środa, 25 lipca 2012

Rozdział 18

   - Czas na kilka wyjaśnień- zaczęłam , gdy wszyscy powoli wracaliśmy do domu ciemnym tunelem . Brakowało tylko Damaris , która w niezwykły sposób ulotniła się w powietrzu . Popatrzyłam pytająco na Karen .
   - Od czego mam zacząć ?
   - Najlepiej od początku - pwiedział Keith .
   Karen zerknęła na niego zjadliwie , mając ochotę skoczyć mu do gardła . Nie miałam pojęcia dlaczego . Przecież jest taki słodki . Cały czas trzymałam go za rękę . Chociaż wiedziałam , że nic mi nie grozi , nawet gdybym była oddalona od niego o kilka metrów , to i tak wolałam być bliżej . Czułam się otoczona dwiema kratami , przez które nikt nie może się przedrzeć .
   - No więc , przez wasze szlabany , dziewczyny , zostałam sama z naszymi planami na popołudnie . Po lekcjach poszłam do Damaris , która wyjaśniła mi jak mogę się dostać do domu . Postanowiłam , że sama dam sobie radę . Przypadkowo poznałam Owena Morgisa , który uznał , że zakochał się we mnie od pierwszego wejrzenia . Pozornie był bardzo przystojny i szlachetny , bo chciał za mną skakać nawet w ogień i chyba to mnie do niego przekonało . Nie można powiedzieć , że się w nim zabujałam , bo znałam go niedługo , ale uznałam , że warto mieć u boku kogoś , kto w razie niebezpieczeństwa mi pomoże . Wzięłam go ze sobą . Cudem udało nam się przejść przez te tunele . Była to zasługa Owena , ponieważ miał dar zabijania wzrokiem . Cokolwiek zrobił , czynił z siebie bohatera , wypinał dumnie pierś i chwalił się swoją odwagą . Ja głupia mu ufałam . Do domu trafiłam w samą porę . Działy się tam straszne rzeczy . Te zjawy rzucały straszne czary i uroki w moich rodziców , a oni byli na skraju wyczerpania . Nie znałam żadnych czarów , a spoglądanie przez sciany by mi się nie przydało , więc walczyłam z nimi zupełnie niemagicznie . Owen zaskoczony śmiertelną powaga sytuacji uciekł do komórki na narzędzia ogrodnicze . Nie miałam pojęcia gdzie poszedł , byłam sam na sam z potworami . Wtedy nastąpił wybuch i sami wiecie co dalej ...
   - Biedny Owen , dostał kilka uderzeń i o mało się nie rozpłakał - śmiałam się .
   - A wy ? I on ?- zapytała Karen patrząc na Keitha z pogardą .
   Opowiedzieliśmy jej o wszystkim . Za każdym razem gdy padało imię Keitha przyjaciółki krzywiły się z pogardą . Postanowiłam poruszyć wreszcie ten temat .
   - Dziewczyny , dlaczego tak nie lubicie Keitha ? W pewnym sensie uratował ci zycie , Karen .
   Koleżanki uznały za mało stosowne mówienie o chłopaku w jego obecności . Wzruszały ramionami i dawały mi porozumiewawcze znaki .
   - Właśnie . Dlaczego mnie nie lubicie ? Chętnie posłucham .
   Caroline i Karen poczuły się osaczone . Nie miały wyjścia. Albo uciekają w głuchą noc i stają się posiłkiem dla skrzatów albo nam się spowiadają . Wybór był wiadomy .
   -Jakoś tak samo wyszło ... Bez powodu - zaczęła Caroline .
   - Powód zawsze jest - nalegałam .
   - To jest wyjątek od tej reguły . Po prostu jestesmy uprzedzone co do niego - podsumowała Karen uznając temat za zamknięty .
   - W takim razie musicie przywyknać do tego , że jest moim chłopakiem - oznajmiłam .
   Dopiero teraz dziewczyny zobaczyły nasze złączone ręce . Popatrzyły , jakbym robiła największy bład w swoim życiu . Chyba nigdy nie dowiem się o co im chodz - pomyślałam.
   Keith też zerkał na mnie inaczej . Wyraźnie zszokowała go moja wypowiedź . Sama nie wiedziałam , dlaczego to robię , ale wydawało mi się to naturalne .
   - Słuchajcie . Nie wiem jak wy ale ja straciłam zupełnie rachubę czasu . Wie ktoś , która jest godzina ?- zmieniłam temat .
   - Dochodzi czternasta - odpowiedział Keith patrząc mi w oczy , jak gdyby to było miłosne wyznanie .
   - Lekcje się kończą , a ja jestem potwornie zmęczona . Możemy przyspieszyć - popędziła Caroline .
   Po kilku minutach zdrowego marszu znaleźliśmy się na powierzchni i wreszcie mogliśmy odetchnąć świeżym powietrzem . Ulżyło mi . Już niczym nie musiałam się martwić . No , chyba tylko jutrzejszymi lekcjami ...
   Przyjaciółki nie oglądając się na nikogo , chyba obrażone , poszły do domu odsypiać zarwaną nockę . Chciałam iść z nimi , ale Keith przytrzymał mnie za rękę . Otworzył usta by mi coś powiedzieć , ale przerwałam mu :
   - To chyba nie jest dobre miejsce ...
   Oddaliliśmy się od domu Barrena i stanęliśmy na ścieżce pomiędzy drzewami .
   Chłopak znów chciał coś z siebie wyrzucić , ale ponownie mu przerwałam .
   - Nic nie mów .
   Lekko pocałowałam go w usta . Chciałam już iść , kiedy Keith znowu mnie zatrzymał . Całował teraz długo , nie chcąc bym szła . Było mi dobrze , bardzo dobrze ...
   Mieliśmy poważne problemy z rozstaniem . Ja chyba zakochałam się na amen .
   - Moze wieczorem ... przyjdę po ciebie . Chcesz ?
   - Aha . Przyjdź .
   Do domu trafiłam pół godziny później niż przyjaciółki. Smacznie spały rozłożone na łóżkach jak susły . Pootwierane szafi i niedomknięta lodówka świadczyły o tym , że szukały jedzenia , ale obeszły się smakiem .Położyłam się u siebie i też zasnęłam .

