środa, 11 lipca 2012

Rozdział 7

   Popołudnie minęło mi na czytaniu książek i rozmyślaniach . Doszłam do wniosku , że jeszcze nie wiemy o sobie wszystkiego . Znamy przecież tylko legendę powstania Stowarzyszenia Strażników Magii . Zadna z znas nie rozumie , co my mamy tu robić , bo wiadomo - niby strzec magii jak sama nazwa na to wskazuje . A siedzimy jak te kołki w mieszkaniu patrząc na spadające krople deszczu. Do niczego nas nie zmuszają , niczego nie uczą , więc co my tu robimy ? Doszłąm też do jeszcze jednego wniosku : niedługo nadejdzie grudzień i może wtedy coś zacznie się dziać . A jeżeli nie , to może od nowego roku coś ruszy . Miejmy taką nadzieję , bo niedługo wszystkie trzy zanudzimy się na śmierć .
    No właśnie , wszystkie trzy . Raczej dwie , bo Karen wcale się do mnie nie odzywa i nie trafiają do niej żadne argumenty. Wciąż uważa , że próbuję jej odbić chłopaka . Tym bardziej , że kilka razy mnie dziś odwiedził  . Nie wiem , skąd wziął mój adres , ale co chwila zaglądał przez okno do naszego wspólnego pokoju .
   - ,, Co on ode mnie chce ? Karen chyba nigdy mi nie wybaczy "- myślałam , zaniepokojona o naszą przyjaźń. Keith ciągle wracał i wpatrywał się we mnie niebieskimi oczyma . Przez szybę . Nie miałam zamiaru go wpuścić do środka , bo utwierdziłabym tylko Karen w jej przekonaniach . Jemu chyba odbiło .
   Hmmm ... Karen ... Strzelała we mnie piorunami  za każdym razem , gdy nasze spojrzenia się spotkały . Była zła jak osa . Ja miałam dobre intencje . Chciałam pomóc jej rodzicom , ale skoro ona ma mnie gdzieś , to niech radzi sobie sama .
   - Caroline ?- zagadałam , gdy Karen wyszła z domu .
   - Co ?
   - Dlaczego Karen mi nie wierzy ?
   - Nie wiem . Ona taka jest .
   - A ty ?
   - Co ja ?
   - Wierzysz mi ?
   -Chyba tak .
   - Chyba ?
   - Nie wiem co o tym sądzić . Ja was nie widziałam .
   Zasłoniłam story , bo Keith znów zaglądał do mojego pokoju . Powoli mam go dosyć .
   - Idę do niej , może zgodzi się porozmawiać .
   Narzuciłam na siebie płaszcz przeciwdeszczowy i wyszłam przed dom .
   Na dworze wszystko straciło kolory . Wszędzie szaro , buro i ponuro . Karen siedziała na werandzie i tępo patrzyła przed siebie . Gdy usłyszała moje kroki , zerwała się z krzesła i próbowała wejść do domu . Zagrodziłam jej przejście .
   - Przepuść mnie , bo jak nie ...- zagroziła.
   - Puszczę cię jak ze mą pogadasz , wszystko ci wyjaśnię .
   - Nie będę z tobą gadać .
   - Musisz .
   - Ja nie mam żadnych obowiązków wobec ciebie .
   - Masz tylko ten jeden . Proszę .
   Karen przekonała się . Chyba myślała , że dam jej spokój .
   - Ja go nie podrywałam , ja tylko ...
   - Nie tłumacz się , ja wiem jak było - przerwała mi .
   - Najpierw wysłuchaj mojego monologu , a później komentuj . Ok ?
   Karen założyła nogę na nogę , splotła ręce i spuściła głowę . Słuchała .
   - Szłam do sklepu i ....
   - Tak , to akurat wiem . Powiedz mi tylko co robiłaś z Keithem .
   - ... I przypadkowo się z nim zderzyłam . Po prostu na siebie wpadliśmy . I tyle . Potem każdy poszedł w swoją stronę .
   - Phi ...! Coś bardzo uprosciłaś tę swoją historyjkę . W takim razie co ci dał do ręki na odchodnym ?
   Kartka z numerem telefonu chłopaka zaczęła mi ciążyć . Ołowiany papier .
   Spuściłam głowę . Jeśli jej to powiem , ńa pewno mi już nie uwierzy . Trudno, próbuję.
   - Dał mi swój numer telefonu - pokazałam jej kartkę .
   - Nie udawaj , że nie jesteś nim zainteresowana . Poprosiłaś go o ten numer !
   - No wiesz ...? Ja go wcale nie znałam . Masz mnie za kogoś , kto specjalnie wpada na przystojnych chłopaków na ulicy i wyłudza numery telefonów ?
   Chyba nie miała mnie za kogoś takiego, bo powiedziała :
   - I naprawdę nic między wami nie było ?
   - Nie było i nie będzie . Nigdy . A co masz na niego oko ?
   Dziewczyna zarumieniła się gwałtownie . Znów stała się miła i piękna w moich oczach .
   - Nooo ....
    Weszłyśmy do mieszkania . Caroline zasnęła .
   - Niech śpi . Choćmy na spacer . Trochę się rozjaśniło .
   Miałam okazję , by z nią powaznie porozmawiać .
   -Zamierzasz coś zrobić w sprawie rodziców .
   Oczy Karen pociemnieły . Wiedziałam , że ta rozmowa sprawi jej ból .
   - Tak myślałam . Tylko nie wiem, co mam robić.
   - A dzwoniłaś  ? Wszystko w porządku u nich ?
   - Wszystko ok .
   Niebo zachmurzyło się . Zaczął padać deszcz .
   - Choć pomyślimy nad tym w domu .
   Jak dobrze , że między nami się poprawiło . Teraz mogę jej pomóc .

2 komentarze:

  1. Ten Keith jest najwidoczniej jakimś psycholem! (oczywiście bez obrazy) Nie to co mój Artur, albo Bryan...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz ... zakochany . Bynajmniej nie w Karen :)

      Usuń