarów , a spoglądanie przez sciany by mi się nie przydało , więc walczyłam z nimi zupełnie niemagicznie . Owen zaskoczony śmiertelną powaga sytuacji uciekł do komórki na narzędzia ogrodnicze . Nie miałam pojęcia gdzie poszedł , byłam sam na sam z potworami . Wtedy nastąpił wybuch i sami wiecie co dalej ...
- Biedny Owen , dostał kilka uderzeń i o mało się nie rozpłakał - śmiałam się .
- A wy ? I on ?- zapytała Karen patrząc na Keitha z pogardą .
Opowiedzieliśmy jej o wszystkim . Za każdym razem gdy padało imię Keitha przyjaciółki krzywiły się z pogardą . Postanowiłam poruszyć wreszcie ten temat .
- Dziewczyny , dlaczego tak nie lubicie Keitha ? W pewnym sensie uratował ci zycie , Karen .
Koleżanki uznały za mało stosowne mówienie o chłopaku w jego obecności . Wzruszały ramionami i dawały mi porozumiewawcze znaki .
- Właśnie . Dlaczego mnie nie lubicie ? Chętnie posłucham .
Caroline i Karen poczuły się osaczone . Nie miały wyjścia. Albo uciekają w głuchą noc i stają się posiłkiem dla skrzatów albo nam się spowiadają . Wybór był wiadomy .
-Jakoś tak samo wyszło ... Bez powodu - zaczęła Caroline .
- Powód zawsze jest - nalegałam .
- To jest wyjątek od tej reguły . Po prostu jestesmy uprzedzone co do niego - podsumowała Karen uznając temat za zamknięty .
- W takim razie musicie przywyknać do tego , że jest moim chłopakiem - oznajmiłam .
Dopiero teraz dziewczyny zobaczyły nasze złączone ręce . Popatrzyły , jakbym robiła największy bład w swoim życiu . Chyba nigdy nie dowiem się o co im chodz - pomyślałam.
Keith też zerkał na mnie inaczej . Wyraźnie zszokowała go moja wypowiedź . Sama nie wiedziałam , dlaczego to robię , ale wydawało mi się to naturalne .
- Słuchajcie . Nie wiem jak wy ale ja straciłam zupełnie rachubę czasu . Wie ktoś , która jest godzina ?- zmieniłam temat .
- Dochodzi czternasta - odpowiedział Keith patrząc mi w oczy , jak gdyby to było miłosne wyznanie .
- Lekcje się kończą , a ja jestem potwornie zmęczona . Możemy przyspieszyć - popędziła Caroline .
Po kilku minutach zdrowego marszu znaleźliśmy się na powierzchni i wreszcie mogliśmy odetchnąć świeżym powietrzem . Ulżyło mi . Już niczym nie musiałam się martwić . No , chyba tylko jutrzejszymi lekcjami ...
Przyjaciółki nie oglądając się na nikogo , chyba obrażone , poszły do domu odsypiać zarwaną nockę . Chciałam iść z nimi , ale Keith przytrzymał mnie za rękę . Otworzył usta by mi coś powiedzieć , ale przerwałam mu :
- To chyba nie jest dobre miejsce ...
Oddaliliśmy się od domu Barrena i stanęliśmy na ścieżce pomiędzy drzewami .
Chłopak znów chciał coś z siebie wyrzucić , ale ponownie mu przerwałam .
- Nic nie mów .
Lekko pocałowałam go w usta . Chciałam już iść , kiedy Keith znowu mnie zatrzymał . Całował teraz długo , nie chcąc bym szła . Było mi dobrze , bardzo dobrze ...
Mieliśmy poważne problemy z rozstaniem . Ja chyba zakochałam się na amen .
- Moze wieczorem ... przyjdę po ciebie . Chcesz ?
- Aha . Przyjdź .
Do domu trafiłam pół godziny później niż przyjaciółki. Smacznie spały rozłożone na łóżkach jak susły . Pootwierane szafi i niedomknięta lodówka świadczyły o tym , że szukały jedzenia , ale obeszły się smakiem .Położyłam się u siebie i też zasnęłam .
- Od czego mam zacząć ?
- Najlepiej od początku - pwiedział Keith .
Karen zerknęła na niego zjadliwie , mając ochotę skoczyć mu do gardła . Nie miałam pojęcia dlaczego . Przecież jest taki słodki . Cały czas trzymałam go za rękę . Chociaż wiedziałam , że nic mi nie grozi , nawet gdybym była oddalona od niego o kilka metrów , to i tak wolałam być bliżej . Czułam się otoczona dwiema kratami , przez które nikt nie może się przedrzeć .
- No więc , przez wasze szlabany , dziewczyny , zostałam sama z naszymi planami na popołudnie . Po lekcjach poszłam do Damaris , która wyjaśniła mi jak mogę się dostać do domu . Postanowiłam , że sama dam sobie radę . Przypadkowo poznałam Owena Morgisa , który uznał , że zakochał się we mnie od pierwszego wejrzenia . Pozornie był bardzo przystojny i szlachetny , bo chciał za mną skakać nawet w ogień i chyba to mnie do niego przekonało . Nie można powiedzieć , że się w nim zabujałam , bo znałam go niedługo , ale uznałam , że warto mieć u boku kogoś , kto w razie niebezpieczeństwa mi pomoże . Wzięłam go ze sobą . Cudem udało nam się przejść przez te tunele . Była to zasługa Owena , ponieważ miał dar zabijania wzrokiem . Cokolwiek zrobił , czynił z siebie bohatera , wypinał dumnie pierś i chwalił się swoją odwagą . Ja głupia mu ufałam . Do domu trafiłam w samą porę . Działy się tam straszne rzeczy . Te zjawy rzucały straszne czary i uroki w moich rodziców , a oni byli na skraju wyczerpania . Nie znałam żadnych czarów , a spoglądanie przez sciany by mi się nie przydało , więc walczyłam z nimi zupełnie niemagicznie . Owen zaskoczony śmiertelną powaga sytuacji uciekł do komórki na narzędzia ogrodnicze . Nie miałam pojęcia gdzie poszedł , byłam sam na sam z potworami . Wtedy nastąpił wybuch i sami wiecie co dalej ...
- Biedny Owen , dostał kilka uderzeń i o mało się nie rozpłakał - śmiałam się .
- A wy ? I on ?- zapytała Karen patrząc na Keitha z pogardą .
Opowiedzieliśmy jej o wszystkim . Za każdym razem gdy padało imię Keitha przyjaciółki krzywiły się z pogardą . Postanowiłam poruszyć wreszcie ten temat .
- Dziewczyny , dlaczego tak nie lubicie Keitha ? W pewnym sensie uratował ci zycie , Karen .
Koleżanki uznały za mało stosowne mówienie o chłopaku w jego obecności . Wzruszały ramionami i dawały mi porozumiewawcze znaki .
- Właśnie . Dlaczego mnie nie lubicie ? Chętnie posłucham .
Caroline i Karen poczuły się osaczone . Nie miały wyjścia. Albo uciekają w głuchą noc i stają się posiłkiem dla skrzatów albo nam się spowiadają . Wybór był wiadomy .
-Jakoś tak samo wyszło ... Bez powodu - zaczęła Caroline .
- Powód zawsze jest - nalegałam .
- To jest wyjątek od tej reguły . Po prostu jestesmy uprzedzone co do niego - podsumowała Karen uznając temat za zamknięty .
- W takim razie musicie przywyknać do tego , że jest moim chłopakiem - oznajmiłam .
Dopiero teraz dziewczyny zobaczyły nasze złączone ręce . Popatrzyły , jakbym robiła największy bład w swoim życiu . Chyba nigdy nie dowiem się o co im chodz - pomyślałam.
Keith też zerkał na mnie inaczej . Wyraźnie zszokowała go moja wypowiedź . Sama nie wiedziałam , dlaczego to robię , ale wydawało mi się to naturalne .
- Słuchajcie . Nie wiem jak wy ale ja straciłam zupełnie rachubę czasu . Wie ktoś , która jest godzina ?- zmieniłam temat .
- Dochodzi czternasta - odpowiedział Keith patrząc mi w oczy , jak gdyby to było miłosne wyznanie .
- Lekcje się kończą , a ja jestem potwornie zmęczona . Możemy przyspieszyć - popędziła Caroline .
Po kilku minutach zdrowego marszu znaleźliśmy się na powierzchni i wreszcie mogliśmy odetchnąć świeżym powietrzem . Ulżyło mi . Już niczym nie musiałam się martwić . No , chyba tylko jutrzejszymi lekcjami ...
Przyjaciółki nie oglądając się na nikogo , chyba obrażone , poszły do domu odsypiać zarwaną nockę . Chciałam iść z nimi , ale Keith przytrzymał mnie za rękę . Otworzył usta by mi coś powiedzieć , ale przerwałam mu :
- To chyba nie jest dobre miejsce ...
Oddaliliśmy się od domu Barrena i stanęliśmy na ścieżce pomiędzy drzewami .
Chłopak znów chciał coś z siebie wyrzucić , ale ponownie mu przerwałam .
- Nic nie mów .
Lekko pocałowałam go w usta . Chciałam już iść , kiedy Keith znowu mnie zatrzymał . Całował teraz długo , nie chcąc bym szła . Było mi dobrze , bardzo dobrze ...
Mieliśmy poważne problemy z rozstaniem . Ja chyba zakochałam się na amen .
