- Wiecie co ? Tak sobie myślę , że już dość dużo czasu nic nie robiłyśmy w sprawie rodziców Karen - zaczęłam .
- Macie rację . To , że dziadkowie Carmen zginęli dopiero po tygodniu nie znaczy że tu będzie to samo .
- Moglibyśmy dzisiaj jakoś wymknąć się do mojego domu i wykorzystać nasze dary - podsunęła Karen .
- Ale to szkoła magiczna . Nie wiadomo , czy tak po prostu można stąd pójść .
- Caroline ma rację . Pewnie strzegą wyjścia z niej jakieś czary , uroki ...
- Przecież możemy opuszczać teren szkoły tylko raz na dwa tygodnie w weekendy - powiedziałam .
- Musi być jakieś potajemne wyjście , takie , o którym nikt nie wie .
- Może Damaris coś by nam podpowiedziała - myślałam na głos .
- Ona będzie nas czegoś uczyć ?
- Tak . Ma z nami obronę przed złymi mocami . Tę lekcję mamy dzisiaj .
- To świetnie . Zapytamy . Powinna nam pomóc .
- Taa ...- Karen chyba wciąż nie wierzyła Damaris .
Pierwszą lekcją była teleportacja na 12 piętrze . Liczyłam na coś ciekawego , jakieś czary- mary , czy coś . Przeliczyłam się , bo profesor Barren opowiadał tylko o teorii i zasadach . Kazał samodzielnie robić notatki . Ręka praktycznie mi odpadła po skończonej lekcji . Zdecydowanie pan Albert mówi zbyt szybko . Właśnie mozoliłam się nad napisaniem jakiejś trudnej łacińskiej odmiany sama nie wiem czego , gdy na moim stoliku wylądowała katreczka . Rozwinęłam ją . To od Caroline :
Ale mi się nudzi , a tobie ?
Odpisałam na tej samej kartce :
Potwornie nudna ta teleportacja . Może praktyka będzie ciekawsza .
Praktykę będziemy miały dopiero w 3 klasie .
Ale pech.
Keith pytał o ciebie .
Co mu powiedziałaś ?
Dałam mu nasz plan lekcji .
Jak mogłaś ?
No co ty ? Chłopak za tobą po prostu szaleje .
Nie odzywam się do ciebie :/
Przejdzie ci .
...
Nie udawaj , że się na mnie obraziłaś .
...
Przecież widzę , że go lubisz .
Na pewno bardziej niż Barrena .
:)
Powiedzieć ci najśmieszniejszy kawał pod słońcem ?
Wal.
Lovciam Barrena .
Nie zabieraj mi chłopaka ...
Od teraz jest już mój ...
Jakoś się podzielimy .
Oj , chyb
Nie zdążyłam dopisać reszty . Nade mną , albo raczej na równi ze mną pojawił się Albercik .
- Co my tu mamy ? Hmmm... Gdzie notateczka ?
- Tutaj , proszę pana .
- Teraz mówimy o skutkach teleportacji a nie o jej rodzajach .
- Przepraszam . Już to nadrobię .
Zakryłam kartkę , by Barren nic nie zauważył . Jego przenikliwe oczy były sprytniejsze .
- Co tam chowasz Goldsoul ?
- Nic takiego .
- Jeśli nic takiego to pokaż , bym mógł się o tym przekonać .
- To niewarte pańskich oczu .
- Pokaż to !
- Nie !!!
Klasa ryczała ze śmiechu . Chłopcy otwarcie rechotali rozłożeni na ławkach , a dziewczęta dyskretnie szeptały między sobą . Karen patrzyła na mnie nierozumiejącym wzrokiem , a Caroline prawie płakała z przerazenia .
- Cisza !!!- krzyknął nauczyciel.
Zapadło idealne milczenie .
Barren zaczął się ze mną siłować . Był zbyt pewny siebie , bo zaczął wykręcać mi ręce i popychać bardzo mocno , aby tylko wyrwać mi kartkę . Wstałam gotowa użyć chwytów karate . Przez 4 lata chodziłam na kurs . Kopnęłam go z całej siły . Barren zrobił unik . Wyrwał mi papierek . Na szczęcie tylko kawałek . Na nieszczęście ostatnie pięć wersów .
