poniedziałek, 16 lipca 2012

Rozdział 13

   - Carmen , proszę cię wstań wreszcie ! - Caroline  od 10 minut siedziały obok mnie i próbowały wyciągnąć mnie do szkoły .
   - Nigdzie nie idę - od 10 minut powtarzałam to samo .
   - Nie możesz nawalić już pierwszego dnia w nowej budzie .
   - Nie obchodzi mnie to .
   - Cały czas będę z tobą .
   - Nie musisz .
   - Ale kogo ty się boisz ?
   - Nikogo .
    - To dlaczego nie chcesz tam iść .
   - Bo tak .
   - Jak ty nie idziesz to ja też .
   - Ty idź i nie oglądaj się na mnie .
   - Zostaję z tobą .
   Przewróciłam oczami . Chyba nie da mi spokoju . Muszę tam iść . Żeby tylko nie spotkać się z Keithem .
   - Karen wróciła na noc ?- krzyczałam z łazienki biorąc prysznic .
   - Nie . Dzwoniłam do niej dziś rano . Nocowała u Olivii  i Nity Collins .
   - A kto to ?
   - Siostry bliźniaczki . Nasze sąsiadki . Przyjechały wtedy kiedy ty . Mogłabyś mi wszystko wytłumaczyć ?
   - Ale co ?
   - Tę całą sprawę z Keithem .
   - To proste . Karen się w nim buja , a on leci na mnie . Tyle , że ja nic do niego nie czuję i on mi się narzuca .
   - Wczoraj wieczorem wyglądaliście na zakochanych .
   Zatkało mnie . On może tak , ale ja ? Czy naprawdę tak głupio z nim wyglądałam .
   - Przywidziało ci się .
   - Nie tylko mi . Karen też to widziała .
   - To uwierz mi i wytłumaczjej to wszystko . Ona nie chce mnie słuchać .
   Wyszłam z łazienki . Byłam taka niepewna . Bałam się tej szkoły , nauczycieli , Keitha , Karen ...
   - Karen wróci na noc .
   - Nie wiem . Chyba będzie czekała na to , aż ją przeprosisz .
   - Ona nie da mi nawet dojść do słowa .
   Wzięłyśmy torby , narazie jeszcze puste i wyszłyśmy z domu . Na ulicach roiło się od uczniów . Niektórzy mieli tak na oko po 7 lat .
   - Jeżeli będę musiała przebywać w klasie z takimi maluchami to dziękuję .
   - Nie martw się . Tu są grupy: dziecięca i młodzieżowa .
   Dalszą część drogi przebyłyśmy w milczeniu .
   