----------------------------------------------------------------------------------

  - Dlaczego to zrobiłaś ?
  - Co ?
  - No wiesz , ty i ja ...
  - Może cos w tobie zobaczyłam ... nie wiem . 
  -Kocham cię wiesz ?
  - Ja ciebie też . 
 - Czyżby ?
  - Tak . Na pewno . 
  Szłam przytulona do Keitha przez osadę . Zauważyłam , że kwitło tutaj życie toważyskie . Dużo było tutaj barów , klubów i dancingów , alejami spacerowały podobne do nas pary . Nie byliśmy wyjątkiem .
   - Może gdzieś wstąpimy , napijemy się czegoś , potańczymy ?
   - Czemu nie . 
   Skręciliśmy do najbliższej restauracji , z której płynęła nastrojowa muzyka . Nie było tam zbyt dużo ludzi . Tak w sam raz .
   Keith zamówił dwa napoje . Usiedliśmy przy stoliku . Między nami panwała idealna cisza . Nikt nie chciał jej przerywać czymś niepotrzebnym . Po prostu na siebie patrzyliśmy . To wystarczało .
   - Zatańczysz ?- zapytał , gdy z głośników popłynęła delikatna , cicha melodia .
   - Jasne .
   Przytuliłam się do niego . Kołysaliśmy się w rytm powolnej piosenki , czasami patrząc sobie w oczy , a czasami po prostu tuląc się do siebie . Niekiedy odczuwałam potrzebę pocałowania go . On też . 
   Tańczyliśmy tak przez dłuższy czas nie mogac się rozstać . Ilekroć pomyślałam o powrocie do domu robiło mi się smutno i pusto na sercu . Uświadomiłam sobie , że keith jest dla mnie kimś najważniejszym .
   - Muszę już wracać do domu . Wybacz .
   - No tak . Jutro buda . Zapomniałem .
   Odprowadził mnie do domu i jeszcze długo przytulał i całował pod drzwiami . Potem odszedł . Czr nocy prysł .

- ja

- Karen

- Caroline

9 komentarzy:

  1. Rozdziały się piszę, a innym się nie komentuje, co? Rozdział fajny, ale mnie jedno wkurza. Jak można kogoś kochać, jak widziało go się tylko kilka razy? Wy dopiero zaczęliście ze sobą chodzić i już wyznajecie sobie miłość. Zaiste współczesne. Według mnie jest to poważny krok w związku i robi się go dopiero po jakimś czasie. Jackson powiedział, że mnie kocha po 2 miesiącach chodzenia. No ale to twoja sprawa. Ale tak w ogóle to zaiste zacny rozdział, milordzie ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaką moc chce mieć u mnie Hariett?

    OdpowiedzUsuń
  3. A Keitha zdjęcia dlaczego nie dodałaś?

    OdpowiedzUsuń