- Moze wieczorem ... przyjdę po ciebie . Chcesz ?
- Aha . Przyjdź .
Do domu trafiłam pół godziny później niż przyjaciółki. Smacznie spały rozłożone na łóżkach jak susły . Pootwierane szafi i niedomknięta lodówka świadczyły o tym , że szukały jedzenia , ale obeszły się smakiem .Położyłam się u siebie i też zasnęłam .
----------------------------------------------------------------------------------
- Dlaczego to zrobiłaś ?
- Co ?
- No wiesz , ty i ja ...
- Może cos w tobie zobaczyłam ... nie wiem .
-Kocham cię wiesz ?
- Ja ciebie też .
- Czyżby ?
- Tak . Na pewno .
Szłam przytulona do Keitha przez osadę . Zauważyłam , że kwitło tutaj życie toważyskie . Dużo było tutaj barów , klubów i dancingów , alejami spacerowały podobne do nas pary . Nie byliśmy wyjątkiem .
- Może gdzieś wstąpimy , napijemy się czegoś , potańczymy ?
- Czemu nie .
Skręciliśmy do najbliższej restauracji , z której płynęła nastrojowa muzyka . Nie było tam zbyt dużo ludzi . Tak w sam raz .
Keith zamówił dwa napoje . Usiedliśmy przy stoliku . Między nami panwała idealna cisza . Nikt nie chciał jej przerywać czymś niepotrzebnym . Po prostu na siebie patrzyliśmy . To wystarczało .
- Zatańczysz ?- zapytał , gdy z głośników popłynęła delikatna , cicha melodia .
- Jasne .
Przytuliłam się do niego . Kołysaliśmy się w rytm powolnej piosenki , czasami patrząc sobie w oczy , a czasami po prostu tuląc się do siebie . Niekiedy odczuwałam potrzebę pocałowania go . On też .
Tańczyliśmy tak przez dłuższy czas nie mogac się rozstać . Ilekroć pomyślałam o powrocie do domu robiło mi się smutno i pusto na sercu . Uświadomiłam sobie , że keith jest dla mnie kimś najważniejszym .
- Muszę już wracać do domu . Wybacz .
- No tak . Jutro buda . Zapomniałem .
Odprowadził mnie do domu i jeszcze długo przytulał i całował pod drzwiami . Potem odszedł . Czr nocy prysł .
- ja
- Karen
- Caroline
![](http://3.bp.blogspot.com/-BQp-E9EYuso/TObhLGEeNdI/AAAAAAAAJRQ/9u_wHMPgxQ4/s400/9e1fa1ead6e6d4c52f6edafdb7a86e09.jpg)
![](http://data.whicdn.com/images/33816024/tumblr_m7zrpkgaer1rpb8p8o1_500_large.png)
![](http://data.whicdn.com/images/33845554/rblog2_large.jpg)
wtorek, 24 lipca 2012
Rozdział 17
- Ja spowoduję kilka wybuchów , a wy idźcie i zabierzcie Karen i jej rodziców w bezpieczne miejsce - rozkazała Caroline .
Od razu zabraliśmy się do roboty . Podeszłam do Karen .
- Jak się czują ?- wskazałam na kobietę i mężczyznę leżących na posadzce . Mama przyjaciółki była piękną kobietą o rudych włosach i bladej cerze . Naprawdę , zazdrościłam jej urody . Ojciec był przystojnym mężczyzną o krótko przystrzyżonych włosach i starannie wymodelowanej brodzie . Już wiem , po kim Karen odziedziczyła nadzwyczajną urodę .
- Są nieprzytomni , ale żyją . Mają kilka zadrapań po tym wybuchu - lekko się uśmiechnęła .- Będzie dobrze .
- A gdzie twój brat ?
- Na obozie . Nic jeszcze nie wie .
- I nic narazie nie powinien wiedzieć .
- No .
Z pomocą Keitha udało nam się przenieść rodziców Karen na dalszą część podwórka pod rozłożyste drzewo , to był chyba klon - zawsze się mylę . Nakazaliśmy dziewczynie , by tam siedziała i ich pilnowała .
- Caroline właśnie rozbraja te stwory - powiedziałam .
Karen udała przestraszoną . Ale tak naprawdę , wiedziałyśmy , że jeżeli Caroline czegoś chce , to dopnie swego . Okazało się , że jest najbardziej poukładaną osobą z całej naszej trójki.
- Dobra , lecimy . Może potrzebna jest pomoc .
Wział mnie za rękę . Wstąpiła we mnie taka niemoc , że nie miałam siły się wyrwać . Może nawet nie chciałam . Keith pociągnął mnie za sobą . Z daleka przyjemnie było patrzeć , jak Caroline powoduje wybuchy tych zjaw , ale wiedzieliśmy , że to nie przelewki . Opróch ogniowych kul , wokoło latały również zaklęcia ,których mocy nie mogliśmy przewidzieć .
- Jesteś w stanie coś zdziałać bez różdżki ? - zapytałam .
- Dla ciebie wszystko - to po prostu mną wstrząsnęło . On zachowuje się jakbym była jego własnością . Popatrzyłam na nasze ręce złączone w uścisku . Tak właściwie to nie ... To znaczy tak . Jestem jego własnością .
- No to proszę . zrób to d l a m n i e - pocałowałam go w policzek . Popatrzył na mnie zdziwiony . Też w to nie wierzę .
Keith wykrzyczał coś w obcym języku . Domyśliłam się co chce zrobić .
- Nie !!!- zainterweniowałam .- Nie zwołuj ich . Gdyby ktoś z ludzi niemagicznych zobaczył te skrzaty , byłby skandal . Nie zapominaj do jakiej szkoły należysz .
- Nie martw się . Te zjawy , z którymi walczy Caroline użyły specjalnych zaklęć , by uniknąć kontaktu z takimi ludźmi . Zaufaj mi .
Pod jego spojrzeniem , po prostu mdlałam . Zauważyłam , że jest niczego sobie ...
W oddali usłyszałam głośne kroki . Z czasem wyłoniło się stado skrzatów . Nie byli tacy mali , jak pokazują w baśniach . Byli ogromni , niczym ogry z ,, Gumisiów " . W samą porę , bo Caroline miała wyraźne kłopoty z koncentracją . Często nie trafiała w cel . Keith kazał się jej wycofać , pogulgotał coś jeszcze do skrzatów i oddalił się . Pociągnął mnie za sobą .
- Caroline , choć , oni sobie sami poradzą .
Mało brakowało , a zderzylibyśmy się z młodym chłopakiem . Miał brązowe , postawione na jeża włosy . Oczy miał przestraszone i niepewne .
Karen , do której się zbliżaliśmy popatrzyła na niego z nienawiścią .
- Kto to jest ?- zapytałam zdezorientowana .
Przyjaciółka nie słuchała mnie , ale podeszła do chłopaka i przyłożyła mu z płatka .
- Ty .... mówiłeś , że mnie kochasz ... że możesz skoczyć za mną nawet w ogień ... ty chamie ! Idź ode mnie , precz !
Patrzyłam na tą scenę zaskoczona wybuchem furii Karen . Była wściekła , a zarazem rozczarowana . Powoli domyślałam się o co chodzi .
Chłopak odszedł spuszczając głowę . Jednak coś w jego oczach mówiło , że niczego tak nie żałuje , jak spotkania Karen ...
- Dobra . Nie wiem co tu jest grane , ale mam nadzieję ,że wkrótce się dowiem , prawda ?- zapytał Keith.
- Może ...- powiedziała tajemniczo Karen , zadowolona z efektu jaki wywołała .
W chwilę potem nadeszła cała zgraja skrzatów . Chyba wykonali zadanie , bo wyglądali na usatysfakcjonowanych . Nie myliłam się . Po zjawach nie było śladu . Pozostały tylko zgliszcza po domu Karen .
- Gdzie twoi rodzice teraz będą mieszkać ?- zaniepokoiłam się .
- Nie mam bladego pojęcia . A może Damaris pomoże ?
Teraz ona wierzyła w dobroć Damaris . Ja , prawdę powiedziawszy, zwątpiłam . Gdyby jej na nas zależało z pewnością by nam pomogła .
- Nie wiem , czy jej się zechce .
Opowiedziałam , o tym co w tej chwili czułam . Pustka , rozczarowanie , byłam zawiedziona .
- Myślę , że ona nad wami czuwała , tylko pozwoliła działać samym . Nie wierzę , że was opuściła .
- Keith ma rację . byłam niedaleko - z drzewa , pod którym siedzieliśmy zeskoczyła zwinnymi ruchami Damaris w całej swojej krasie .- Chciałam was sprawdzić . W razie niebezpieczeństwa pomogłabym wam .
Nie mogłam uwierzyć w to co widziałam . No tak ,cała Damaris ...
- Co się stało z moimi rodzicami ? Będą żyli ? - pytała Karen .
- Oni tylko śpią zwykłym snem . Dobrze by było , gdybyście anieśli ich do łóżek .
- Ale dom to jedna wielka ruina . Jak mamy to zrobić ?
- Tym już się zajęłam . Magia nie zna ograniczeń - mrugnęła do nas tajemniczo .
Na miejscu pozostałości po starym domu stało nowe , dokładnie takie samo mieszkanie . Wierzyłam Damaris . Magia nie zna ograniczeń .
