sobota, 7 lipca 2012

Rozdział 4

   Zapadła noc. Wraz z Caroline i Karen zamierzałyśmy sprawdzić powód  naszego naznaczenia . Nie wiedziałyśmy co tutaj robimy , czy nic nam nie grozi , kim się teraz staniemy ? Lecz wiadomość  o zagrożeniu życia rodziców Karen wstrząsnęła nami niewyobrażalnie . Co ja bym zrobiła gdyby takie niebezpieczeństwo groziło mojej mamie ? Chyba zdesperowana rzuciłabym się w przepaść . A Karmen ? Trochę popłakała , polamentowała , wzięła się w garść i postanowiła za wszelką cenę uchronić swoich rodziców od śmierci . Podziwiałam ją za to . Nie mogłyśmy doprowadzić do ostateczności .
   - Ale co my mamy zrobić ? - martwiła się Caroline.- Chyba trzeba znaleźć Damaris . Ale jak ?
   Wyszłyśmy się rozejrzeć na podwórze . Wyglądało zwyczajnie jak każde inne . Może tylko było tam za dużo kwiatów . Każdy pagórek , każdy czysty kawałek ziemi porastały przeróżne fiołki , tulipany , róże , paprocie , cynie i stokrotki . Wszystko wyglądało mało stylowo ale w świetle dziennym na pewno sprawiało miłe i radosne wrażenie . Nie miałyśmy czasu na poznawanie krajobrazu . Musiałyśmy się spieszyć .
   Szłyśmy wąską ścieżką do zabudowań , w których zapewne mieli mieszkać ludzie . To ostatnie słowo nie chciało mi przejść przez gardło , bo nie wiedziałam czy ja i wszyscy tu mieszkający nadal są ludźmi . Ale narazie tak ich będę nazywać . No więc wędrowałtyśmy w poszukiwaniu ludzi , którzy by nam pomogli . Zapukałyśmy do pierwszego lepszego domu jaki udało nam się dojrzeć .
   - Dobry wieczór - Powiedziałyśmy , gdy w otwartych drzwiach stanęła dorosła kobieta z czarnym półksiężycem na ramieniu . Ubrana była już w pidżamę . Wzrok miała zmęczony , jak gdyby dopiero co się obudziła. - Wie pani może, gdzie możemy znaleźć eee... panią Damaris ?
   Dama popatrzyła na nas karcąco .
   - Miss Damaris mieszka w środku osady - pierwsze dwa słowa wypowiedziała z wyraźnym akcentem.- Idźcie tam i pytajcie . Chociaż ... lepiej wracajcie do domów . Wszyscy tutaj chcą spać .
   Rzeczywiście . Nie tylko wszyscy chcieli już spać , ale już spali . Nigdzie nie paliło się światło i tylko z kominów unosiły się ciemne chmury dymu.
   - No cóż . Pora wracać do domu . Ta pani ma rację .
   Karen wyglądała żałośnie . Mimo wyraźnie malującego się przygnębienia na twarzy , wciąż wyglądała pięknie . Może nawet ładniej niż zwykle .
   - A jeśli jutro będzie już za późno ?- pytała nas spodziewając się jakiejś naszej reakcji .
   - Nie martw się . Zadzwonię do mamy . To od niej wszystkiego się dowiedziałam .
   - Będę ci wdzięczna .
   Zaledwie weszłyśmy do domu , a już zagrała komórka Caroline położona na nocnej szafce przy jej łóżku .
   - Och ... To Dan . Lecę oddzwonić.
   Zanim z Karen zdążyłyśmy cokolwiek powiedzieć nasza przyjaciółka już ćwierkała do telefonu . Słodko się przy tym uśmiechała , jak gdyby Dan stał obok niej . Często , bardzo często powtarzała : ja ciebie też... ja za tobą też ... Karen udała , że wymiotuje .
   Wyszłyśmy do kuchni , by nie przeszkadzać w rozmowie . I żeby ona też nie przeszkadzała nam .
   Wybrałam numer do mamy . Odebrała po pierwszym sygnale .
   - No wreszcie . Czekałam aż zadzwonisz - to było powitanie mojej rodzicielki . - Jak tam ci się wiedzie ? Stęskniłam się za tobą.
   - Mamo , nie ma mnie tylko od...- popatrzyłam na zegarek. Była jedenasta.- pięciu godzin.
   - To wystarczająco długo .
   - Wiem mamo . Mam kłopot . Bo wiesz... mieszkam w jednym mieszkaniu z Karen i Caroline i Karen powiedziała mi , że jej brat nie zgodził się na naznaczenie go . Po ilu dniach twoi rodzice zginęli ? A może zaraz po twojej odmowie ?
   Mama myślała chwilę , aż w końcu odpowiedziała :
   - To się stało tydzień po mojej odmowie . Pewnie nie chcięli bym odniosła wrażenie , że to przeze mnie .
   Odetchnęłam z ulgą . Ufff... Mamy czas .
   - Mamo ?
   - Tak Carmen ?
   - A jaką śmiercią zginęli moi dziadkowie ?
   - Znalazłam ich zamienionych w posągi . Nie było najmniejszych wątpliwości , że to sprawka Strażników Magii .
   - Aha . Muszę już kończyć . Dzięki za wszystko .
   - No to pa, Carmen .
   - Pa, mamo .
   Więc mamy czas . Opowiedziałam wszystko Karen . Odrobinę się uspokoiła . Nagle do pokoju wpadła Caroline .
  - Macie kaskę na koncie ? Ja na swojej komórce wszystko wygadałam . A on nie zdążył się ze mną pożegnać nim zablokowali mi konto ... - dziewczyna wyraźnie histeryzowała .
   - Masz - podałam jej telefon . - Ale tylko jedno słówko . Obiecujesz ?
   - Jasne . Gdyby się ze mną nie pożegnał chyba bym nie zasnęła przez całą noc . Wielkie dzięki .
   Po wyjściu Caroline Karen powiedziała :
   - Ty jej wierzysz ? Mówi co innego , a zrobi co innego . Wygada ci wszystko co do grosza .
   - No trudno . Mam tylko nadzieję , że można tu kupić doładowanie .
   Obie wybuchnęłyśmy śmiechem .
   Może nie będzie tak żle jak myślałam . Oby .

4 komentarze:

  1. Co zrobiłaś ze mnie taką idiotkę!!??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty jesteś po prostu ZAKOCHANA!! Śliczny rozdział, Carmen, ale może byś raczyła skomentować mój?

      Usuń
    2. A ty może raczyłabyś dodać nowy?

      Usuń
    3. Już się przełączam na blog Sary i wstawiam komentarz chociaż wydawało mi się , że już to zrobiłąm . Ale widocznie tylko przeczytałam . A ty Andromedo jesteś po prostu zakochana i nie widzisz świata pozaDanem . A może chcesz bym zmieniła mu imię ? Saro , a twój chłopak jak się ma nazywać ?

      Usuń