W niedzielę wieczorem zaczęłyśmy się denerwować jak to będzie w nowej szkole . Karen nieustannie szukała odpowiedniego ubrania w swojej torbie .
- Nie mam w co się ubrać . Nie chcę wyglądać jak uczennica zerówki w białej bluzce i ciemnej spódnicy ! Przecież tam będzie masa przystojnych chłopaków !
Caroline rozpaczała nad fryzurą .
- Jeśli upnę włosy w koński ogon , będę wyglądała jak kujonek . Jeżeli wepnę tę wielką spinkę , będę niczym profesorka ! Kiedy rozpuszczę , będą mi latać na wszystkie strony ! Jak zwiąże w dwa koki to ...
Głowa mi pękała od tego zamieszania . Pokój znów wyglądał jak pobojowisko . Wszędzie leżały ciuchy Karen , szczotki i spinki Caroline i moje buty . No bo ja miałam problem z butami . Przecież nie włoże tenisówek , szpilek ( nawet takich nie mam ) , adidasów , czółenek ( bo mi w nich niewygodnie ) . Pasowałyby mi normalne baleriny , lecz zostawiłam je w domu .
Taak ... Znów trwało to do późna w nocy , ale tym razem ja zawiniłam . Sukienki Karen ( jak zazwyczaj każde ) były jednoczęściowe , Caroline miała każdą spinkę innego rodzaju , a buty ? Zawsze są dwa . Nim do każdego znalazłam parę , minęła druga ...
Obudził mnie telefon Caroline . Nastawiła budzik dwie godziny przed wyjściem , by nie spieszyć się w ostatniej chwili . W końcu jest nas trzy , a łazienka tylko jedna . Caroline miała rację . Wyrobiłyśmy się idealnie i nie było niepotrzebnego pośpiechu .
Maszerowałyśmy przez osadę co chwilę pytając przechodniów o kierunek . Do szkoły miałyśmy ok. jednego km . Był to ogromny wieżowiec . Spokojnie było tam ze trzydzieści pięter . Był do bardziej niurowiec niż szkoła . Przynajmniej tak to wyglądało z zewnątrz . W środku było mniej więcej tak : ogromna winda pośrodku otoczona kwadratowym korytarzem . Wkoło sale lekcyjne . No , no , oryginalne .
Wyjątkiem była sala do doskonalenia sprawności fizycznej , która znajdowała się w osobnym budynku . Była naprawdę wielka . Jakoś tak cztery razy większa od normalnej sali gimnastycznej . Tam miało się odbyć rozpoczęcie roku szkoleniowego . Hmmm . . . zastanawiałam się dlaczego szkoleniowego a nie szkolnego . Może dlatego , że mamy się tu szkolić a nie uczyć . Masło maślane . W tych wytłumaczeniach nie było wielkiej różnicy .
Przemówienie dyrektorki Minette Carlone zaczęło się dokładnie o dziewiątej :
- Witam wszystkich zebranych na uroczystym rozpoczęciu roku szkoleniowego . Witam ciało pedagogiczne , uczniów klas od 2 do 5 , ale przede wszystkim uczniów klas pierwszych . Mam nadzieję , że z radością będziecie bronić naszego dobytku , jakim jest magia .
Póżniej było przytoczenie legendy o założeniu stowarzyszenia . Wspólnie odśpiewaliśmy hymn szkoły , który wyświetlał się na każdej ścianie , zarówno nuty jak i słowa . Nie było tam rymów , ale utrzymany był w podniosłym i uroczystym nastroju .
Obronimy , choćby wróg nacierał na nas ciągle
Choćby po naszych czynach zostać miało tylko marne echo .
Nie pozwolimy by nasz dobytek został zapomniany ,
Bo na świecie mnóstwo naszych potomków i członków stowarzyszenia ....
I tak dalej , i tak dalej .... Potem było jeszcze zachęcenie do walki w obronie magii i słowa pozegnania .
Wracałam z Caroline i Karen do domu . Jeszcze nie zawiązałyśmy zadnych nowych przyjaźni , choć była okazja . Narazie było nam dobrze we trójkę . Nagle znikąd pojawił się Keith .
- Cześć dziewczyny ! Mogę na chwilę poprosić Carmen ?
Karen walczyła z zazdrością , ale wydała zgodę . Nie miałam pojęcia , co on ode mnie chce . Ależ natręt !
- No mów ! - warknęłam .
- Choć dalej . Jeszcze nas usłyszą .
Stanęliśmy za jakimś domem wśród drzew .
- No wyduś to - niecierpliwiłam się .
Keith wziął moją twarz w ręce i bezapelacynie mnie pocałował . Zaczęłam się szarpać. Udało się . Odbiegłam od niego . Obejrzałam się . Patrzył na mnie ... z miłością ... Uciekłam od niego . Minęłam Caroline i Karen . Wpadłam do domu . Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać .
Co za natręt, ja nie mogę!
OdpowiedzUsuńNooo . Trochę .
UsuńBidulka, płacze! Och!
OdpowiedzUsuń