Doprowadziliśmy wszystko do idealnego porzadku łącznie z rodzicami Karen . Pora wracać do szkoły .
Od razu zabraliśmy się do roboty . Podeszłam do Karen .
- Jak się czują ?- wskazałam na kobietę i mężczyznę leżących na posadzce . Mama przyjaciółki była piękną kobietą o rudych włosach i bladej cerze . Naprawdę , zazdrościłam jej urody . Ojciec był przystojnym mężczyzną o krótko przystrzyżonych włosach i starannie wymodelowanej brodzie . Już wiem , po kim Karen odziedziczyła nadzwyczajną urodę .
- Są nieprzytomni , ale żyją . Mają kilka zadrapań po tym wybuchu - lekko się uśmiechnęła .- Będzie dobrze .
- A gdzie twój brat ?
- Na obozie . Nic jeszcze nie wie .
- I nic narazie nie powinien wiedzieć .
- No .
Z pomocą Keitha udało nam się przenieść rodziców Karen na dalszą część podwórka pod rozłożyste drzewo , to był chyba klon - zawsze się mylę . Nakazaliśmy dziewczynie , by tam siedziała i ich pilnowała .
- Caroline właśnie rozbraja te stwory - powiedziałam .
Karen udała przestraszoną . Ale tak naprawdę , wiedziałyśmy , że jeżeli Caroline czegoś chce , to dopnie swego . Okazało się , że jest najbardziej poukładaną osobą z całej naszej trójki.
- Dobra , lecimy . Może potrzebna jest pomoc .
Wział mnie za rękę . Wstąpiła we mnie taka niemoc , że nie miałam siły się wyrwać . Może nawet nie chciałam . Keith pociągnął mnie za sobą . Z daleka przyjemnie było patrzeć , jak Caroline powoduje wybuchy tych zjaw , ale wiedzieliśmy , że to nie przelewki . Opróch ogniowych kul , wokoło latały również zaklęcia ,których mocy nie mogliśmy przewidzieć .
- Jesteś w stanie coś zdziałać bez różdżki ? - zapytałam .
- Dla ciebie wszystko - to po prostu mną wstrząsnęło . On zachowuje się jakbym była jego własnością . Popatrzyłam na nasze ręce złączone w uścisku . Tak właściwie to nie ... To znaczy tak . Jestem jego własnością .
- No to proszę . zrób to d l a m n i e - pocałowałam go w policzek . Popatrzył na mnie zdziwiony . Też w to nie wierzę .
Keith wykrzyczał coś w obcym języku . Domyśliłam się co chce zrobić .
- Nie !!!- zainterweniowałam .- Nie zwołuj ich . Gdyby ktoś z ludzi niemagicznych zobaczył te skrzaty , byłby skandal . Nie zapominaj do jakiej szkoły należysz .
- Nie martw się . Te zjawy , z którymi walczy Caroline użyły specjalnych zaklęć , by uniknąć kontaktu z takimi ludźmi . Zaufaj mi .
Pod jego spojrzeniem , po prostu mdlałam . Zauważyłam , że jest niczego sobie ...
W oddali usłyszałam głośne kroki . Z czasem wyłoniło się stado skrzatów . Nie byli tacy mali , jak pokazują w baśniach . Byli ogromni , niczym ogry z ,, Gumisiów " . W samą porę , bo Caroline miała wyraźne kłopoty z koncentracją . Często nie trafiała w cel . Keith kazał się jej wycofać , pogulgotał coś jeszcze do skrzatów i oddalił się . Pociągnął mnie za sobą .
- Caroline , choć , oni sobie sami poradzą .
Mało brakowało , a zderzylibyśmy się z młodym chłopakiem . Miał brązowe , postawione na jeża włosy . Oczy miał przestraszone i niepewne .
Karen , do której się zbliżaliśmy popatrzyła na niego z nienawiścią .
- Kto to jest ?- zapytałam zdezorientowana .
Przyjaciółka nie słuchała mnie , ale podeszła do chłopaka i przyłożyła mu z płatka .
- Ty .... mówiłeś , że mnie kochasz ... że możesz skoczyć za mną nawet w ogień ... ty chamie ! Idź ode mnie , precz !
Patrzyłam na tą scenę zaskoczona wybuchem furii Karen . Była wściekła , a zarazem rozczarowana . Powoli domyślałam się o co chodzi .
Chłopak odszedł spuszczając głowę . Jednak coś w jego oczach mówiło , że niczego tak nie żałuje , jak spotkania Karen ...
- Dobra . Nie wiem co tu jest grane , ale mam nadzieję ,że wkrótce się dowiem , prawda ?- zapytał Keith.
- Może ...- powiedziała tajemniczo Karen , zadowolona z efektu jaki wywołała .
W chwilę potem nadeszła cała zgraja skrzatów . Chyba wykonali zadanie , bo wyglądali na usatysfakcjonowanych . Nie myliłam się . Po zjawach nie było śladu . Pozostały tylko zgliszcza po domu Karen .
- Gdzie twoi rodzice teraz będą mieszkać ?- zaniepokoiłam się .
- Nie mam bladego pojęcia . A może Damaris pomoże ?
Teraz ona wierzyła w dobroć Damaris . Ja , prawdę powiedziawszy, zwątpiłam . Gdyby jej na nas zależało z pewnością by nam pomogła .
- Nie wiem , czy jej się zechce .
Opowiedziałam , o tym co w tej chwili czułam . Pustka , rozczarowanie , byłam zawiedziona .
- Myślę , że ona nad wami czuwała , tylko pozwoliła działać samym . Nie wierzę , że was opuściła .
- Keith ma rację . byłam niedaleko - z drzewa , pod którym siedzieliśmy zeskoczyła zwinnymi ruchami Damaris w całej swojej krasie .- Chciałam was sprawdzić . W razie niebezpieczeństwa pomogłabym wam .
Nie mogłam uwierzyć w to co widziałam . No tak ,cała Damaris ...
- Co się stało z moimi rodzicami ? Będą żyli ? - pytała Karen .
- Oni tylko śpią zwykłym snem . Dobrze by było , gdybyście anieśli ich do łóżek .
- Ale dom to jedna wielka ruina . Jak mamy to zrobić ?
- Tym już się zajęłam . Magia nie zna ograniczeń - mrugnęła do nas tajemniczo .
Na miejscu pozostałości po starym domu stało nowe , dokładnie takie samo mieszkanie . Wierzyłam Damaris . Magia nie zna ograniczeń .
Doprowadziliśmy wszystko do idealnego porzadku łącznie z rodzicami Karen . Pora wracać do szkoły .
niedziela, 22 lipca 2012
Rozdział 16
U wyjścia z tunelu stał przedmiot kształtem przypominający wagę . Próbowałam ominąć to coś , ale za każdym razem jakaś siła spychała mnie z powrotem do pieczary .
- Chyba musimy tego użyć - odkryłam .
- No jasne , że musimy głuptasku - popatrzył na mnie jakbym była jego dziewczyną . Nie powiem , nie denerwowało mnie to .
- A potrafisz się tym posługiwać ?- zapytała Caroline . Obecność Keitha wyraźnie ją wkurzała .
- No jasne . To nie pierwsza moja tak tajemnicza wyprawa- puścił do mnie oko . Dobrze , że było ciemno . Byłam przynajmniej pewna , że nie zauważył mojego rumieńca i uśmiechu , którego nie mogłam pohamować .
Wypytał nas o miejsce zamieszkania Karen i wyklikał :USA , stan Arizona , Phoenix , Minerstreed 45a .
W ciągu kilku sekund , przebyliśmy odległość do tego miejsca . Widziałam tylko rozmazane kontury drzew i domów . Źle znosiłam podróż . Gdy jakaś siła wyrzuciła mnie na trawę pod domem Karen , poczułam , że więcej nie wytrzymam . Uciekłam w pobliskie krzewy i zwróciłam co nieco .
- Jestem obrzydliwa , wiem - podsumowałam .
- Nie tylko ty - uśmiechnął się Keith i wskazał na Caroline , która chyba załatwiała to samo .
Budził się ranek . Tak właściwie było jeszcze ciemno , ale słychać już było ludzi , wyjeżdżających do pracy . Były to nieliczne osoby , bo w wielu domach było jeszcze sennie . Wyjątkiem był dom Karen . Dochodziły stamtąd dziwne jęki . krzyki i dźwięki demolowanego mieszkania .
- Chodźmy , tam się coś dzieje - powiedziałam i pobiegłam do wejścia . Nie zdążyłam nacisnąć klamki , a już jakieś potężne moce odrzuciły mnie od drzwi . Próbowałam kilkakrotnie , lecz wciąż lądowałam na trawie .
- Ja spróbuję - zaproponował Keith .- Abarakus !
Nic nie pomogło . Nawet zaszkodziło , bo złamało mu różdżkę .
- To bardzo silne zaklęcie - podsumował.- Cały dom jest nim strzeżony . Nie ma szans , by tam wejść .
- Nawet najmniejszych ?- niepokoiłam się .
- Można w niego walnąć jeszcze silniejszym zaklęciem , ale moja różdżka się do tego nie przyda ze względu na stan techniczny , a wy jeszcze swoich nie macie . Nie mam pojęcia co robić .
Caroline patrzyła na tą sytuację ze stoickim spokojem .
- Ja wiem - powiedziała .
Skupiła się , wyciągnęła ręce ...
