Popołudnie minęło mi na czytaniu książek i rozmyślaniach . Doszłam do wniosku , że jeszcze nie wiemy o sobie wszystkiego . Znamy przecież tylko legendę powstania Stowarzyszenia Strażników Magii . Zadna z znas nie rozumie , co my mamy tu robić , bo wiadomo - niby strzec magii jak sama nazwa na to wskazuje . A siedzimy jak te kołki w mieszkaniu patrząc na spadające krople deszczu. Do niczego nas nie zmuszają , niczego nie uczą , więc co my tu robimy ? Doszłąm też do jeszcze jednego wniosku : niedługo nadejdzie grudzień i może wtedy coś zacznie się dziać . A jeżeli nie , to może od nowego roku coś ruszy . Miejmy taką nadzieję , bo niedługo wszystkie trzy zanudzimy się na śmierć .
No właśnie , wszystkie trzy . Raczej dwie , bo Karen wcale się do mnie nie odzywa i nie trafiają do niej żadne argumenty. Wciąż uważa , że próbuję jej odbić chłopaka . Tym bardziej , że kilka razy mnie dziś odwiedził . Nie wiem , skąd wziął mój adres , ale co chwila zaglądał przez okno do naszego wspólnego pokoju .
- ,, Co on ode mnie chce ? Karen chyba nigdy mi nie wybaczy "- myślałam , zaniepokojona o naszą przyjaźń. Keith ciągle wracał i wpatrywał się we mnie niebieskimi oczyma . Przez szybę . Nie miałam zamiaru go wpuścić do środka , bo utwierdziłabym tylko Karen w jej przekonaniach . Jemu chyba odbiło .
Hmmm ... Karen ... Strzelała we mnie piorunami za każdym razem , gdy nasze spojrzenia się spotkały . Była zła jak osa . Ja miałam dobre intencje . Chciałam pomóc jej rodzicom , ale skoro ona ma mnie gdzieś , to niech radzi sobie sama .
- Caroline ?- zagadałam , gdy Karen wyszła z domu .
- Co ?
- Dlaczego Karen mi nie wierzy ?
- Nie wiem . Ona taka jest .
- A ty ?
- Co ja ?
- Wierzysz mi ?
-Chyba tak .
- Chyba ?
- Nie wiem co o tym sądzić . Ja was nie widziałam .
Zasłoniłam story , bo Keith znów zaglądał do mojego pokoju . Powoli mam go dosyć .
- Idę do niej , może zgodzi się porozmawiać .
Narzuciłam na siebie płaszcz przeciwdeszczowy i wyszłam przed dom .
Na dworze wszystko straciło kolory . Wszędzie szaro , buro i ponuro . Karen siedziała na werandzie i tępo patrzyła przed siebie . Gdy usłyszała moje kroki , zerwała się z krzesła i próbowała wejść do domu . Zagrodziłam jej przejście .
- Przepuść mnie , bo jak nie ...- zagroziła.
- Puszczę cię jak ze mą pogadasz , wszystko ci wyjaśnię .
- Nie będę z tobą gadać .
- Musisz .
- Ja nie mam żadnych obowiązków wobec ciebie .
- Masz tylko ten jeden . Proszę .
Karen przekonała się . Chyba myślała , że dam jej spokój .
- Ja go nie podrywałam , ja tylko ...
- Nie tłumacz się , ja wiem jak było - przerwała mi .
- Najpierw wysłuchaj mojego monologu , a później komentuj . Ok ?
Karen założyła nogę na nogę , splotła ręce i spuściła głowę . Słuchała .
- Szłam do sklepu i ....
- Tak , to akurat wiem . Powiedz mi tylko co robiłaś z Keithem .
- ... I przypadkowo się z nim zderzyłam . Po prostu na siebie wpadliśmy . I tyle . Potem każdy poszedł w swoją stronę .
- Phi ...! Coś bardzo uprosciłaś tę swoją historyjkę . W takim razie co ci dał do ręki na odchodnym ?
Kartka z numerem telefonu chłopaka zaczęła mi ciążyć . Ołowiany papier .
Spuściłam głowę . Jeśli jej to powiem , ńa pewno mi już nie uwierzy . Trudno, próbuję.
- Dał mi swój numer telefonu - pokazałam jej kartkę .
- Nie udawaj , że nie jesteś nim zainteresowana . Poprosiłaś go o ten numer !
- No wiesz ...? Ja go wcale nie znałam . Masz mnie za kogoś , kto specjalnie wpada na przystojnych chłopaków na ulicy i wyłudza numery telefonów ?
Chyba nie miała mnie za kogoś takiego, bo powiedziała :
- I naprawdę nic między wami nie było ?
- Nie było i nie będzie . Nigdy . A co masz na niego oko ?
Dziewczyna zarumieniła się gwałtownie . Znów stała się miła i piękna w moich oczach .
- Nooo ....
Weszłyśmy do mieszkania . Caroline zasnęła .
- Niech śpi . Choćmy na spacer . Trochę się rozjaśniło .
Miałam okazję , by z nią powaznie porozmawiać .
-Zamierzasz coś zrobić w sprawie rodziców .
Oczy Karen pociemnieły . Wiedziałam , że ta rozmowa sprawi jej ból .
- Tak myślałam . Tylko nie wiem, co mam robić.
- A dzwoniłaś ? Wszystko w porządku u nich ?
- Wszystko ok .
Niebo zachmurzyło się . Zaczął padać deszcz .
- Choć pomyślimy nad tym w domu .
Jak dobrze , że między nami się poprawiło . Teraz mogę jej pomóc .
Ten Keith jest najwidoczniej jakimś psycholem! (oczywiście bez obrazy) Nie to co mój Artur, albo Bryan...
OdpowiedzUsuńNo wiesz ... zakochany . Bynajmniej nie w Karen :)
Usuń