Caroline i Karen siedziały przy mnie od mniej więcej godziny i bezskutecznie próbowały mnie pocieszyć . Było mi tak głupio . Może to nie do końca moja wina - próbowałam się pocieszyć . Jednak mogłam nie zgodzić się na żadną rozmowę . Mogłam go ignorować .
Myślałam nad lojalnością wobec Karen . Nie wiedziałam na czym w tym przypadku miała polegać . Że wszystko jej powiem i nie będę kłamać , czy że o niczym nie wspomnę , a Keitha będę unikać jak ognia . Było mi źle .
- Carmen , co on ci powiedział ?- dopytywała się Caroline .
- Nic . Nieważne .
- Nam możesz powiedzieć .
- Nawet ceną naszej przyjaźni , Karen ?
Nie odpowiedziała . Pewnie domyślała , że to ma związek z nią .
Postanowiłam odpowiedzieć na kilka podstawowych pytań . Czy ja go kocham ? Znam go zaledwie kilka dni . Nic o nim nie wiem . Ale w pewnym sensie mi się podoba . Tylko powierzchownie . Nie wiem jaki on jest naprawdę . Jestem tylko przekonana , że mnie kocha . On też mnie wcale nie zna , więc czy taka miłość przetrwa ? Chciałabym zobaczyć jaki jest w środku . Przeszkodą była Karen . Jej zauroczenie . Nie , nie zniszczę naszej przyjaźni , przez jednego chłopaka . Ona jest jedna , a takich jak on są tysiące , miliony . Chyba .
- Naprawdę nie obrażę się , choćby nie wiem co - obiecała Karen.
- Nie, to moja osobista sprawa .
- Czy on... coś ci wyznał ? Ty nie płaczesz przez niego, tylko przeze mnie , prawda ?
- Nie . Nie ma o czym mówić .
Minęło popołudnie . Nadeszła noc . Caroline wróciła z długiego nocnego spaceru z Danem . Wyglądała na szczęśliwą .
- Carmen , ktoś na ciebie czeka .
Domyślałam się kto .
-Powiedz , że mnie nie ma .
- Ale ty jesteś , Carmen . Jeśli nie wyjdziesz , będzie cię szukał . Prawda wyjdzie na jaw , bo osada nie jest duża .
- Powiedz , że źle się czuję.
- Nie wiem o co ci chodzi , ale radzę ci się z nim spotkać . Nie możesz wiecznie uciekać . Kiedyś staniesz z nim twarzą w twarz .
- Kiedyś . Nie dzisiaj .
Karen , chyba wiedziała co się święci . Patrzyła na mnie nic nie rozumiejąc.
- To Keith . Co o n tu robi ? czego od ciebie chce ?
- Nie mam zamiaru wiedzieć .
Karen sporo kosztowała ta decyzja . Powiedziała :
- Idź . Może to coś ważnego .
- Jesteś pewna ?
- Idź .
Gdyby nie było żadnych przeszkód , pewnie wyszłabym od razu . Teraz wstrzymywałam się chyba tylko ze względu na Karen .
Wyszłam przed dom . Keith już czekał .
Jak przewidywałam , zanosiło się na burzę . Z dala już słychać było grzmoty i huki .
- Choć . Chcę porozmawiać - powiedział .
- Zanosi się na deszcz . Nigdzie nie idę .
- Nie pójdziemy daleko .
Szliśmy w milczeniu . Wreszcie powiedział :
- Przepraszam cię za dzisiejszą sytuację . Poniosło mnie .
- Słuchaj . Znam cię z ulicy . Spotkaliśmy się przypadkowo . Nic o tobie nie wiem . Ty nie znasz nawet mojego imienia , a już mnie całujesz .
- Przepraszam . Ja wiem , że zrobiłem źle , ale ... Naprawdę jesteś wyjątkową osobą . Czuję to .
- Keith . Naprawdę mogę być twoją koleżanką , przyjaciółką . Nic więcej .
- Dlaczego ?
- Byłoby to nie w porządku wobec ... mojej przyjaciółki .
- Blokuje cię .
- Nie . Tylko jest w tobie zakochana .
Zapadła cisza . Oddalilismy się już spory kawałek od mojego domu . Deszcz najpierw kropił , potem lekko padał . Teraz lało jak z cebra .
- Choć schronimy się tam - zaproponował Keith .
Weszliśmy do małej komórki na narzędzia ogrodnicze . Tak bardzo boję się burz . Szczególnie gdy błyska , czekam z niepokojem na grzmot . On i tak wreszcie zaskakuje mnie swoją mocą .
- Nie rozumiesz ? Ja cię kocham .
Nie miałam teraz nastroju na konwersacje . Jeszcze przyjdzie na to czas .
- Ja wiem , że będziesz na mnie zła . Proszę .
Znów mnie pocałował . O wiele dłużej niż poprzednim razem . Jakoś nie miałam ochoty się wyrywać . Może już wtedy byłam w nim zakochana ? Nie wiem . Wiem tylko , że ciężko mi było się od niego oderwać .
Deszcz ustał . Tylko co jakiś czas migały błyskawice . Wracaliśmy do domu .
- Nie powinniśmy się więcej spotykać - powiedziałam .
- Tak uważasz ? I tak zobaczymy się jutro w szkole .
No tak . Nie pomyślałam o tym .
- Proszę cię nie narzucaj mi się. To dla mnie trudne .
Jeszcze kilkanaście metrów dzieliło nas od mojego mieszkania . Wziął mnie za rękę . Nie miałam znów siły by się wyrywać . Po raz trzeci mnie pocaował . Na pożegnanie . Czułam się szczęśliwa . Stanęłam na werandzie . Patrzyłam jak się oddala . Wtedy zauważyłam Karen patrzącą przez okno . Niewątpliwie będzie kłótnia . Nie myliłam się .
- Jak możesz ! Myslałam , że jesteś inna . Byłam przekonana , że nic między wami nie jest . Ja ci wierzyłam , rozumiesz ? !
- Karen , proszę cię , posłuchaj .
-Nie mam zamiaru znów wysłuchiwać twoich kłamstw !
- Ale to nie moja wina . Zrozum .
- Tak tak . Samo z siebie wyszło , hę ? Naprawdę jesteś bezczelna , z tymi wymówkami i w ogóle . Myślisz tylko o sobie ! Egoistka !
Nie będę się więcej bronić . Może zawiniłam , a może nie dokońca . Karen wyszła . Trzasnęła drzwiami i po prostu przepadła w głuchą noc .
- Wiesz co ?
- Ty tesz zamierzasz mnie potępiać , Caroline ?
- Nie . Tylko to było nie fair .
- Ale to on zaczął . Nie ja .
Caroline nie odezwała się ani słowem . Zgasiłam światło . Poszłam spać wcześniej niż zwykle . Nasłuchiwałam jakiegoś hałasu świadczącego o tym , że Karen wróciła . Nie doczekałam się. Usnęłam .
Bez przesady, ale jeśli nie chcesz się z nim spotykać to nie, a nie on cię nagabuje. Dziwny gość.
OdpowiedzUsuńZna cię kilka dni, widział 2 razy i już cię kocha? Ten świat przestaje mieć sens...
OdpowiedzUsuńMoże dla ciebie .
Usuń