- Nie !!!!!!!! Możesz zrobić im krzywdę !- krzyknęłam .
- Nie , zrobię to . Lepiej żeby wszyscy zginęli inaczej ? Nie wszystko stracone . Może uda im się przeżyć.
To była najszybsza akcja Caroline . Ledwie zdążyła rozłożyć ręce , a już cały dom oderwał się od ziemi . Cała konstrukcja rozpadła się na miliony kawałków . Została tylko część muru od strony wschodniej . Przez chwilę panowała idealna cisza , ale po kilku minutach coś zaczęło ją zakłucać . Znów strzały .
Dotknęłam pozostałości po mieszkaniu Karen . Wciąż każda cegiełka odpychała od siebie , lecz z mniejszą mocą . Cała nasza trójka przeszła najostrożniej jak się dało do ,, środka " . Wszędzie było pełno rozwalonych mebli , ścian i wszystkiego , co jeszcze przed wybuchem było całe . Podłoga była zniszczona tylko w pewnym stopniu . Na ocalałym skrawku paneli stała Karen . Miała potargane włosy , posiniaczoną twarz , podarte ubranie . Głowę miała pochyloną nad dwiema osobami , rodzicami . Z rogu bylego pomieszczenia dochodziły strzały , huki . Podeszłam do tego miejsca . Znajdowała się tam zakapturzona postać . Jej twarz była niewidoczna . Z resztek meblościanki wyłoniły się jeszcze trzy takie zjawy . Wyglądały jakchodzące ciuchy , bez ciała . Znów usłyszałam strzały . To jedna z postaci celowała zaklęciami w Karen . Keith podbiegł do niej i w wielkim skupieniu wyczarował wokół niej kapsułę , od której odbijały się wszelkie uroki . Byłam pewna , że zjawy tak łatwo nie odpuszczą i wojna dopiero się zaczyna .
- Chyba musimy tego użyć - odkryłam .
- No jasne , że musimy głuptasku - popatrzył na mnie jakbym była jego dziewczyną . Nie powiem , nie denerwowało mnie to .
- A potrafisz się tym posługiwać ?- zapytała Caroline . Obecność Keitha wyraźnie ją wkurzała .
- No jasne . To nie pierwsza moja tak tajemnicza wyprawa- puścił do mnie oko . Dobrze , że było ciemno . Byłam przynajmniej pewna , że nie zauważył mojego rumieńca i uśmiechu , którego nie mogłam pohamować .
Wypytał nas o miejsce zamieszkania Karen i wyklikał :USA , stan Arizona , Phoenix , Minerstreed 45a .
W ciągu kilku sekund , przebyliśmy odległość do tego miejsca . Widziałam tylko rozmazane kontury drzew i domów . Źle znosiłam podróż . Gdy jakaś siła wyrzuciła mnie na trawę pod domem Karen , poczułam , że więcej nie wytrzymam . Uciekłam w pobliskie krzewy i zwróciłam co nieco .
- Jestem obrzydliwa , wiem - podsumowałam .
- Nie tylko ty - uśmiechnął się Keith i wskazał na Caroline , która chyba załatwiała to samo .
Budził się ranek . Tak właściwie było jeszcze ciemno , ale słychać już było ludzi , wyjeżdżających do pracy . Były to nieliczne osoby , bo w wielu domach było jeszcze sennie . Wyjątkiem był dom Karen . Dochodziły stamtąd dziwne jęki . krzyki i dźwięki demolowanego mieszkania .
- Chodźmy , tam się coś dzieje - powiedziałam i pobiegłam do wejścia . Nie zdążyłam nacisnąć klamki , a już jakieś potężne moce odrzuciły mnie od drzwi . Próbowałam kilkakrotnie , lecz wciąż lądowałam na trawie .
- Ja spróbuję - zaproponował Keith .- Abarakus !
Nic nie pomogło . Nawet zaszkodziło , bo złamało mu różdżkę .
- To bardzo silne zaklęcie - podsumował.- Cały dom jest nim strzeżony . Nie ma szans , by tam wejść .
- Nawet najmniejszych ?- niepokoiłam się .
- Można w niego walnąć jeszcze silniejszym zaklęciem , ale moja różdżka się do tego nie przyda ze względu na stan techniczny , a wy jeszcze swoich nie macie . Nie mam pojęcia co robić .
Caroline patrzyła na tą sytuację ze stoickim spokojem .
- Ja wiem - powiedziała .
Skupiła się , wyciągnęła ręce ...
- Nie !!!!!!!! Możesz zrobić im krzywdę !- krzyknęłam .
- Nie , zrobię to . Lepiej żeby wszyscy zginęli inaczej ? Nie wszystko stracone . Może uda im się przeżyć.
To była najszybsza akcja Caroline . Ledwie zdążyła rozłożyć ręce , a już cały dom oderwał się od ziemi . Cała konstrukcja rozpadła się na miliony kawałków . Została tylko część muru od strony wschodniej . Przez chwilę panowała idealna cisza , ale po kilku minutach coś zaczęło ją zakłucać . Znów strzały .
Dotknęłam pozostałości po mieszkaniu Karen . Wciąż każda cegiełka odpychała od siebie , lecz z mniejszą mocą . Cała nasza trójka przeszła najostrożniej jak się dało do ,, środka " . Wszędzie było pełno rozwalonych mebli , ścian i wszystkiego , co jeszcze przed wybuchem było całe . Podłoga była zniszczona tylko w pewnym stopniu . Na ocalałym skrawku paneli stała Karen . Miała potargane włosy , posiniaczoną twarz , podarte ubranie . Głowę miała pochyloną nad dwiema osobami , rodzicami . Z rogu bylego pomieszczenia dochodziły strzały , huki . Podeszłam do tego miejsca . Znajdowała się tam zakapturzona postać . Jej twarz była niewidoczna . Z resztek meblościanki wyłoniły się jeszcze trzy takie zjawy . Wyglądały jakchodzące ciuchy , bez ciała . Znów usłyszałam strzały . To jedna z postaci celowała zaklęciami w Karen . Keith podbiegł do niej i w wielkim skupieniu wyczarował wokół niej kapsułę , od której odbijały się wszelkie uroki . Byłam pewna , że zjawy tak łatwo nie odpuszczą i wojna dopiero się zaczyna .
sobota, 21 lipca 2012
Rozdział 15
- Damaris ! Damaris !- wołała Caroline biegając po osadzie . W żadnym domu nie paliło się światło , cały świat właśnie w tym momencie musiał słodko spać . Teraz , kiedy my nie zmrużyłybyśmy oka , choć byłyśmy wykończone .
- Chyba jej tutaj nie znajdziemy . Ona też chyba jest człowiekiem . Pewnie śpi . Chodźmy do jej gabinetu .
Zegar ustawiony na środku placu targowego wskazywał punkt pierwsza . Dopadłyśmy do drzwi domu Miss . Zapukałyśmy . W drzwiach stanęła Damaris we własnej osobie w koszuli nocnej i papilotach . Ona jest bardziej ludzka niż mi się wydawało .
- Damaris ! Karen zniknęła ! Wiesz może gdzie poszła ?
- Nie wiem dziewczęta , może wybrała się do swoich rodziców . Jest to dość niebezpieczne na tygodniu , zwłaszcza w nocy .
- Pytała cię o potajemne wyjście stąd ?
- Tak , pytała .
- No to pewnie poszła . Damaris , powiedz nam gdzie to jest .
- Niedaleko domu profesora Barrena . Jest dobrze ukryte . Nie jest strzeżone przez czarodziejów , ale pilnują go nocne skrzaty . Są aktywne głównie po zmroku , więc jest bardzo niebezpieczne przebywać w ich pobliżu . Uważajcie - Damaris weszła do domu i zamknęła drzwi na klucz .
- No to choć .
- Ale gdzie ? Nie wiemy gdzie jest dom Albercika .
- Masz rację - zgodziłam się . Zapukałam do drzwi Damaris .
- Na wschodzie !- odezwał się głos z wewnątrz . Chyba umie czytać w myślach .
Pobiegłyśmy na wschód . Dom Barrena był łatwy do znalezienia , bo na drzwiach wisiała tabliczka z jego imieniem dobrze widoczna w świetle księżyca .
- Rozdzielmy się . Szukajmy .
Zrobiłam krok i straciłam zupełnie równowagę . Moja noga wpadła w jamę . Rozgarnęłam liście . Ona była większa . Zmieściłabym się w niej .
- Chyba mam .
Powoli zeszłyśmy do podziemi . Było ciemno . Wpadłam na pewien pomysł .
- Caroline ? Potrafisz kontrolować swoją moc ?
- A po co ?
- Może mogłabyś dać tu trochę światła ?
-Spróbuję .
Szło jej nieźle . Wyglądało to tak , jakby trzymała w rękach pochodnie .
Poczułam dotyk na ramieniu .
- Dlaczego mnie dotykasz , Carol ?
- Nie dotykam cię , ręce przecież mam zajęte .
Odwróciłam się . To nie były ludzkie ręce . Były pomarszczone i pulchne . Uświadomiłam sobie , że to ręce skrzata .
- Macie dwie minuty na wycofanie się . W przeciwnym razie zaatakujemy - odezwał się nieznany głos tuż za mną .
- Nie możemy trochę ponegocjować ? - zapytałam .
- To nie żarty .
Nie miałyśmy zamiaru zawracać , skoro przeszłyśmy spory kawałek . Niech sobie nie myślą . My też mamy swoje moce i możemy ich użyć . To znaczy Caroline może użyć swojej mocy , bo ja nie mam zamiaru przepowiadać przyszłości skrzatom .
Wtem jakiś potężny pocisk uderzył w moje plecy . Odwróciłam się . Zobaczyłam rażące światło w ręku jednego stwora . Celował nim w Caroline . Zagrodziłam mu drogę .
- Nie możesz zrobić jej krzywdy - powiedziałam .
- Ja mogę wszystko .
Nagle ostry ból przeszył mnie całą . Usłyszałam krzyki przyjaciółki . Pociski , które w nas trafiały były bardzo silne . Przenikały nas jak wyjątkowo mocne kule od pistoletów . Skrzatów wkoło było coraz więcej . Zostałyśmy otoczone , nie widziałam żadnych szans na ucieczkę . Caroline wymachiwała rękami we wszystkie strony powodując wybuchy . Mimo tego stworki nie znikały , mało tego , wciąż było ich coraz więcej . Moje chwyty karate , też na niewiele się zdały . Byłyśmy przegrane . W ciągu jednego dnia nauki magii , nie nauczyłyśmy się żadnych zaklęć , jakie mogłyby się przydać w tej sytuacji .
Miałam nadzieję , że pomoc nadejdzie jak najszybciej . Przestałyśmy się przemieszczać do przodu . Nie pozwalały na to rzesze skrzatów . Wydaje się to może niedorzeczne , ale miałam pomysł , by po prostu poprzez komórkę zawiadomię kogoś o naszych kłopotach , lecz w tych podziemiach nie było ani kreski zasięgu . Możliwe byłoby wezwanie policji , pogotowia albo straży , ale to również było zbyt szalone .
Krąg wokół nas zaczął się zwężać . W dali wypatrzyłam obce światełko , ale wybiłam t sobie z głowy , że to pomoc . A może Damaris ? Która może być godzina ? Zapewne koło trzeciej . Nie , to nie ona .
Z mroku wyłoniła się smukła postać chłopaka . Unosił się nad ziemią , jak gdyby latał . W ręku trzymał pochodnię . Keith . Chciałam go zawołać , bo przez chwilę zdawał się nas nie dostrzegać , lecz to było złudzenie . Przypłynął do środka okręgu i coś powiedział w niezrozumiałym dla nas języku , przypominającym gulgotanie indyka . Skrzaty popatrzyły po sobie , rozstąpiły się i odpowiedziały Keithowi .
- Na co czekacie ? Idźcie do przodu - ponaglił nas chłopak .
Poszłyśmy dalej . Keith jeszcze trochę pogadał ze stworami i dołączył do nas .
- Co ty tutaj robisz ? Jeszcze wszyscy śpią - zapytałam .
- To nic dziwnego . Opiekuję się nimi . Mam dar rozmawiania ze skrzatami . Polubiłem te stwory .
- Jak je można polubić ?- skrzywiła się Caroline . - Chciały nas zabić .
- Tak . Moga zrobić krzywdę , ale mnie fascynują .
- A dlaczego przyszłeś do nich o tej porze ?
- Wyczuwam ich zdenerwowanie . To tak , jakbym był pół - skrzatem - zaśmiał się .- A wy co tu robicie?
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z celu naszej wyprawy . Popatrzyłam na Caroline . Ona też wyglądała jak wielki odkrywca .
Opowiedziałyśmy o wszystkim Keithowi .
- Tak więc możesz już iść . Nie mamy czasu na pogaduchy - ucięła przyjaciółka .
- No co wy ? Po tym wszystkim mam was zostawić ?
- No nie wiem . Przecież zważając na porę , możemy przypuszczac , że nie będzie nas w szkole . Damaris o wszystkim wie i może nas usprawiedliwi . A jeśli chodzi o ciebie to nie wiem - przypomniałam mu .
- Nie jestem aż tak zapalonym uczniem jak wam się wydaje . Idę z wami .
- Może lepiej biegnijmy . Właśnie teraz może się dziać coś ważnego - podsunęłam .
- Nie będziemy się męczyć , a szczególnie ty , Carmen - popatrzył na mnie z rozczuleniem .
Machnął różdżką . Wybiłam się ponad ziemię . Latałam tak samo jak Keith . Podobnie jak Caroline nie mogłam złapać równowagi , ale z czasem nabrałam wprawy . Płynęliśmy o wiele szybciej od przeciętnego samochodu . Tak prędko , że po kilku minutach ujrzeliśmy nikłe światełko .
- Chyba jej tutaj nie znajdziemy . Ona też chyba jest człowiekiem . Pewnie śpi . Chodźmy do jej gabinetu .
Zegar ustawiony na środku placu targowego wskazywał punkt pierwsza . Dopadłyśmy do drzwi domu Miss . Zapukałyśmy . W drzwiach stanęła Damaris we własnej osobie w koszuli nocnej i papilotach . Ona jest bardziej ludzka niż mi się wydawało .
- Damaris ! Karen zniknęła ! Wiesz może gdzie poszła ?
- Nie wiem dziewczęta , może wybrała się do swoich rodziców . Jest to dość niebezpieczne na tygodniu , zwłaszcza w nocy .
- Pytała cię o potajemne wyjście stąd ?
- Tak , pytała .
- No to pewnie poszła . Damaris , powiedz nam gdzie to jest .
- Niedaleko domu profesora Barrena . Jest dobrze ukryte . Nie jest strzeżone przez czarodziejów , ale pilnują go nocne skrzaty . Są aktywne głównie po zmroku , więc jest bardzo niebezpieczne przebywać w ich pobliżu . Uważajcie - Damaris weszła do domu i zamknęła drzwi na klucz .
- No to choć .
- Ale gdzie ? Nie wiemy gdzie jest dom Albercika .
- Masz rację - zgodziłam się . Zapukałam do drzwi Damaris .
- Na wschodzie !- odezwał się głos z wewnątrz . Chyba umie czytać w myślach .
Pobiegłyśmy na wschód . Dom Barrena był łatwy do znalezienia , bo na drzwiach wisiała tabliczka z jego imieniem dobrze widoczna w świetle księżyca .
- Rozdzielmy się . Szukajmy .
Zrobiłam krok i straciłam zupełnie równowagę . Moja noga wpadła w jamę . Rozgarnęłam liście . Ona była większa . Zmieściłabym się w niej .
- Chyba mam .
Powoli zeszłyśmy do podziemi . Było ciemno . Wpadłam na pewien pomysł .
- Caroline ? Potrafisz kontrolować swoją moc ?
- A po co ?
- Może mogłabyś dać tu trochę światła ?
-Spróbuję .
Szło jej nieźle . Wyglądało to tak , jakby trzymała w rękach pochodnie .
Poczułam dotyk na ramieniu .
- Dlaczego mnie dotykasz , Carol ?
- Nie dotykam cię , ręce przecież mam zajęte .
Odwróciłam się . To nie były ludzkie ręce . Były pomarszczone i pulchne . Uświadomiłam sobie , że to ręce skrzata .
- Macie dwie minuty na wycofanie się . W przeciwnym razie zaatakujemy - odezwał się nieznany głos tuż za mną .
- Nie możemy trochę ponegocjować ? - zapytałam .
- To nie żarty .
Nie miałyśmy zamiaru zawracać , skoro przeszłyśmy spory kawałek . Niech sobie nie myślą . My też mamy swoje moce i możemy ich użyć . To znaczy Caroline może użyć swojej mocy , bo ja nie mam zamiaru przepowiadać przyszłości skrzatom .
Wtem jakiś potężny pocisk uderzył w moje plecy . Odwróciłam się . Zobaczyłam rażące światło w ręku jednego stwora . Celował nim w Caroline . Zagrodziłam mu drogę .
- Nie możesz zrobić jej krzywdy - powiedziałam .
- Ja mogę wszystko .
Nagle ostry ból przeszył mnie całą . Usłyszałam krzyki przyjaciółki . Pociski , które w nas trafiały były bardzo silne . Przenikały nas jak wyjątkowo mocne kule od pistoletów . Skrzatów wkoło było coraz więcej . Zostałyśmy otoczone , nie widziałam żadnych szans na ucieczkę . Caroline wymachiwała rękami we wszystkie strony powodując wybuchy . Mimo tego stworki nie znikały , mało tego , wciąż było ich coraz więcej . Moje chwyty karate , też na niewiele się zdały . Byłyśmy przegrane . W ciągu jednego dnia nauki magii , nie nauczyłyśmy się żadnych zaklęć , jakie mogłyby się przydać w tej sytuacji .
Miałam nadzieję , że pomoc nadejdzie jak najszybciej . Przestałyśmy się przemieszczać do przodu . Nie pozwalały na to rzesze skrzatów . Wydaje się to może niedorzeczne , ale miałam pomysł , by po prostu poprzez komórkę zawiadomię kogoś o naszych kłopotach , lecz w tych podziemiach nie było ani kreski zasięgu . Możliwe byłoby wezwanie policji , pogotowia albo straży , ale to również było zbyt szalone .
Krąg wokół nas zaczął się zwężać . W dali wypatrzyłam obce światełko , ale wybiłam t sobie z głowy , że to pomoc . A może Damaris ? Która może być godzina ? Zapewne koło trzeciej . Nie , to nie ona .
Z mroku wyłoniła się smukła postać chłopaka . Unosił się nad ziemią , jak gdyby latał . W ręku trzymał pochodnię . Keith . Chciałam go zawołać , bo przez chwilę zdawał się nas nie dostrzegać , lecz to było złudzenie . Przypłynął do środka okręgu i coś powiedział w niezrozumiałym dla nas języku , przypominającym gulgotanie indyka . Skrzaty popatrzyły po sobie , rozstąpiły się i odpowiedziały Keithowi .
- Na co czekacie ? Idźcie do przodu - ponaglił nas chłopak .
Poszłyśmy dalej . Keith jeszcze trochę pogadał ze stworami i dołączył do nas .
- Co ty tutaj robisz ? Jeszcze wszyscy śpią - zapytałam .
- To nic dziwnego . Opiekuję się nimi . Mam dar rozmawiania ze skrzatami . Polubiłem te stwory .
- Jak je można polubić ?- skrzywiła się Caroline . - Chciały nas zabić .
- Tak . Moga zrobić krzywdę , ale mnie fascynują .
- A dlaczego przyszłeś do nich o tej porze ?
- Wyczuwam ich zdenerwowanie . To tak , jakbym był pół - skrzatem - zaśmiał się .- A wy co tu robicie?
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z celu naszej wyprawy . Popatrzyłam na Caroline . Ona też wyglądała jak wielki odkrywca .
Opowiedziałyśmy o wszystkim Keithowi .
- Tak więc możesz już iść . Nie mamy czasu na pogaduchy - ucięła przyjaciółka .
- No co wy ? Po tym wszystkim mam was zostawić ?
- No nie wiem . Przecież zważając na porę , możemy przypuszczac , że nie będzie nas w szkole . Damaris o wszystkim wie i może nas usprawiedliwi . A jeśli chodzi o ciebie to nie wiem - przypomniałam mu .
- Nie jestem aż tak zapalonym uczniem jak wam się wydaje . Idę z wami .
- Może lepiej biegnijmy . Właśnie teraz może się dziać coś ważnego - podsunęłam .
- Nie będziemy się męczyć , a szczególnie ty , Carmen - popatrzył na mnie z rozczuleniem .
Machnął różdżką . Wybiłam się ponad ziemię . Latałam tak samo jak Keith . Podobnie jak Caroline nie mogłam złapać równowagi , ale z czasem nabrałam wprawy . Płynęliśmy o wiele szybciej od przeciętnego samochodu . Tak prędko , że po kilku minutach ujrzeliśmy nikłe światełko .
czwartek, 19 lipca 2012
Rozdział 14
Nadeszła środa . Wraz z nią nowe lekcje i nauczyciele . Miałyśmy okazję , by pospać trochę dłużej , bo pierwsza lekcja miała odbyć się dopiero przed dziewiątą . Żadna jednak z niej nie skorzystała . Naszykowałyśmy się skrupulatnie do szkoły , usiadłyśmy na dywanie i rozmawiałyśmy .
- Wiecie co ? Tak sobie myślę , że już dość dużo czasu nic nie robiłyśmy w sprawie rodziców Karen - zaczęłam .
- Macie rację . To , że dziadkowie Carmen zginęli dopiero po tygodniu nie znaczy że tu będzie to samo .
- Moglibyśmy dzisiaj jakoś wymknąć się do mojego domu i wykorzystać nasze dary - podsunęła Karen .
- Ale to szkoła magiczna . Nie wiadomo , czy tak po prostu można stąd pójść .
- Caroline ma rację . Pewnie strzegą wyjścia z niej jakieś czary , uroki ...
- Przecież możemy opuszczać teren szkoły tylko raz na dwa tygodnie w weekendy - powiedziałam .
- Musi być jakieś potajemne wyjście , takie , o którym nikt nie wie .
- Może Damaris coś by nam podpowiedziała - myślałam na głos .
- Ona będzie nas czegoś uczyć ?
- Tak . Ma z nami obronę przed złymi mocami . Tę lekcję mamy dzisiaj .
- To świetnie . Zapytamy . Powinna nam pomóc .
- Taa ...- Karen chyba wciąż nie wierzyła Damaris .
Pierwszą lekcją była teleportacja na 12 piętrze . Liczyłam na coś ciekawego , jakieś czary- mary , czy coś . Przeliczyłam się , bo profesor Barren opowiadał tylko o teorii i zasadach . Kazał samodzielnie robić notatki . Ręka praktycznie mi odpadła po skończonej lekcji . Zdecydowanie pan Albert mówi zbyt szybko . Właśnie mozoliłam się nad napisaniem jakiejś trudnej łacińskiej odmiany sama nie wiem czego , gdy na moim stoliku wylądowała katreczka . Rozwinęłam ją . To od Caroline :
- Wiecie co ? Tak sobie myślę , że już dość dużo czasu nic nie robiłyśmy w sprawie rodziców Karen - zaczęłam .
- Macie rację . To , że dziadkowie Carmen zginęli dopiero po tygodniu nie znaczy że tu będzie to samo .
- Moglibyśmy dzisiaj jakoś wymknąć się do mojego domu i wykorzystać nasze dary - podsunęła Karen .
- Ale to szkoła magiczna . Nie wiadomo , czy tak po prostu można stąd pójść .
- Caroline ma rację . Pewnie strzegą wyjścia z niej jakieś czary , uroki ...
- Przecież możemy opuszczać teren szkoły tylko raz na dwa tygodnie w weekendy - powiedziałam .
- Musi być jakieś potajemne wyjście , takie , o którym nikt nie wie .
- Może Damaris coś by nam podpowiedziała - myślałam na głos .
- Ona będzie nas czegoś uczyć ?
- Tak . Ma z nami obronę przed złymi mocami . Tę lekcję mamy dzisiaj .
- To świetnie . Zapytamy . Powinna nam pomóc .
- Taa ...- Karen chyba wciąż nie wierzyła Damaris .
Pierwszą lekcją była teleportacja na 12 piętrze . Liczyłam na coś ciekawego , jakieś czary- mary , czy coś . Przeliczyłam się , bo profesor Barren opowiadał tylko o teorii i zasadach . Kazał samodzielnie robić notatki . Ręka praktycznie mi odpadła po skończonej lekcji . Zdecydowanie pan Albert mówi zbyt szybko . Właśnie mozoliłam się nad napisaniem jakiejś trudnej łacińskiej odmiany sama nie wiem czego , gdy na moim stoliku wylądowała katreczka . Rozwinęłam ją . To od Caroline :
Ale mi się nudzi , a tobie ?
Odpisałam na tej samej kartce :
Potwornie nudna ta teleportacja . Może praktyka będzie ciekawsza .
Praktykę będziemy miały dopiero w 3 klasie .
Ale pech.
Keith pytał o ciebie .
Co mu powiedziałaś ?
Dałam mu nasz plan lekcji .
Jak mogłaś ?
No co ty ? Chłopak za tobą po prostu szaleje .
Nie odzywam się do ciebie :/
Przejdzie ci .
...
Nie udawaj , że się na mnie obraziłaś .
...
Przecież widzę , że go lubisz .
Na pewno bardziej niż Barrena .
:)
Powiedzieć ci najśmieszniejszy kawał pod słońcem ?
Wal.
Lovciam Barrena .
Nie zabieraj mi chłopaka ...
Od teraz jest już mój ...
Jakoś się podzielimy .
Oj , chyb
Nie zdążyłam dopisać reszty . Nade mną , albo raczej na równi ze mną pojawił się Albercik .
- Co my tu mamy ? Hmmm... Gdzie notateczka ?
- Tutaj , proszę pana .
- Teraz mówimy o skutkach teleportacji a nie o jej rodzajach .
- Przepraszam . Już to nadrobię .
Zakryłam kartkę , by Barren nic nie zauważył . Jego przenikliwe oczy były sprytniejsze .
- Co tam chowasz Goldsoul ?
- Nic takiego .
- Jeśli nic takiego to pokaż , bym mógł się o tym przekonać .
- To niewarte pańskich oczu .
- Pokaż to !
- Nie !!!
Klasa ryczała ze śmiechu . Chłopcy otwarcie rechotali rozłożeni na ławkach , a dziewczęta dyskretnie szeptały między sobą . Karen patrzyła na mnie nierozumiejącym wzrokiem , a Caroline prawie płakała z przerazenia .
- Cisza !!!- krzyknął nauczyciel.
Zapadło idealne milczenie .
Barren zaczął się ze mną siłować . Był zbyt pewny siebie , bo zaczął wykręcać mi ręce i popychać bardzo mocno , aby tylko wyrwać mi kartkę . Wstałam gotowa użyć chwytów karate . Przez 4 lata chodziłam na kurs . Kopnęłam go z całej siły . Barren zrobił unik . Wyrwał mi papierek . Na szczęcie tylko kawałek . Na nieszczęście ostatnie pięć wersów .
- Któż to mnie tak kocha ?
Stałam zdezorientowanana na środku sali . Spoglądałam na kolegów i koleżanki z klasy . Ciężko było wytrzymać wśród tego śmiechu .
- Mów do kogo pisałaś te karteczki .
-Do nikogo .
- Mów prawdę .
- Pisałam je sama do siebie . Chciałam podrobić pismo koleżanki .
- Jakiej koleżanki ?
- Ja z nią pisałam - z trzeciej ławki wstała Caroline . - Ja to zaczęłam .