- Któż to mnie tak kocha ?
Stałam zdezorientowanana na środku sali . Spoglądałam na kolegów i koleżanki z klasy . Ciężko było wytrzymać wśród tego śmiechu .
- Mów do kogo pisałaś te karteczki .
-Do nikogo .
- Mów prawdę .
- Pisałam je sama do siebie . Chciałam podrobić pismo koleżanki .
- Jakiej koleżanki ?
- Ja z nią pisałam - z trzeciej ławki wstała Caroline . - Ja to zaczęłam .
- A więc tak ... Obie dzisiaj przyjdziecie do mnie za karę . O siedemnastej . Punktualnie .
Ale się wkopałam .
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Dlaczego się przyznałaś ? Przecież on by mi wreszcie uwierzył - pytałam Caroline na przerwie .
- Nie mogłam cię zostawić samej . Razem jakoś przez to przejdziemy .
-Ale zamiast siedzieć ze mną na dywaniku u Barrena , mogłaś jakoś pomóc Karen .
- Bez ciebie i tak byśmy sobie nie poradziły. Twój dar liczy się teraz najbardziej .
Potem była obrona przed złymi mocami . Miałyśmy zamiar zapytać o pomoc Damaris po lekcji . Barren chyba nie zamierzał nam odpuścić nawet kilku godzin , bo w połowie lekcji wszedł do sali i szeptał coś do Damaris . Nauczycielka przytakiwała i co chwilę spoglądała na nas . Powiedziała :
- Carmen , Caroline , idźcie z panem .
Popatrzyłyśmy na siebie . Super , już się zaczyna .
Barren zaprowadził nas do swojego gabinetu .
- Zasłużyłyście na nieco dłuższy szlaban . Do dwudziestej będziecie segregować dokumenty szkolne .
Albercik wysypał na podłogę zawartość siedmiu wielkich pudełek . Na koniec wziął ze swojego biurka jakieś maleńkie karteczki z imionami i ,,przypadkowo " upuścił na podłogę . Machnął różdżką . Wszystko straszliwie się poplątało .
- Ups . Troszeczkę się pomieszało . Jeżeli wyrobicie się z tą robotą wcześniej , jeszcze coś dla was załatwię - dodał ze złośliwym uśmieszkiem . Wyszedł .
- Taak , raczej nie będzie okazji wymknąć się do domu Karen .
- Fakt . Zeby tylko Karen nie zaczęła działać w pojedynkę .
- Oby . Mogłoby jej coś grozić . Nie wszystkie czary służą dobru .
- Właśnie .
- Cóż tam dziewczęta . Ruchy , ruchy . Pracujcie szybciej - w drzwiach pojawiła się głowa Albercika .- Za każde słówko , jakie usłyszę dodam jedno pudełko .
- Dobrze- westchnęłam.
Barren machnął różdżką i na środku gabinetu pojawiła się zawartość kolejnego pudełka .
- Ja nie żartuję - powiedział .
Caroline chciała coś powiedzieć , ale w porę zatkałam jej usta . Albercik poszedł .
Popatrzyłyśmy po sobie . I po co nam to było ?
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wróciłyśmy do domu zmordowane . Było grubo po północy . Przez naszą nieuwagę w gabinecie wysypało się jeszcze sporo dokumentów . Nie dałysmy rady uporać się z tym wcześniej . Od drzwi Caroline skarżyła się Karen .
- I co o tym myślisz , Karen ?
Cisza . Pustka .
- Pewnie śpi .
Zaświeciłam światło .
- Wstawaj śpiochu .
Cisza . Odkryłam łóżko Karen . Pustka . Nie ma jej .
- Poszukajmy jej .
Zajrzałyśmy wszędzie, nigdzie jej nie było .
Caroline popatrzyła na mnie znacząco . Westchnęłam .
- Tylko nie to .
Było pewne , że dalsza częsć nocy również będzie nieprzespana .
Źle że cię nie zostawiłam? Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie :)
OdpowiedzUsuńO my God! Uciekłam!
OdpowiedzUsuńnic ci te karteczki nie przypominają ? ;)
Usuń