niedziela, 15 lipca 2012

Rozdział 12

   Caroline i Karen siedziały przy mnie od mniej więcej godziny i bezskutecznie próbowały mnie pocieszyć . Było mi tak głupio . Może to nie do końca moja wina - próbowałam się pocieszyć . Jednak mogłam nie zgodzić się na żadną rozmowę . Mogłam go ignorować .
   Myślałam nad lojalnością wobec Karen . Nie wiedziałam na czym w tym przypadku miała polegać . Że wszystko jej powiem i nie będę kłamać , czy że o niczym nie wspomnę , a Keitha będę unikać jak ognia . Było mi źle .
   - Carmen , co on ci powiedział ?- dopytywała się Caroline .
   - Nic . Nieważne .
   - Nam możesz powiedzieć .
   - Nawet ceną naszej przyjaźni , Karen ?
   Nie odpowiedziała . Pewnie domyślała , że to ma związek z nią .
   Postanowiłam odpowiedzieć na kilka podstawowych pytań . Czy ja go kocham ? Znam go zaledwie kilka dni . Nic o nim nie wiem . Ale w pewnym sensie mi się podoba . Tylko powierzchownie . Nie wiem jaki on jest naprawdę . Jestem tylko przekonana , że mnie kocha . On też mnie wcale nie zna , więc czy taka miłość przetrwa ? Chciałabym zobaczyć jaki jest w środku . Przeszkodą była Karen . Jej zauroczenie . Nie , nie zniszczę naszej przyjaźni , przez jednego chłopaka . Ona jest jedna , a takich jak on są tysiące , miliony . Chyba .
   - Naprawdę nie obrażę się , choćby nie wiem co - obiecała Karen.
   - Nie, to moja osobista sprawa .
   - Czy on... coś ci wyznał ? Ty nie płaczesz przez niego, tylko przeze mnie , prawda ?
   - Nie . Nie ma o czym mówić .
   Minęło popołudnie . Nadeszła noc . Caroline wróciła z długiego nocnego spaceru z Danem . Wyglądała na szczęśliwą .
   - Carmen , ktoś na ciebie czeka .
   Domyślałam się kto .
   -Powiedz , że mnie nie ma .
   - Ale ty jesteś , Carmen . Jeśli nie wyjdziesz , będzie cię szukał . Prawda wyjdzie na jaw , bo osada nie jest duża .
   - Powiedz , że źle się czuję.
   - Nie wiem o co ci chodzi , ale radzę ci się z nim spotkać . Nie możesz wiecznie uciekać . Kiedyś staniesz z nim twarzą w twarz .
   - Kiedyś . Nie dzisiaj .
   Karen , chyba wiedziała co się święci . Patrzyła na mnie nic nie rozumiejąc.
   - To Keith . Co o n tu robi ? czego od ciebie chce ?
   - Nie mam zamiaru wiedzieć .
   Karen sporo kosztowała ta decyzja . Powiedziała :
   - Idź . Może to coś ważnego .
   - Jesteś pewna ?
   - Idź .
   Gdyby nie było żadnych przeszkód , pewnie wyszłabym od razu . Teraz wstrzymywałam się chyba tylko ze względu na Karen .
   Wyszłam przed dom . Keith już czekał .
   Jak przewidywałam , zanosiło się na burzę . Z dala już słychać było grzmoty i huki .
   - Choć . Chcę porozmawiać - powiedział .
   - Zanosi się na deszcz . Nigdzie nie idę .
   - Nie pójdziemy daleko .
   Szliśmy w milczeniu . Wreszcie powiedział :
   - Przepraszam cię za dzisiejszą sytuację . Poniosło mnie .
   - Słuchaj . Znam cię  z ulicy . Spotkaliśmy się przypadkowo . Nic o tobie nie wiem . Ty nie znasz nawet mojego imienia , a już mnie całujesz .
   - Przepraszam . Ja wiem , że zrobiłem źle , ale ... Naprawdę jesteś wyjątkową osobą . Czuję to .
   - Keith . Naprawdę mogę być twoją koleżanką , przyjaciółką . Nic więcej .
   - Dlaczego ?
   - Byłoby to nie w porządku wobec ... mojej przyjaciółki .
   - Blokuje cię .
   - Nie . Tylko jest w tobie zakochana .
   Zapadła cisza . Oddalilismy się już spory kawałek od mojego domu . Deszcz najpierw kropił , potem lekko padał . Teraz lało jak z cebra .
   - Choć schronimy się tam - zaproponował Keith .
   Weszliśmy do małej komórki na narzędzia ogrodnicze . Tak bardzo boję się burz . Szczególnie gdy błyska , czekam z niepokojem na grzmot . On i tak wreszcie zaskakuje mnie swoją mocą .
   - Nie rozumiesz ? Ja cię kocham .
   Nie miałam teraz nastroju na konwersacje . Jeszcze przyjdzie na to czas .
   - Ja wiem , że będziesz na mnie zła . Proszę .
   Znów mnie pocałował . O wiele dłużej niż poprzednim razem . Jakoś nie miałam ochoty się wyrywać . Może już wtedy byłam w nim zakochana ? Nie wiem . Wiem tylko , że ciężko mi było się od niego oderwać .
   Deszcz ustał . Tylko co jakiś czas migały błyskawice . Wracaliśmy do domu .
   - Nie powinniśmy się więcej spotykać -  powiedziałam .
   - Tak uważasz ? I tak zobaczymy się jutro w szkole .
   No tak . Nie pomyślałam o tym .
   - Proszę cię nie narzucaj mi się. To dla mnie trudne .
   Jeszcze kilkanaście metrów dzieliło nas od mojego mieszkania . Wziął mnie za rękę . Nie miałam znów siły by się wyrywać . Po raz trzeci mnie pocaował . Na pożegnanie . Czułam się szczęśliwa . Stanęłam na werandzie . Patrzyłam jak się oddala . Wtedy zauważyłam Karen patrzącą przez okno . Niewątpliwie będzie kłótnia . Nie myliłam się .
   - Jak możesz ! Myslałam , że jesteś inna . Byłam przekonana , że nic między wami nie jest . Ja ci wierzyłam , rozumiesz ? !
   - Karen , proszę cię , posłuchaj .
   -Nie mam zamiaru znów wysłuchiwać twoich kłamstw !
   - Ale to nie moja wina . Zrozum .
   - Tak tak . Samo z siebie wyszło , hę ? Naprawdę jesteś bezczelna  , z tymi wymówkami i w ogóle . Myślisz tylko o sobie ! Egoistka !
   Nie będę się więcej bronić . Może zawiniłam , a może nie dokońca . Karen wyszła . Trzasnęła drzwiami i po prostu przepadła w głuchą noc .
   - Wiesz co ?
    - Ty tesz zamierzasz mnie potępiać , Caroline ?
   - Nie . Tylko to było nie fair .
   - Ale to on zaczął . Nie ja .
   Caroline nie odezwała się ani słowem . Zgasiłam światło . Poszłam spać wcześniej niż zwykle . Nasłuchiwałam jakiegoś hałasu świadczącego o tym , że Karen wróciła . Nie doczekałam się. Usnęłam .

3 komentarze:

  1. Bez przesady, ale jeśli nie chcesz się z nim spotykać to nie, a nie on cię nagabuje. Dziwny gość.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zna cię kilka dni, widział 2 razy i już cię kocha? Ten świat przestaje mieć sens...

    OdpowiedzUsuń