- A więc tak ... Obie dzisiaj przyjdziecie do mnie za karę . O siedemnastej . Punktualnie .
Ale się wkopałam .
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Dlaczego się przyznałaś ? Przecież on by mi wreszcie uwierzył - pytałam Caroline na przerwie .
- Nie mogłam cię zostawić samej . Razem jakoś przez to przejdziemy .
-Ale zamiast siedzieć ze mną na dywaniku u Barrena , mogłaś jakoś pomóc Karen .
- Bez ciebie i tak byśmy sobie nie poradziły. Twój dar liczy się teraz najbardziej .
Potem była obrona przed złymi mocami . Miałyśmy zamiar zapytać o pomoc Damaris po lekcji . Barren chyba nie zamierzał nam odpuścić nawet kilku godzin , bo w połowie lekcji wszedł do sali i szeptał coś do Damaris . Nauczycielka przytakiwała i co chwilę spoglądała na nas . Powiedziała :
- Carmen , Caroline , idźcie z panem .
Popatrzyłyśmy na siebie . Super , już się zaczyna .
Barren zaprowadził nas do swojego gabinetu .
- Zasłużyłyście na nieco dłuższy szlaban . Do dwudziestej będziecie segregować dokumenty szkolne .
Albercik wysypał na podłogę zawartość siedmiu wielkich pudełek . Na koniec wziął ze swojego biurka jakieś maleńkie karteczki z imionami i ,,przypadkowo " upuścił na podłogę . Machnął różdżką . Wszystko straszliwie się poplątało .
- Ups . Troszeczkę się pomieszało . Jeżeli wyrobicie się z tą robotą wcześniej , jeszcze coś dla was załatwię - dodał ze złośliwym uśmieszkiem . Wyszedł .
- Taak , raczej nie będzie okazji wymknąć się do domu Karen .
- Fakt . Zeby tylko Karen nie zaczęła działać w pojedynkę .
- Oby . Mogłoby jej coś grozić . Nie wszystkie czary służą dobru .
- Właśnie .
- Cóż tam dziewczęta . Ruchy , ruchy . Pracujcie szybciej - w drzwiach pojawiła się głowa Albercika .- Za każde słówko , jakie usłyszę dodam jedno pudełko .
- Dobrze- westchnęłam.
Barren machnął różdżką i na środku gabinetu pojawiła się zawartość kolejnego pudełka .
- Ja nie żartuję - powiedział .
Caroline chciała coś powiedzieć , ale w porę zatkałam jej usta . Albercik poszedł .
Popatrzyłyśmy po sobie . I po co nam to było ?
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wróciłyśmy do domu zmordowane . Było grubo po północy . Przez naszą nieuwagę w gabinecie wysypało się jeszcze sporo dokumentów . Nie dałysmy rady uporać się z tym wcześniej . Od drzwi Caroline skarżyła się Karen .
- I co o tym myślisz , Karen ?
Cisza . Pustka .
- Pewnie śpi .
Zaświeciłam światło .
- Wstawaj śpiochu .
Cisza . Odkryłam łóżko Karen . Pustka . Nie ma jej .
- Poszukajmy jej .
Zajrzałyśmy wszędzie, nigdzie jej nie było .
Caroline popatrzyła na mnie znacząco . Westchnęłam .
- Tylko nie to .
Było pewne , że dalsza częsć nocy również będzie nieprzespana .
poniedziałek, 16 lipca 2012
Rozdział 13
- Carmen , proszę cię wstań wreszcie ! - Caroline od 10 minut siedziały obok mnie i próbowały wyciągnąć mnie do szkoły .
- Nigdzie nie idę - od 10 minut powtarzałam to samo .
- Nie możesz nawalić już pierwszego dnia w nowej budzie .
- Nie obchodzi mnie to .
- Cały czas będę z tobą .
- Nie musisz .
- Ale kogo ty się boisz ?
- Nikogo .
- To dlaczego nie chcesz tam iść .
- Bo tak .
- Jak ty nie idziesz to ja też .
- Ty idź i nie oglądaj się na mnie .
- Zostaję z tobą .
Przewróciłam oczami . Chyba nie da mi spokoju . Muszę tam iść . Żeby tylko nie spotkać się z Keithem .
- Karen wróciła na noc ?- krzyczałam z łazienki biorąc prysznic .
- Nie . Dzwoniłam do niej dziś rano . Nocowała u Olivii i Nity Collins .
- A kto to ?
- Siostry bliźniaczki . Nasze sąsiadki . Przyjechały wtedy kiedy ty . Mogłabyś mi wszystko wytłumaczyć ?
- Ale co ?
- Tę całą sprawę z Keithem .
- To proste . Karen się w nim buja , a on leci na mnie . Tyle , że ja nic do niego nie czuję i on mi się narzuca .
- Wczoraj wieczorem wyglądaliście na zakochanych .
Zatkało mnie . On może tak , ale ja ? Czy naprawdę tak głupio z nim wyglądałam .
- Przywidziało ci się .
- Nie tylko mi . Karen też to widziała .
- To uwierz mi i wytłumaczjej to wszystko . Ona nie chce mnie słuchać .
Wyszłam z łazienki . Byłam taka niepewna . Bałam się tej szkoły , nauczycieli , Keitha , Karen ...
- Karen wróci na noc .
- Nie wiem . Chyba będzie czekała na to , aż ją przeprosisz .
- Ona nie da mi nawet dojść do słowa .
Wzięłyśmy torby , narazie jeszcze puste i wyszłyśmy z domu . Na ulicach roiło się od uczniów . Niektórzy mieli tak na oko po 7 lat .
- Jeżeli będę musiała przebywać w klasie z takimi maluchami to dziękuję .
- Nie martw się . Tu są grupy: dziecięca i młodzieżowa .
Dalszą część drogi przebyłyśmy w milczeniu .
Wpatrywałam się w tablicę z rozkładem sal . Była taka niezwykła . Cyfry cały czas były w ruchu . Wyginały się , skakały , rozciągały i kurczyły .
No tak . Nie ma się czemu dziwić . To MAGICZNA szkoła .
- Panno Goldsoul , co panna tak gapi się na tą tablicę jak cielę w niemalowane wrota ? Na lekcję marsz!
Odwróciłam się ciekawa , któż do mnie się odzywa . Nie było nikogo . Przesłyszałam się . Dziwnym trafem moje oczy powędrowały niżej . No tak . Nie przesłyszałam się . Przede mną , a raczej w moim cieniu stał sięgający mi do pasa profesorek . Był prawie zupełnie łysy. Na krzywym nosie miał okulary . Był ubrany zupełnie normalnie w garnitur i białą koszulę .
- Już idę - odpowiedziałam .
Wsiadłam do windy . Sala numer 305 jest pewnie gdzieś na górze . Wysiadłam na ostatnim piętrze . Pod klasą 305 czekała już Karen . Myślałam , że odwróci się ode mnie i pójdzie gdzieś , ale patrzyła na mnie i stała w miejscu . W jej oczach nie było już ani śladu odrazy .
- Szukałam cię . Mam ci coś do powiedzenia . No więc ...
- Zaraz , zaraz . A ty się na mnie nie obraziłaś ?
- Tak było . Ale byłam dziś z Keithem . Trochę z nim gadałam . Okazał się straszliwym nudziarzem . Ja nie lubię takich sztywniaków . Może jest w nim trochę szaleństwa , ale ta szczypta jest już chyba dla kogoś zarezerwowana .
Wymownie zerkała na mnie . Czułam się szczęśliwa . Nie dlatego , że już nie muszę się ukrywać przed Karen z Keithem ( wciąż nie mogłam odpowiedzieć sobie na pytanie czy coś do nie go czuję ), ale dlatego , że odzyskałam przyjaciółkę . Uściskałam ją gorąco .
- Nawet nie wiesz jak się cieszę .
Zadzwonił dzwonek . Nadszedł ten sam mały człowieczek , jaki zwrócił mi uwagę na korytarzu . Stanął przed drzwiami do klasy , wyjął różdżkę i wypowiedział jakieś trudne słowa , chyba po łacinie . Drzwi otworzyły się . Wszedł do sali i zaprosił do środka resztę klasy .
Cała nasza grupa liczyła około 25 osób . Dla trzech osób zabrakło siedzeń . Chyba te klasy dopasowywały liczbę krzeseł i stolików do liczby uczniów , bo znikąd pojawiła się trzyosobowa ławka . Profesorek stanął na katedrze .
-WitamjestemwaszymnauczycielemtransmutacjinazywamsięAlbertBarrentekompletyksiążekktórepojawiłysięnawaszychławkachmaciezabraćdodomów.
Mówił tak szybko , że trudno było cokolwiek zrozumieć . Potem było odczytywanie nudnego regulaminu szkolnego spisanego w paragrafach . Położyłam się na stoliku mając ochotę na drzemkę . Z transu wyrwał mnie głos Barrena .
- Panna Goldsoul powie nam jakie obowiązki ma uczeń przebywający w sali lekcyjnej .
- Eeee ....
- Dobrze . Za karę przeczytasz wszystkim pozostałe 7 stron kodeksu . Przy takim zajęciu chyba nie zaśniesz .
Czytałam i czytałam , aż język zaczął mi się plątać . Z ulgą wsłuchałam się w dzwonek .
Na przerwie zapoznałam kilka koleżanek z klasy :Amandę , Angelę , Lucię , Ellen, Cindy , Georgię , Kirsten i Esme . Chłopców było w naszej grupie tylko czterech , więc nietrudno było zapamiętać ich imiona :Lynn , Gustav,Sewell i Winston . Nadeszła kolejna lekcja : zaklęcia .
Nauczyciel od tego przedmiotu nazywał się Pierre McDomino . Jego dziwne imię i nazwisko było częstym powodem kpin i wybuchów śmiechu na lekcji . W zasadzie był miłym skrzatem . Tak , SKRZATEM .
Nadeszły prace zespołowe . Na tych zajęciach mięliśmy pracować nad projektami edukacyjnymi . Parami . Chłopak z dziewczyną . Nauczyciel Silas Coullin przemawiał .
- W tym roku dyrekcja postanowiła przydzielić pierwszoklasistom uczniów z drugiej klasy . Więc proszę alfabetycznie podchodzić do tej kuli i losować karteczkę z imieniem waszego partnera .
W porządku alfabetycznym byłam kolejno 9 . Włożyłam rękę i wyciągnęłam zwitek papieru . Rozwinęłam karteczkę :
- Nigdzie nie idę - od 10 minut powtarzałam to samo .
- Nie możesz nawalić już pierwszego dnia w nowej budzie .
- Nie obchodzi mnie to .
- Cały czas będę z tobą .
- Nie musisz .
- Ale kogo ty się boisz ?
- Nikogo .
- To dlaczego nie chcesz tam iść .
- Bo tak .
- Jak ty nie idziesz to ja też .
- Ty idź i nie oglądaj się na mnie .
- Zostaję z tobą .
Przewróciłam oczami . Chyba nie da mi spokoju . Muszę tam iść . Żeby tylko nie spotkać się z Keithem .
- Karen wróciła na noc ?- krzyczałam z łazienki biorąc prysznic .
- Nie . Dzwoniłam do niej dziś rano . Nocowała u Olivii i Nity Collins .
- A kto to ?
- Siostry bliźniaczki . Nasze sąsiadki . Przyjechały wtedy kiedy ty . Mogłabyś mi wszystko wytłumaczyć ?
- Ale co ?
- Tę całą sprawę z Keithem .
- To proste . Karen się w nim buja , a on leci na mnie . Tyle , że ja nic do niego nie czuję i on mi się narzuca .
- Wczoraj wieczorem wyglądaliście na zakochanych .
Zatkało mnie . On może tak , ale ja ? Czy naprawdę tak głupio z nim wyglądałam .
- Przywidziało ci się .
- Nie tylko mi . Karen też to widziała .
- To uwierz mi i wytłumaczjej to wszystko . Ona nie chce mnie słuchać .
Wyszłam z łazienki . Byłam taka niepewna . Bałam się tej szkoły , nauczycieli , Keitha , Karen ...
- Karen wróci na noc .
- Nie wiem . Chyba będzie czekała na to , aż ją przeprosisz .
- Ona nie da mi nawet dojść do słowa .
Wzięłyśmy torby , narazie jeszcze puste i wyszłyśmy z domu . Na ulicach roiło się od uczniów . Niektórzy mieli tak na oko po 7 lat .
- Jeżeli będę musiała przebywać w klasie z takimi maluchami to dziękuję .
- Nie martw się . Tu są grupy: dziecięca i młodzieżowa .
Dalszą część drogi przebyłyśmy w milczeniu .
Wpatrywałam się w tablicę z rozkładem sal . Była taka niezwykła . Cyfry cały czas były w ruchu . Wyginały się , skakały , rozciągały i kurczyły .
No tak . Nie ma się czemu dziwić . To MAGICZNA szkoła .
- Panno Goldsoul , co panna tak gapi się na tą tablicę jak cielę w niemalowane wrota ? Na lekcję marsz!
Odwróciłam się ciekawa , któż do mnie się odzywa . Nie było nikogo . Przesłyszałam się . Dziwnym trafem moje oczy powędrowały niżej . No tak . Nie przesłyszałam się . Przede mną , a raczej w moim cieniu stał sięgający mi do pasa profesorek . Był prawie zupełnie łysy. Na krzywym nosie miał okulary . Był ubrany zupełnie normalnie w garnitur i białą koszulę .
- Już idę - odpowiedziałam .
Wsiadłam do windy . Sala numer 305 jest pewnie gdzieś na górze . Wysiadłam na ostatnim piętrze . Pod klasą 305 czekała już Karen . Myślałam , że odwróci się ode mnie i pójdzie gdzieś , ale patrzyła na mnie i stała w miejscu . W jej oczach nie było już ani śladu odrazy .
- Szukałam cię . Mam ci coś do powiedzenia . No więc ...
- Zaraz , zaraz . A ty się na mnie nie obraziłaś ?
- Tak było . Ale byłam dziś z Keithem . Trochę z nim gadałam . Okazał się straszliwym nudziarzem . Ja nie lubię takich sztywniaków . Może jest w nim trochę szaleństwa , ale ta szczypta jest już chyba dla kogoś zarezerwowana .
Wymownie zerkała na mnie . Czułam się szczęśliwa . Nie dlatego , że już nie muszę się ukrywać przed Karen z Keithem ( wciąż nie mogłam odpowiedzieć sobie na pytanie czy coś do nie go czuję ), ale dlatego , że odzyskałam przyjaciółkę . Uściskałam ją gorąco .
- Nawet nie wiesz jak się cieszę .
Zadzwonił dzwonek . Nadszedł ten sam mały człowieczek , jaki zwrócił mi uwagę na korytarzu . Stanął przed drzwiami do klasy , wyjął różdżkę i wypowiedział jakieś trudne słowa , chyba po łacinie . Drzwi otworzyły się . Wszedł do sali i zaprosił do środka resztę klasy .
Cała nasza grupa liczyła około 25 osób . Dla trzech osób zabrakło siedzeń . Chyba te klasy dopasowywały liczbę krzeseł i stolików do liczby uczniów , bo znikąd pojawiła się trzyosobowa ławka . Profesorek stanął na katedrze .
-WitamjestemwaszymnauczycielemtransmutacjinazywamsięAlbertBarrentekompletyksiążekktórepojawiłysięnawaszychławkachmaciezabraćdodomów.
Mówił tak szybko , że trudno było cokolwiek zrozumieć . Potem było odczytywanie nudnego regulaminu szkolnego spisanego w paragrafach . Położyłam się na stoliku mając ochotę na drzemkę . Z transu wyrwał mnie głos Barrena .
- Panna Goldsoul powie nam jakie obowiązki ma uczeń przebywający w sali lekcyjnej .
- Eeee ....
- Dobrze . Za karę przeczytasz wszystkim pozostałe 7 stron kodeksu . Przy takim zajęciu chyba nie zaśniesz .
Czytałam i czytałam , aż język zaczął mi się plątać . Z ulgą wsłuchałam się w dzwonek .
Na przerwie zapoznałam kilka koleżanek z klasy :Amandę , Angelę , Lucię , Ellen, Cindy , Georgię , Kirsten i Esme . Chłopców było w naszej grupie tylko czterech , więc nietrudno było zapamiętać ich imiona :Lynn , Gustav,Sewell i Winston . Nadeszła kolejna lekcja : zaklęcia .
Nauczyciel od tego przedmiotu nazywał się Pierre McDomino . Jego dziwne imię i nazwisko było częstym powodem kpin i wybuchów śmiechu na lekcji . W zasadzie był miłym skrzatem . Tak , SKRZATEM .
Nadeszły prace zespołowe . Na tych zajęciach mięliśmy pracować nad projektami edukacyjnymi . Parami . Chłopak z dziewczyną . Nauczyciel Silas Coullin przemawiał .
- W tym roku dyrekcja postanowiła przydzielić pierwszoklasistom uczniów z drugiej klasy . Więc proszę alfabetycznie podchodzić do tej kuli i losować karteczkę z imieniem waszego partnera .
W porządku alfabetycznym byłam kolejno 9 . Włożyłam rękę i wyciągnęłam zwitek papieru . Rozwinęłam karteczkę :
KEITH MILLOW
Tak . Zdecydowanie miałam dzisiaj ślepe szczęście . Sama nie wiedzialam czy mam się cieszyć , ćzy płakać . Pozostałam obojętna .
Na zajęciach artystycznych wybieraliśmy dziedziny i działy , w jakich chcemy się doskonalić . Uznałam , że najlepsza będzie dla mnie fotografia . Być może zmienię decyzję w trakcie roku szkolnego .
I doskonalenie sprawności fizycznej (DSF ) . Znów przepisy , kodeksy , regulaminy ... Nuda .
Do domu wracałam wraz z Caroline i Karen . Torby nie były już puste , ale ciężkie jak nie wiem co . W pewnym momencie Keith próbował wyciągnąć mnie na ,,słówko" ale uciekłam do domu . Siedziałam na swoim łóżku , czekając na koleżanki . Karen usiadła obok mnie .
- Już nie musisz się przede mną ukrywać .
- Wiem . Ale nie jestem przekonana czy coś do niego czuję .
- Narzuca ci się ?
- No . Straszny natręt z niego .
Karen podparła głowę na rękach :
- Co miłość moze zrobić z człowiekiem ...
Trzepnęłam ją poduszką .
- Ale śmieszne - podsumowałam gdy Przyjaciółka wybuchła śmiechem .
Subskrybuj:
Posty (Atom)