   Wpatrywałam się w tablicę z rozkładem sal . Była taka niezwykła . Cyfry cały czas były w ruchu . Wyginały się , skakały , rozciągały i kurczyły .
   No tak . Nie ma się czemu dziwić . To MAGICZNA szkoła .
   - Panno Goldsoul , co panna  tak gapi się na tą tablicę jak cielę w niemalowane wrota ? Na lekcję marsz!
   Odwróciłam się ciekawa , któż do mnie się odzywa . Nie było nikogo . Przesłyszałam się . Dziwnym trafem moje oczy powędrowały niżej . No tak . Nie przesłyszałam się . Przede mną , a raczej w moim cieniu stał sięgający mi do pasa profesorek . Był prawie zupełnie łysy. Na krzywym nosie miał okulary . Był ubrany zupełnie normalnie w garnitur i białą koszulę .
   - Już idę - odpowiedziałam .
   Wsiadłam do windy . Sala numer 305 jest pewnie gdzieś na górze . Wysiadłam na ostatnim piętrze . Pod klasą 305 czekała już Karen . Myślałam , że odwróci się ode mnie i pójdzie gdzieś , ale patrzyła na mnie i stała w miejscu . W jej oczach nie było już ani śladu odrazy .
   - Szukałam cię . Mam ci coś do powiedzenia . No więc ...
   - Zaraz , zaraz . A ty się na mnie nie obraziłaś ?
   - Tak było . Ale byłam dziś z Keithem . Trochę z nim gadałam . Okazał się straszliwym nudziarzem . Ja nie lubię takich sztywniaków . Może jest w nim trochę szaleństwa , ale ta szczypta jest już chyba dla kogoś zarezerwowana .
   Wymownie zerkała na mnie . Czułam się szczęśliwa . Nie dlatego , że już nie muszę się ukrywać przed Karen z Keithem ( wciąż nie mogłam odpowiedzieć sobie na pytanie czy coś do nie go czuję ), ale dlatego , że odzyskałam przyjaciółkę . Uściskałam ją gorąco .
   - Nawet nie wiesz jak się cieszę .
   Zadzwonił dzwonek . Nadszedł  ten sam mały człowieczek , jaki zwrócił mi uwagę na korytarzu . Stanął przed drzwiami do klasy , wyjął różdżkę i wypowiedział jakieś trudne słowa , chyba po łacinie . Drzwi otworzyły się . Wszedł do sali i zaprosił do środka resztę klasy .
   Cała nasza grupa liczyła około 25 osób . Dla trzech osób zabrakło siedzeń . Chyba te klasy dopasowywały liczbę krzeseł i stolików do liczby uczniów , bo znikąd pojawiła się trzyosobowa ławka . Profesorek stanął na katedrze .
   -WitamjestemwaszymnauczycielemtransmutacjinazywamsięAlbertBarrentekompletyksiążekktórepojawiłysięnawaszychławkachmaciezabraćdodomów.
    Mówił tak szybko , że trudno było cokolwiek zrozumieć . Potem było odczytywanie nudnego regulaminu szkolnego spisanego w paragrafach . Położyłam się na stoliku mając ochotę na drzemkę . Z transu wyrwał mnie głos Barrena .
   - Panna Goldsoul powie nam jakie obowiązki ma uczeń przebywający w sali lekcyjnej .
   - Eeee ....
   - Dobrze . Za karę przeczytasz wszystkim pozostałe 7 stron kodeksu . Przy takim zajęciu chyba nie zaśniesz .
   Czytałam i czytałam , aż język zaczął mi się plątać . Z ulgą wsłuchałam się w dzwonek .
   Na przerwie zapoznałam kilka koleżanek z klasy :Amandę , Angelę , Lucię , Ellen, Cindy , Georgię , Kirsten i Esme . Chłopców było  w naszej grupie tylko czterech , więc nietrudno było zapamiętać ich imiona :Lynn , Gustav,Sewell i Winston . Nadeszła kolejna lekcja : zaklęcia .
   Nauczyciel od tego przedmiotu nazywał się Pierre McDomino . Jego dziwne imię i nazwisko było częstym powodem kpin i wybuchów śmiechu na lekcji . W zasadzie był miłym skrzatem . Tak , SKRZATEM .
   Nadeszły prace zespołowe . Na tych zajęciach mięliśmy pracować nad projektami edukacyjnymi . Parami . Chłopak z dziewczyną . Nauczyciel Silas Coullin przemawiał .
   - W tym roku dyrekcja postanowiła przydzielić pierwszoklasistom uczniów z drugiej klasy . Więc proszę alfabetycznie podchodzić do tej kuli i losować karteczkę z imieniem waszego partnera .
   W porządku alfabetycznym byłam kolejno 9 . Włożyłam rękę i wyciągnęłam zwitek papieru . Rozwinęłam karteczkę :

KEITH MILLOW

   Tak . Zdecydowanie miałam dzisiaj ślepe szczęście . Sama nie wiedzialam czy mam się cieszyć , ćzy płakać . Pozostałam obojętna . 
   Na zajęciach artystycznych wybieraliśmy dziedziny i działy , w jakich chcemy się doskonalić . Uznałam , że najlepsza będzie dla mnie fotografia . Być może zmienię decyzję w trakcie roku szkolnego . 
   I doskonalenie sprawności fizycznej (DSF ) . Znów przepisy , kodeksy , regulaminy ... Nuda . 
   Do domu wracałam wraz z Caroline i Karen . Torby nie były już puste , ale ciężkie jak nie wiem co . W pewnym momencie Keith próbował wyciągnąć mnie na ,,słówko" ale uciekłam do domu . Siedziałam na swoim łóżku , czekając na koleżanki . Karen usiadła obok mnie . 
   - Już nie musisz się przede mną ukrywać . 
   - Wiem . Ale nie jestem przekonana czy coś do niego czuję . 
   - Narzuca ci się ?
   - No . Straszny natręt z niego . 
   Karen podparła głowę na rękach :
   - Co miłość moze zrobić z człowiekiem ...
   Trzepnęłam ją poduszką . 
   - Ale śmieszne - podsumowałam gdy Przyjaciółka wybuchła śmiechem . 

3 komentarze: